Polacy w Japonii. "Początkowa niechęć do kraju przerodziła się w zachwyt"
Odwiedzenie kraju Kwitnącej Wiśni to marzenie wielu polskich podróżników. Nieliczni jednak decydują się na przeprowadzkę. O sekretach życia w Japonii i różnicach międzykulturowych opowiadają Aleksandra i Michał Piegzik – założyciele bloga "Lead me to travel", którzy mieszkają w prefekturze Kanagawa graniczącej z Tokio.
10.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 19:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Karolina Laskowska: Jak to się stało, że polscy prawnicy wyjechali z kraju, by rozpocząć nowe życie w Japonii?
Aleksandra Piegzik: To już nasz kolejny pobyt. Oba wyjazdy były związane z działalnością naukową Michała, który w 2016 r. otrzymał stypendium na półroczną wymianę doktorancką, a obecnie korzysta z programu MEXT z japońskiego Ministerstwa Edukacji. Gdy w 2017 r. zbliżał się powrót do Polski, planowaliśmy tu popracować, a potem udać się gdzieś na zachód. W planach mieliśmy Wielką Brytanię. Nasze serca szczególnie podbiła Szkocja. Jednak, gdy otrzymaliśmy możliwość powrotu do Japonii, znów postawiliśmy na tę kartę i aktualnie tu mieszkamy (śmiech).
Interesowaliście się wcześniej japońską kulturą czy była to nieplanowana przeprowadzka?
Ola: Michał od dziecka interesował się historią (szczególnie Wojną na Pacyfiku). Już jako 18-latek zaczął pisać na ten temat pierwszą książkę. Uczył się też języka japońskiego. Wyjazd kilka lat później był dla niego kolejnym etapem. Ja zawsze wiedziałam, że nie chcę mieszkać w Polsce na stałe. Miłość do podróżowania zaszczepili we mnie rodzice, jednak wcześniej nie myślałam o przeprowadzce tak daleko.
Gdy pewnego dnia Michał przyszedł do domu i w progu rzucił: "Jedziemy do Japonii?", podniosłam tylko wzrok znad laptopa i kiwnęłam głową: "Okej. Niech będzie." Dopiero w ferworze wyprowadzki uświadomiłam sobie, że zgodziłam się na zamieszkanie na jakiś czas (wtedy wydało mi się to wiecznością) w kraju, którego szczerze nie znosiłam.
Po pokonaniu wielu trudności, spakowaliście się w cztery walizki i wyjechaliście. Co szczególnie was tu urzekło?
Ola: Początkowa niechęć do Japonii przerodziła się w zachwyt. Japonia wciąga: bogata kultura, ogromne kontrasty i świetna kuchnia. W Polsce znamy głównie sushi i ramen, jednak równie pyszne potrawy takie jak: udon, tempura, japońskie curry, shabu-shabu czy yakiniku nie są zbyt rozpowszechnione.
Japonia jest krajem ogromnych kontrastów krajobrazowych i uważam, że potrafi być albo bardzo brzydka, albo zachwycająco piękna. Idziesz pomiędzy uliczkami plastikowych domków oplecionych kablami, wręcz się wzdrygasz, ale za chwilę wchodzisz na dach jednego z wieżowców i zapiera ci dech w piersiach. Jestem z zamiłowania fotografem i estetyka tego kraju jest rajem. Uliczki miast czy dzika przyroda, a także okiełznane i dopracowane do perfekcji ogrody, wzburzony ocean i żyjąca niczym pełzające owady panorama Tokio, zostają na zawsze w głowie.
Cudem jest też święta góra - wulkan Fuji. Jej kapryśność w pokazywaniu się i emanujący mistycyzm uświadamiają człowiekowi jego małość i zależność od natury.
A jakie różnice zaobserwowaliście między Polakami a Japończykami?
Ola: Wróciliśmy do Polski i w pewien sposób przeżyliśmy szok kulturowy w drugą stronę. O ile wcześniej żyło nam się w ojczyźnie całkiem nieźle, o tyle mieszkając w kraju innym m.in. pod względem mentalnym, trudno było nam się z powrotem przystosować. Najbardziej raziła nieuprzejmość i patrzenie tylko na własny komfort. W Japonii obowiązuje, np. zakaz rozmów telefonicznych w komunikacji miejskiej, by nie przeszkadzać współpasażerom. Inaczej jest w Polsce.
Nie mogę powiedzieć z całą pewnością, że życie w Japonii to idylla, bo tak nie jest. Jednak nam żyje się dobrze. Ale trzeba przyznać, że nie dotyczą nas typowe problemy obywateli, bo jesteśmy tu gośćmi. Wszystkie stereotypy o Japończykach jako zamkniętych na innych i niedających się lubić są nieprawdziwe. Słyszałam też narzekania na japońskich sąsiadów. Ja tak życzliwych nie spotkałam chyba nigdzie. Zawsze możemy liczyć na ich pomoc. Z sąsiadką mamy niepisany układ - ja piekę jej polskie bułeczki, a ona przywozi nam dobroci z ogródka.
