Polska Trucking Girl. "Barbie" w 70‑metrowej ciężarówce
Na drogę wkłada ubranie robocze, ale lubi też szpilki. Introwertyczka, dzieląca się swoim życiem z tysiącami internautów. Iwona Blecharczyk - pracująca jako zawodowy kierowca w transporcie specjalistycznym - całą sobą udowadnia, że stereotypy, uprzedzenia i szufladkowanie nadają się tylko do kosza.
16.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 21:21
Joanna Klimowicz: Jeździsz zawodowo ciężarówkami od dziewięciu lat, a właśnie teraz, w pandemii koronawirusa, ukazała się twoja książka "Trucking Girl. 70-metrową ciężarówką przez świat".
Iwona Blecharczyk*: Kiedy na początku roku wybuchła pandemia, okazało się, że wiele moich projektów wyhamuje. Kilka miesięcy wcześniej otrzymałam propozycję napisania tej książki, ale w ogóle nie brałam jej pod uwagę. Nawet mimo tego, że od pierwszego miesiąca mojej pracy jako kierowca prowadziłam dokładny dziennik i mam bardzo dużo notatek. Myślałam, że może kiedyś, gdy już skończę jeździć. Jednak ten rok potoczył się inaczej, spokojniej i dlatego się zdecydowałam.
Jak to w ogóle się stało, że "boidupa z Podkarpacia" - zdecydowała się na taki zawód?
- Nawet w dalekiej rodzinie nie mamy żadnego zawodowego kierowcy, więc to było coś kompletnie nowego, skok na głęboką wodę. A związany z tym, że bardzo męczyłam się w szkole.
Po skończeniu anglistyki zaczęłaś pracę jako nauczycielka?
- Tak, i miałam takie przekonanie, że jeżeli zostanę w tym zawodzie, to nie wykorzystam wszystkich możliwości, jakie życie mi daje i zmarnuję je sobie. Bardzo lubiłam jeździć, wiedziałam, że mam do tego predyspozycje i podobały mi się duże maszyny. Jeszcze w trakcie studiów miałam kilka przedmiotów związanych z Ameryką, jej kulturą, historią i geografią, więc zrodziła się we mnie wielka ciekawość. A jeszcze do tego w Ameryce są przepiękne ciężarówki. To wszystko - ciekawość świata, zwiedzanie, podróżowanie, zarabianie i piękne maszyny - poskładało się w jeden obraz. Nie miałam prawa jazdy, nie znałam realiów tego zawodu, ale i tak czułam, że wszystkiemu dam radę.
"Co taka ładna blondyneczka robi za kierownicą?" Na pewno często spotykałaś się z różnymi komentarzami, może nawet nieprzychylnymi, seksistowskimi. Jak dajesz sobie z nimi radę?
- Miałam całe mnóstwo takich pytań, kiedy zaczynałam. Byłam młodsza, miałam do czynienia z różnymi kierowcami, bo pracowałam w gigantycznej firmie, więc nawet w samej bazie nie znałam wszystkich. Pracowałam w takim systemie, że przez cztery tygodnie byłam non stop w trasie, a potem miałam tydzień wolnego. Często spędzałam weekendy na parkingach, spotykałam różnych ludzi. Wtedy się dziwili, zerkali podejrzliwie. Ale teraz pracuję w transporcie specjalistycznym, to wąska specjalizacja i zamknięty światek. Zresztą z czasem wszyscy przyjęli mnie do grupy, jestem częścią tego środowiska i nikt się nie dziwi, bo ja do niego po prostu należę.
Trzeba jednak przyznać, że ta praca wymaga wyjątkowej siły i odporności. Najcięższe momenty, najtrudniejsze sytuacje?
- Tak, to jednak fizyczna praca, zwłaszcza przy załadunkach i rozładunkach, ale ja od dziecka pracowałam fizycznie. Trzeba też dużo cierpliwości i elastyczności, bo raz śpi się w nocy, a innym razem w dzień, taki roller coaster. Najbardziej męczące jest jak człowiek wybije się z rytmu, a kierowcy są na ciągłym jetlagu. Teraz odczuwam to jeszcze mocniej, bo przechorowałam koronawirusa i dopiero w tym tygodniu wróciłam do pracy. Jeszcze czuję, że nie wskoczyłam na pełne obroty. Nie można jednak narzekać na pracę fizyczną, skoro wpisuje się ona w część zawodu - tak samo jak dbanie o dokumenty, pilnowanie papierologii (tego chyba bardziej nie lubię). A załadunki i rozładunki wolę choćby z tego względu, że później mogę mniej ćwiczyć.
Jaka jest rekompensata tych niedogodności? Zjeździłaś dwa kontynenty - Amerykę Północną i Europę. Jakie miejsca rzuciły cię na kolana?
- Terytoria północno-zachodnie w Kanadzie mają na tablicach rejestracyjnych napis "Spectacular Northwest Territories". To miejsce na Ziemi, które zrobiło na mnie największe wrażenie: zorze polarne, zamarznięte jeziora, księżycowy wręcz krajobraz. Z drugiej strony bardzo lubię południe, zwłaszcza Hiszpanię i południe Francji. Nie ma nic piękniejszego niż zjechać nad ranem na pauzę na parking, wypić kawę wdychając bryzę i piękny zapach ziół, drzew, kwiatów, rozgrzanej słońcem ziemi.
