Polska wioska na Filipinach - to się dzieje naprawdę
Zrobiło się o niej głośno kilka miesięcy temu. Dwóch Polaków wpadło na pomysł, by wybudować tanie domki i żyć jak w raju. Ich zdaniem każdy tak może, a oni tylko postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Zainteresowanie było ogromne – okazało się, że wielu Polaków jest gotowych rzucić wszystko i wyjechać na Filipiny. Nie brakowało też hejterów, którzy twierdzili, że ten pomysł to absurd. Tymczasem Tomasz Kosiński i Gerard Majcher robią swoje. Są już na Filipinach, wydzierżawili ziemię i marzenia zamieniają w rzeczywistość. Na pohybel niedowiarkom.
Choć wielu uważało ich za szaleńców i marzycieli, to nic sobie z tego nie robili. Tomasz Kosiński i Gerard Majcher wraz z rodzinami zjechali na Filipiny w marcu. Znaleźli działkę na wyspie Palawan, zaprzyjaźnili się z lokalsami i działają.
- Mamy podpisaną umowę przy Panaguman Beach, koło Podziemnej Rzeki Puerto Princesa. Jest to 1 hektar z palmami, który dzierżawimy na 15 lat - jednego z Siedmiu Światowych Cudów Natury – mówi Wirtualnej Polsce Tomasz Kosiński. – Złożyliśmy też dokumenty potrzebne do założenia firmy i kupiliśmy samochód pick-up, którym sami dostarczamy materiały budowlane i meble. Zaczynamy prace przy budowie naszego ekoresortu.
Od 1 kwietnia Polacy przygotowują teren pod budowę zamówionych domków. - Kilku naszych znajomych nam w tym pomaga oraz lokalsi, w ramach pomocy dobrosąsiedzkiej – dodaje Kosiński.
Potrzeba zdrowszego życia i spokoju, czysta woda pitna bez chloru, powietrze bez smogu, zdrowe jedzenie bez konserwantów, przyjazna pogoda i słońce. Wszystko to sprawiło, że właśnie na Filipinach powstaje Arkadia. Bo tak będzie nazywać się polska wioska. Ma być czymś w rodzaju miniresortu. Domki będą udostępniane do użytkowania w formule STH (share term house)
– okresowy domek gościnny. Zarządcy będą płacić za dzierżawę działki, wybudują domki, zajmą się obsługą gości oraz utrzymaniem, remontem i serwisem, a zainteresowane przyjazdem osoby zapłacą za eksploatację w ustalonym okresie. Jeden miesiąc użytkowania dwuosobowego domku to ok. 1200 zł. Budowa dwuosobowego obiektu na terenie Arkadii kosztuje ok. 15 tys. zł (w najtańszej wersji), a koszt utrzymania to 200 zł miesięcznie. I właśnie te bardzo niskie ceny sprawiły, że po artykule w WP Turystyka Kosińskiego zalały setki zapytań.
- Wiele osób pytało mnie o szczegóły naszego projektu, a innym wystarczyła skąpa wiedza z gazet lub internetu – mówi Kosiński. - Nasz pomysł domków przy rajskiej plaży to nic odkrywczego, wiele osób o tym marzy. Rzecz w tym, co robimy ze swoimi marzeniami. My je realizujemy, a co więcej możemy pomóc innym, by także ich marzenia się ziściły. W efekcie kilkanaście osób zamówiło u nas domki.
Niestety w tej beczce miodu znalazła się też łyżka dziegciu. Hejterzy nigdy nie śpią, a w tym przypadku nie oszczędzali pomysłu Polaków. - Niestety spora grupa ludzi zazdrości nam konsekwencji i nie wiedzieć czemu zajmują się hejtingiem. Dziś to powszechne zjawisko. Ludzie, którzy to robią wobec mnie lub naszego projektu prawdopodobnie nigdy nawet nie pojadą na Filipiny. Co więcej, nawet nie pytali nas o żadne szczegóły – zdradza Kosiński. - Im się zdaje, że wiedzą lepiej, co i jak powinniśmy robić. Nie rozumiem, czemu po prostu po stwierdzeniu, że to pomysł nie dla nich, nie zajmą się czymś innym, przyjemniejszym. Chyba, że właśnie w hejtingu znajdują satysfakcję.
Mężczyzna patrzy na to trzeźwym okiem i stara się nie brać negatywnych komentarzy do siebie. - Dopóki ktoś nie robi sobie osobistych wycieczek, nie używa wulgaryzmów, nie stosuje pomówień czy oskarżeń o coś, można przejść wobec zwykłej zawiści i pieniactwa obojętnie lub starać się tłumaczyć, w czym rzecz – mówi. - Generalnie uważam, że hejting to problem tych sfrustrowanych ludzi, a nie nasz.
Póki co pomysł, który tak wielu wydawał się nierealny jest już praktycznie rzeczywistością. Rodziny Gerarda i Tomasza czują się, jak u siebie. Wioska jest w budowie, a niebawem zaczną się osiedlać pierwsi mieszkańcy. - Na razie nasz plan idzie tak, jak sobie wymarzyliśmy. Wiemy, że nie od razu Arkadię zbudowano. Cieszymy się każdym krokiem do celu, jak podpisaniem umowy dzierżawy, wyznacznikiem granic działki, spotkaniami z lokalsami, kupnem samochodu czy mebli z bambusa – mówi Kosiński.
Ekscytacja trwa, ale czy będzie nieustanna? - Może jak zbudujemy naszą Arkadię, to będziemy potrzebować nowych wrażeń. Może zostawimy ją pod opieką menedżerów, a sami zajmiemy się czym innym, a może będziemy budować nowe Arkadie w innych miejscach i krajach. Może więcej czasu będziemy spędzać w Polsce, a może nie będzie nam się chciało tam jeździć – zastanawia się Kosiński. - Teraz nie wiemy, ale cieszymy się, że mamy taką alternatywę.