"Poprawione" testy na koronawirusa. Turyści fałszują je w programach do edycji zdjęć
Większość krajów, głównie europejskich, wymaga od obcokrajowców, aby przed przyjazdem wykonali test na obecność koronawirusa. Negatywny wynik badania oraz jego aktualna data pozwalają na to, aby spędzić tam urlop. Jednak coraz powszechniejszym staje się fałszowanie testów.
Coraz częściej wejście na pokład samolotu lub wpuszczenie na teren danego państwa wiąże się wykonaniem "covidowego" testu oraz oczywiście otrzymaniem negatywnego wyniku. Różne kraje mają co do testów odmienne wymagania. Najczęściej prosi się o pokazanie kwitka, na którym widnieje informacja o dacie wykonania badania oraz czy wynik jest pozytywny, czy negatywny.
Koronawirus – turyści coraz częściej podrabiają testy
Zazwyczaj wymaga się od podróżnych, aby wynik pochodził z testu PCR wykonanego nie później niż 72 godziny przed lotem. Jednak było tylko kwestią czasu, aż zaczną się oszustwa. Proceder fałszowania wyników kwitnie na całym świecie, a z przypadkami manipulacji testami spotkały się władze Brazylii, Francji, Chorwacji, Niemiec czy Wielkiej Brytanii.
"Odpaliłem Photoshopa i po prostu zmieniłem datę" – przyznał się Brytyjczyk podczas anonimowego wywiadu z firmą Motherboard. Sfałszował wyniki testów dla siebie i grupy przyjaciół przed podróżą do Szwecji. Dlaczego? Ponieważ nie chcieli ponownie wydawać pieniędzy na nowe testy, więc podrobili daty na starych. Podczas kontroli nie dopatrzono się nieprawidłowości i przepuszczono paczkę znajomych.
Inny anonimowy rozmówca firmy Motherboard wybrał mniej wyrafinowany program do obróbki zdjęć niż Photoshop – Micorosoft Paint – i również zmienił informacje na teście przed wyjazdem do Chorwacji. Przeszedł kontrolę, ale nie wszystkim się udaje. Chorwaci niedawno, w ciągu zaledwie tygodnia, zatrzymali 40 podróżników, którzy sfałszowali wyniki testów. Natomiast na początku roku nastoletnia Holenderka została aresztowana przed wejściem do samolotu, gdy okazało się, że była zarażona koronawirusem, a test, na którym widniała informacja o pozytywnym wyniku, przerobiła na negatywny.
"Chodzi przede wszystkim o oszczędność czasu i pieniędzy. Przykładowo w Holandii musiałbym wydać 100 euro, aby zrobić test w prywatnym laboratorium" – przyznał anonimowy rozmówca Motherboard. "Wielu pracowników linii lotniczych nawet nie zakłada, że dany test może być podrobiony, więc mamy wysokie szanse, że zostaniemy wpuszczeni na pokład" – dodał.
Brak rzetelnej weryfikacji wyników "covidowych" testów
Firma Motherboard dotarła do informacji, że większość personelu pokładowego nie przechodzi szkoleń, pozwalających sprawdzić wiarygodność testu na obecność koronawirusa. Przyznał to m.in. pracownik stowarzyszenia lotniczego Airlines for America. Dużo bardziej skrupulatni są kontrolerzy na lotniskach, jednak nie we wszystkich portach weryfikują oni wiarygodność testów.
Podróżni nie tylko na własną rękę podrabiają wyniki badań na koronawirusa, ale też zaopatrują się w nie u obcych osób. W listopadzie francuska policja zlikwidowała szajkę fałszerzy, którzy sprzedawali podrobione testy na paryskim lotnisku de Gaulle'a. Associated Press podaje, że grupa żądała od 150 do 300 euro za zaświadczenia o ujemnym wyniku.
Źródło: VICE