Podoba mi się podejście Japończyków do religii. Niezależnie od wieku czy zawodu, czasem wstępują po drodze do świątyni, by złożyć drobną ofiarę i pomodlić się. Za dobry dzień, za miłość, za szczęście albo po prostu za to, żeby dziecko dało im się wyspać, a szef nie był zły za popełniony błąd.
Michał Piegzik: Nasz wyjazd jest związany ściśle z moją pracą, dlatego zwracam uwagę przede wszystkim na środowisko naukowe. Praca naukowa jest tu traktowana przez pryzmat profesjonalizmu i ukierunkowana na osoby, którym zależy na rozwoju. Japonia dała mi możliwości i konkretne wsparcie, o których w Polsce z powodów instytucjonalnych mógłbym jedynie pomarzyć.
Japończycy nie znoszą narzekania, co z kolei dla nas - Polaków jest sportem narodowym. Nie mówię tego w znaczeniu negatywnym. My sami mamy to już tak zakorzenione, że nawet tego nie zauważamy. Tutaj jest to niemile widziane. Tak samo jak kombinowanie. Kiedyś pytaliśmy przechodniów o drogę do punktu oddalonego 2-3 km. Podawali nam stację metra lub autobus, którym można tam dojechać. Gdy próbowaliśmy wytłumaczyć, że chcemy się przejść, bo lubimy chodzić, dziwili się po co, skoro jest transport. To już było "przekombinowane".
Generalizując, Japończycy to też bardzo oszczędny naród. Liczą każdego jena, co może wydawać się nieco kuriozalne, gdyż wynosi on niecałe 4 grosze. Pomimo stereotypu narodu rozwiniętego technologicznie, są też przywiązani do płatności gotówką, nadawania dokumentów faksem, słuchania muzyki z płyt winylowych. Używają jako podpisu spersonalizowanej pieczątki zarejestrowanej w urzędzie.
A co Japończycy myślą o Polakach? Czy w mediach są poruszane jakieś polskie wątki?
Ola: To zależy. Bywa tak, że mówiąc "Poland" słyszymy dopytywanie "Holland?". Jednak po wytłumaczeniu, że to Polska a nie Holandia, następuje uprzejme zdziwienie, bo przyjechaliśmy z tak daleka! Japończycy jako miłośnicy muzyki klasycznej bardzo często kojarzą Chopina.
Michał: Interesują się Europą ogólnikowo przez pryzmat największych państw. Polska i Polacy, pomimo całej sympatii do kultury i historii Europy, są dla nich egzotyczne i każda konwersacja stanowi olbrzymi zastrzyk wiedzy. Lubią pytać o Polskę, np. o nasz ojczysty język. Przypomina im on trochę rosyjski. Czasem dziwią się, że nie używamy stale angielskiego.
Ostatnio w mediach pojawiły się tematy dotyczące sytuacji w Polsce po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Japończycy jednak są zwykle oszczędni w osądach na temat sytuacji politycznej w innych państwach, dlatego też ten wyrok przyjęli przede wszystkim ze zdziwieniem. Aborcja jest tu rozpatrywana jako naturalne prawo, bez dorabiania ideologicznego czy religijnego tła. Polskie protesty są odbierane z dużą sympatią, pomimo ogólnej niechęci Japończyków do tej formy wyrażania swojego niezadowolenia.
A jak radzicie sobie z pandemią COVID-19?
Jakkolwiek to brzmi – bardzo dobrze. Bardziej martwimy się o bliskich w Polsce niż o siebie. Od kiedy tu przyjechaliśmy wszyscy noszą maseczki, choć nie jest to oficjalnie nakazane. Świadomość społeczna i poczucie odpowiedzialności są na tyle rozwinięte, że nikt z tym nawet nie dyskutuje. Przez krótki czas obowiązywał stan wyjątkowy, a po jego zniesieniu jedyne restrykcje to: mniejsza liczba miejsc w restauracjach, mniej uczestników w różnych wydarzeniach, obowiązek noszenia maski w pracy i zalecenie noszenia jej na co dzień. W pociągach są jak zawsze tłumy (śmiech).
Planujecie zostać w Japonii na zawsze?
Czujemy się tu dobrze, jednak raczej nie planujemy zostać na zawsze. Za bardzo kochamy Europę i to tam mamy rodzinę, za którą tęsknimy. Ale powrotu na stałe do Polski sobie nie wyobrażamy. Czujemy, że to nie jest już kraj dla nas i za bardzo światopoglądowo odstajemy od wartości, które próbuje się tu przeforsować. Zastanawiamy się jednak nad innymi krajami. Na razie korzystamy z obecnej chwili (śmiech).