W PodróżyPolacy utknęli na lotnisku we Włoszech. "Nikt się nami nie zaopiekował"

Polacy utknęli na lotnisku we Włoszech. "Nikt się nami nie zaopiekował"

Dwie Polki wybrały się na weekend do Mediolanu. Miały wrócić z Bergamo do Warszawy. Ich pobyt nieoczekiwanie się przedłużył. Przewoźnik "zatrzymał" na miejscu ponad 50 osób.

Polacy utknęli na lotnisku we Włoszech. "Nikt się nami nie zaopiekował"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

30.10.2018 | aktual.: 30.10.2018 12:54

Dwie przyjaciółki w wieku 27 lat wybrały się do europejskiej stolicy mody na weekend. Biorąc pod uwagę krótki wyjazd, spakowały niewiele rzeczy, w domu zostawiły bez żadnej opieki koty i wyjechały. Dwa dni jak w bajce, trzy jak w horrorze. Nikt nie spodziewał się takiego finału podróży, a przewoźnik (węgierska niskokosztowa linia lotnicza) milczy, nie opublikował żadnego komunikatu i nie odpowiada na wiadomości klientów.

Ale po kolei. Poprzez formularz #dziejesie skontaktowała się jedna z kobiet, która postanowiła podzielić się z nami swoją historią.
– Chciałabym opowiedzieć o tym, co przydarzyło się mnie, mojej koleżance oraz grupie ok. 50 innych osób, które miały wylecieć z lotniska w Bergamo w poniedziałek o 9:00 – pisze do redakcji Wirtualnej Polski pani Ania. – Tuż przed odlotem, w aplikacji mobilnej, w której miałyśmy nasze karty pokładowe, pojawiła się informacja, aby podejść do oprawy check-in, wtedy zostałyśmy poinformowane, że nasz samolot nie przyleciał – informuje.

Obraz
© Archiwum prywatne

Podstawiono mniejszą maszynę

Zamiast planowego samolotu, mogącego pomieścić wszystkich pasażerów, podstawiony został inny, ale o 50 miejsc mniejszy. Na jakiej zasadzie wybrani zostali ci, którzy musieli zostać?
– Nie wierzyłyśmy w to, co się działo. Poinformowano nas, że jesteśmy 35. na liście oczekujących, ale Wizz Air zapewni nam hotel, posiłki i powrót do domu. Problem polegał jednak na tym, że wszystkie loty tego i następnego dnia były już zabookowane. Otrzymałyśmy informację, że najbliższe możliwe połączenie jest we wtorek, ale nie do Warszawy, tylko do Gdańska lub do Katowic. A na nasze pytanie, jak się dostaniemy do stolicy, usłyszałyśmy enigmatyczne stwierdzenie, "że transport do Warszawy zostanie zapewniony" – relacjonuje zdarzenie pasażerka.

Obraz
© Shutterstock.com

#

Brak informacji i opieki

Kobietom wydano wprawdzie bilety standby, które pozwoliły im przejść przez kontrolę osobistą, ale jednocześnie uprzedzono je, że aż 35 osób musiałoby zrezygnować z lotu, żeby mogły zostać wpuszczone na pokład.

– Na jakiej więc zasadzie wybrano tych, którzy wrócą w terminie do domu? A którzy zostaną? – zastanawia się poszkodowana.

Kobiety chciały wytłumaczyć, że wybrały się w podróż tylko na dwa dni, że nie mają dość ubrań, obie przewlekle się leczą i nie wzięły zapasu leków, że zostawiły w domu zwierzęta, które wymagają opieki. Wszystkie te argumenty zawisły w próżni.

– Jak się okazało, wszystkie osoby rozmawiające z nami są pracownikami lotniska, a nie Wizz Aira. Więc my i wielu innych pasażerów, którym zrujnowano tydzień, nie mieliśmy z kim rozmawiać. Cóż za świetna polityka, aby pozbyć się niewygodnych pytań. Co więcej, linia lotnicza nie wydała żadnego oświadczania czy komunikatu w tej sprawie. Nikt się z nami nie skontaktował z ramienia przewoźnika. Nikt nie zaopiekował. Moje wiadomości pozostały bez odpowiedzi – żali się pani Ania.

Około trzydzieści osób wciąż czeka na powrót do domu

Część Polaków na własną rękę udała się do Rzymu, ale większość (grupa ok. 30 osób) została uwięziona w Bergamo.
– Jesteśmy w hotelu na terenie lotniska, zaoferowano nam wyżywienie i 250 euro (ok. 1000 zł - przypis redakcji) odszkodowania. 250 euro za 3 dni! Rozumiem, że takie rzeczy się zdarzają, ale według prawa należy się wtedy "zaopiekować pasażerem". A nami nikt się nie zajął. Do tego jeszcze panuje tutaj straszna ulewa, wszystkie rzeczy mamy mokre, nie ma jak tego wysuszyć – skarży się.

Warszawianki są oburzone również obsługą na lotnisku.

– Szczytem bezczelności było zaproponowanie nam biletów do Gdańska lub Katowic na wtorek lub do Warszawy na środę, mówiąc, że nie ma innych lotów i wszystkie możliwe połączenia sprawdzono. Jednak gdy znalazłam bilet na jutro z tego samego lotniska w Bergamo do Warszawy usłyszałam, że możemy same go sobie kupić, a potem Wizz Air wypłaci nam odszkodowanie w wysokości 250 euro. Jednak pani, która nas obsługiwała, powiedziała, że nie wie, czy to się nam opłaci... – opowiada Polka.

Pani Ani jednym tchem wymienia listę skarg na przewoźnika.

– Nie zapewniono nam lotu o umówionej godzinie. Nie zadbano o to, abyśmy poleciały innym najszybszym możliwym połączeniem. Do hotelu, który mieści się na lotnisku, dotarłyśmy po 5 godzinach czekania. Ale przede wszystkim dziwi mnie brak reakcji ze strony przewoźnika. Wizz Air nie wydał żadnego oficjalnego komunikatu, nikt się z nami nie skontaktował, aby wytłumaczyć zaistniałą sytuację. A co gorsze, na jego stronie internetowej brak jakichkolwiek informacji na temat tego lotu. Trudno mi przedstawić mi wiarygodny dowód mojemu szefowi, dlaczego od dwóch dni nie stawiam się do pracy. Jesteśmy zbulwersowane, rozczarowane i przerażone, czy nasze zwierzęta wytrzymają z głodu do środy, a my bez leków – mówi pasażerka.

Pani Ania z przyjaciółką przebywają teraz w hotelu w Bergamo, czekają na lot do Warszawy, który zapowiedziano, że odbędzie się w środę, 31 pażdziernika o 9:00.

Skontaktowaliśmy się z linią Wizz Air. Poprosiliśmy o komentarz. Niestety nasz e-mail pozostał bez odpowiedzi.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:dziejesie.wp.pl
wizzairtanie linie lotniczew podróży
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (182)