Jak wygląda "domowa" codzienność w kabinie - jedzenie, toaleta, spanie?
- Wszystkiego można się nauczyć i do wszystkiego przyzwyczaić. Na początku praktycznie nie gotowałam w aucie, jadłam tylko na stacjach benzynowych, ale po roku taka dieta dała mi się we znaki, zaczęłam odczuwać bóle brzucha, więc tak jak inni kierowcy zaczęłam gotować w aucie. Kiedy już mocno wkręciłam się w życie w trasie, doszło do tego, że miałam kieliszki do wina, robiłam sushi, kupiłam sobie prodiż. Któregoś razu z naszą ekipą staliśmy na weekend w trasie. Piekłam piernik i nagrywałam jednocześnie film, a że nie mam podzielnej uwagi, zapomniałam dodać sody i wyszedł zakalec, ale i tak zjedliśmy. Teraz znowu zmieniłam tryb życia w trasie na bardziej wojskowy: ograniczyłam liczbę naczyń do minimum, stałam się bardziej minimalistyczna.
Niestety wciąż pokutuje stereotyp kierowcy jako pana z brzuszkiem. Jak ty dbasz o tak świetną figurę?
- Dziękuję! Po pierwsze, pracuję fizycznie, nawet w skrajnych warunkach. Choćby zapinanie łańcuchów - nikt tego za mnie nie zrobi. Po drugie, mam sporą świadomość jeśli chodzi o żywienie człowieka, więc kontroluję to, co jem. Poza tym ćwiczę w kabinie, 15 minut po zakończonej pracy w moim przypadku wystarcza.
Projektujesz, szyjesz, pasjonujesz się modą. A z drugiej strony - na co dzień z zachwytem nosisz ubrania robocze. To jesteś "żołnierzem" czy "strojnisią"?
- Mam dwoistą naturę. Często ludziom wydaje się, że rzeczy na przeciwległych biegunach są nie do połączenia, a tu proszę! W transporcie specjalistycznym firma zapewniała nam najlepszej jakości ubrania robocze i zakochałam się w nich. Inne do brudnej roboty, inne do jazdy, z odblaskami, termoaktywne. Mogłabym w nich chodzić na co dzień. Teraz nie mam ani czasu na szycie, ani okazji, by stroić się jak dawniej, więc moją pasję do szycia i konstruowania ubrań, moją miłość do mody przeniosłam na ubrania robocze. Ale może już w przyszłym roku będę się stroić, może już będą okazje?
Okazało się, ze Barbie nie musi mieć różowej sukienki, ubranie robocze też jej pasuje.
- Taka waśnie jest idea Barbie Shero [Iwona jest drugą - obok podróżniczki Martyny Wojciechowskiej - Polką, której przyznano ten tytuł i własną lalkę - red.], by pokazywać małym dziewczynkom, że nie muszą wycofywać się z własnych marzeń, pasji, tylko ze względu na to, że "dziewczynki nie robią takich rzeczy". To jest świetne, że firma Mattel wyszła z taką kampanią i od kilku lat Barbie może być astronautką, lekarką, prezydentką, wszystkie zawody są dla niej dostępne. Dzięki temu dziewczynki widzą, że nie ma dla nich ograniczeń.
To także główne przesłanie z twojej książki, że "zwykła dziewczyna z Podkarpacia może być tym, kim chce". Że "może włożyć na drogę ubranie robocze, a może założyć szpilki – i tak dojdzie do celu". Czego trzeba, by dojść do takiego przekonania?
- Najważniejsze, żeby znaleźć to, czego się chce - swoje powołanie, rzecz, którą chce się robić w życiu. Bo jak już się ją znajdzie, to wszystko staje się prostsze, nie ma już żadnych wątpliwości. Tak samo jak z prawdziwą miłością - nie pyta się czy ten człowiek jest odpowiedni, starszy, młodszy, bogaty, biedny. Po prostu się w to idzie. Ja też na początku nie miałam pojęcia jak to zrobić, żeby jeździć po całym świecie ciężarówką. Wiedziałam tylko, że pierwszy krok, jaki muszę zrobić, to zdobyć odpowiednie kwalifikacje. Zrobiłam prawo jazdy, a gdy miałam załatwione formalności, zaczęłam szukać pracy. Zderzyłam się z murem, bo nikt absolutnie nie chciał mnie przyjąć, aż w końcu się udało. Bywa, że cel, który sobie obieramy, jest spowity gęstą mgłą. Trzeba w nią wejść, w ciemno. Jak się zrobi kilka małych kroczków, wyłania się jakaś ścieżka.
* Iwona Blecharczyk – kierowca zawodowy, specjalizuje się w przewożeniu gabarytów, czyli ładunków tak wielkich, że nie mieszczą się na drodze. Teraz prowadzi zestaw ponadgabarytowy o łącznej długości do 70 metrów. W 2017 roku wyjechała do Kanady, gdzie przemierzała m.in. legendarne drogi Kanady i USA, była pierwszą Polką na Lodowych Szlakach (Ice Road season 2017/2018), jedną z niewielu kobiet prowadzących zestawy offroadowe typu super b-train na polach naftowych o dopuszczalnej masie do 63 ton. Jej kanał na YouTube subskrybuje ponad 300 tysięcy osób, a najpopularniejszy film ma ponad 10 milionów wyświetleń. Fanpage na Facebooku gromadzi ponad 200 tysięcy fanów.