Polska - samotnie przepłynął Wisłę
25 dni zajęło Andrzejowi Michalikowi przepłynięcie Wisły z Goczałkowic-Zdroju (woj. śląskie) do Gdańska. W trakcie samotnej podróży przeżył załamania pogody, zatrucie i awarię kajaka. Wyprawa nie należała do łatwych także dlatego, że od dziecka choruje na cukrzycę, ale i to nie stanęło na przeszkodzie.
10.08.2016 | aktual.: 04.08.2017 09:32
25 dni zajęło Andrzejowi Michalikowi przepłynięcie Wisły z Goczałkowic-Zdroju (woj. śląskie) do Gdańska. W trakcie samotnej podróży przeżył załamania pogody, zatrucie i awarię kajaka. Wyprawa nie należała do łatwych także dlatego, że od dziecka choruje na cukrzycę, ale i to nie stanęło na przeszkodzie.
- Było bardzo ciężko. Walczyłem z chorobą, licznymi burzami, trzema wichurami, metrową falą i 1000 km wody, niejednokrotnie płynąc pod prąd – mówi Wirtualnej Polsce Andrzej Michalik. - Dodatkowo przeżyłem zatrucie i awarię pierwszego kajaka - już po dwóch dniach wymieniłem go na nowy. Na koniec musiałem stoczyć walkę z większymi jednostkami w Gdańsku, które tworzyły spore fale.
Kajakarz codziennie przepływał ok. 50 km, wiosłował od rana do wieczora. Jego zmagania można było śledzić na profilu na Facebooku. W kajaku miał cały ekwipunek: namiot, śpiwór, odzież na każdą pogodę, trzy telefony komórkowe, ładowarki solarne, filtr do wody, a także zapas jedzenia.
– Po drodze podziwiałem piękno naszego kraju, przyrody i przeżywałem cudowne chwile. Było bardzo ciężko ze względu na chorobę, ale udało się. Nie poddałem się i dopłynąłem do celu – mówi.
Andrzej Michalik na co dzień pracuje w Centrum Wsparcia Teleinformatycznego Sił Zbrojnych. Od września zaczyna przygotowania do następnego przedsięwzięcia. - Kolejna wyprawa będzie już na nogach, z plecakiem. Planuję pokonać ok. 1000 km pieszo, ale nie chciałbym jeszcze zdradzać szczegółów. Zapewniam, że będzie ciekawie – zdradza Wirtualnej Polsce.
Miłośnik aktywnego spędzania czasu swoją postawą chce udowadniać, że żadna choroba nie stoi na przeszkodzie w podejmowaniu sportowych wyzwań i osiąganiu sukcesów. W dwa lata przejechał 7 tys. km na rowerze, grał w tenisa stołowego, a teraz samotnie przepłynął Wisłę. - Choroba to nie jest więzienie. Nie bójmy się marzyć, ruszać, działać i realizować – mówi.