Polacy utknęli na lotnisku we Włoszech. "Nikt się nami nie zaopiekował"
Dwie Polki wybrały się na weekend do Mediolanu. Miały wrócić z Bergamo do Warszawy. Ich pobyt nieoczekiwanie się przedłużył. Przewoźnik "zatrzymał" na miejscu ponad 50 osób.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Dwie przyjaciółki w wieku 27 lat wybrały się do europejskiej stolicy mody na weekend. Biorąc pod uwagę krótki wyjazd, spakowały niewiele rzeczy, w domu zostawiły bez żadnej opieki koty i wyjechały. Dwa dni jak w bajce, trzy jak w horrorze. Nikt nie spodziewał się takiego finału podróży, a przewoźnik (węgierska niskokosztowa linia lotnicza) milczy, nie opublikował żadnego komunikatu i nie odpowiada na wiadomości klientów.
Ale po kolei. Poprzez formularz #dziejesie skontaktowała się jedna z kobiet, która postanowiła podzielić się z nami swoją historią.
– Chciałabym opowiedzieć o tym, co przydarzyło się mnie, mojej koleżance oraz grupie ok. 50 innych osób, które miały wylecieć z lotniska w Bergamo w poniedziałek o 9:00 – pisze do redakcji Wirtualnej Polski pani Ania. – Tuż przed odlotem, w aplikacji mobilnej, w której miałyśmy nasze karty pokładowe, pojawiła się informacja, aby podejść do oprawy check-in, wtedy zostałyśmy poinformowane, że nasz samolot nie przyleciał – informuje.
Podstawiono mniejszą maszynę
Zamiast planowego samolotu, mogącego pomieścić wszystkich pasażerów, podstawiony został inny, ale o 50 miejsc mniejszy. Na jakiej zasadzie wybrani zostali ci, którzy musieli zostać?
– Nie wierzyłyśmy w to, co się działo. Poinformowano nas, że jesteśmy 35. na liście oczekujących, ale Wizz Air zapewni nam hotel, posiłki i powrót do domu. Problem polegał jednak na tym, że wszystkie loty tego i następnego dnia były już zabookowane. Otrzymałyśmy informację, że najbliższe możliwe połączenie jest we wtorek, ale nie do Warszawy, tylko do Gdańska lub do Katowic. A na nasze pytanie, jak się dostaniemy do stolicy, usłyszałyśmy enigmatyczne stwierdzenie, "że transport do Warszawy zostanie zapewniony" – relacjonuje zdarzenie pasażerka.
#
Brak informacji i opieki
Kobietom wydano wprawdzie bilety standby, które pozwoliły im przejść przez kontrolę osobistą, ale jednocześnie uprzedzono je, że aż 35 osób musiałoby zrezygnować z lotu, żeby mogły zostać wpuszczone na pokład.
– Na jakiej więc zasadzie wybrano tych, którzy wrócą w terminie do domu? A którzy zostaną? – zastanawia się poszkodowana.
Kobiety chciały wytłumaczyć, że wybrały się w podróż tylko na dwa dni, że nie mają dość ubrań, obie przewlekle się leczą i nie wzięły zapasu leków, że zostawiły w domu zwierzęta, które wymagają opieki. Wszystkie te argumenty zawisły w próżni.
– Jak się okazało, wszystkie osoby rozmawiające z nami są pracownikami lotniska, a nie Wizz Aira. Więc my i wielu innych pasażerów, którym zrujnowano tydzień, nie mieliśmy z kim rozmawiać. Cóż za świetna polityka, aby pozbyć się niewygodnych pytań. Co więcej, linia lotnicza nie wydała żadnego oświadczania czy komunikatu w tej sprawie. Nikt się z nami nie skontaktował z ramienia przewoźnika. Nikt nie zaopiekował. Moje wiadomości pozostały bez odpowiedzi – żali się pani Ania.
Około trzydzieści osób wciąż czeka na powrót do domu
Część Polaków na własną rękę udała się do Rzymu, ale większość (grupa ok. 30 osób) została uwięziona w Bergamo.
– Jesteśmy w hotelu na terenie lotniska, zaoferowano nam wyżywienie i 250 euro (ok. 1000 zł - przypis redakcji) odszkodowania. 250 euro za 3 dni! Rozumiem, że takie rzeczy się zdarzają, ale według prawa należy się wtedy "zaopiekować pasażerem". A nami nikt się nie zajął. Do tego jeszcze panuje tutaj straszna ulewa, wszystkie rzeczy mamy mokre, nie ma jak tego wysuszyć – skarży się.
Warszawianki są oburzone również obsługą na lotnisku.
– Szczytem bezczelności było zaproponowanie nam biletów do Gdańska lub Katowic na wtorek lub do Warszawy na środę, mówiąc, że nie ma innych lotów i wszystkie możliwe połączenia sprawdzono. Jednak gdy znalazłam bilet na jutro z tego samego lotniska w Bergamo do Warszawy usłyszałam, że możemy same go sobie kupić, a potem Wizz Air wypłaci nam odszkodowanie w wysokości 250 euro. Jednak pani, która nas obsługiwała, powiedziała, że nie wie, czy to się nam opłaci... – opowiada Polka.
Pani Ani jednym tchem wymienia listę skarg na przewoźnika.
– Nie zapewniono nam lotu o umówionej godzinie. Nie zadbano o to, abyśmy poleciały innym najszybszym możliwym połączeniem. Do hotelu, który mieści się na lotnisku, dotarłyśmy po 5 godzinach czekania. Ale przede wszystkim dziwi mnie brak reakcji ze strony przewoźnika. Wizz Air nie wydał żadnego oficjalnego komunikatu, nikt się z nami nie skontaktował, aby wytłumaczyć zaistniałą sytuację. A co gorsze, na jego stronie internetowej brak jakichkolwiek informacji na temat tego lotu. Trudno mi przedstawić mi wiarygodny dowód mojemu szefowi, dlaczego od dwóch dni nie stawiam się do pracy. Jesteśmy zbulwersowane, rozczarowane i przerażone, czy nasze zwierzęta wytrzymają z głodu do środy, a my bez leków – mówi pasażerka.
Pani Ania z przyjaciółką przebywają teraz w hotelu w Bergamo, czekają na lot do Warszawy, który zapowiedziano, że odbędzie się w środę, 31 pażdziernika o 9:00.
Skontaktowaliśmy się z linią Wizz Air. Poprosiliśmy o komentarz. Niestety nasz e-mail pozostał bez odpowiedzi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Nietypowy pokaz mody w Mediolanie
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.