Rok po powodzi. "Byliśmy już na kompletnym bezdechu"
Równo rok temu każda z tych miejscowości znajdowała się pod wodą. Rynek w Głuchołazach wyglądał jak wielki basen, a główna ulica Stronia Śląskiego przedstawiała widok, jakby przeszły przez nią potężne maszyny oblężnicze. Po 12 miesiącach sprawdzamy, jak miejscowości Dolnego Śląska i Opolszczyzny poradziły sobie z powodziowymi zniszczeniami oraz z odpływem turystów.
Zdjęcia dolnośląskich i opolskich miejscowości zalanych wodą obiegły rok temu niemal wszystkie media krajowe i zagraniczne. Wydawało się wtedy, że "nie będzie czego zbierać".
Gdy pojechałam tam po dwóch miesiącach, czekało mnie wielkie zaskoczenie. Nie sądziłam, że tak wiele uda się posprzątać w tak krótkim czasie. Rynek w Głuchołazach wyglądał, jakby nigdy nie przelały się przez niego tysiące ton wody i szlamu, w Lądku Zdroju życie toczyło się niemal normalnie - ludzie spacerowali wokół ratusza, z kamienic słychać było odgłosy życia towarzyskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Widok zapiera dech w piersiach. Ekstremalne doświadczenie
Ale wystarczyło odejść kilkadziesiąt metrów od centrum, w stronę rzeki. Tam zniszczenia popowodziowe widać było na każdym kroku. Elementy mostów sprawiały wrażenie, jakby przemieliła je jakaś gigantyczna niszczarka, domy bez parterów, wyglądające jakby tylko na chwilę ktoś postawił je na kikutach tego, co zostało z fundamentów, opuszczone pensjonaty, restauracje i sklepy.
Włodarze tych terenów prosili wówczas turystów z całej Polski, aby nie skreślali Dolnego Śląska i Opolszczyzny jako celów swoich podróży. - Zaraz po powodzi skala odwołań rezerwacji była bardzo duża - powiedział nam wówczas Maciej Schulz, zastępca burmistrza Dusznik-Zdroju. - Niektórzy przedsiębiorcy z naszego terenu mówili nawet o rezygnacjach na poziomie 90 proc.
Gdy odwiedziłam Dolny Śląsk zimą, w Długopolu-Zdroju trudno było mówić o tłumach. W pensjonacie Kot Pocztowy byliśmy jednymi z nielicznych gości. Przez całe dni park zdrojowy mieliśmy niemal wyłącznie dla siebie. Nie było też tłumów w Jaskini Niedźwiedziej ani w Kopalni Uranu w Kletnie. Tylko Zieleniec tętnił życiem niezrażonych niczym narciarzy.
Odczarowali tereny popowodziowe
A jak jest teraz? Czy Dolny Śląsk stanął na nogi pod względem turystycznym? Bo przecież ogromna większość mieszkańców tych terenów żyje właśnie z turystyki.
- Dzięki wielkiemu wsparciu medialnemu i społecznemu, uratowaliśmy i "odczarowaliśmy" te tereny popowodziowe - mówi nam Elżbieta Szumska, właścicielka Kopalni Złota w Złotym Stoku i zarazem prezeska stowarzyszenia Turystyczna 13, zrzeszającego największe atrakcje turystyczne Kotliny Kłodzkiej, Ziemi Wałbrzyskiej i Gór Sowich.
- Wiele osób usłyszało w telewizji, przeczytało w internecie apele o to, żeby nie rezygnować z przyjazdów na nasze tereny i przyjechało - dodaje Szumska. - To nas uratowało. Wytworzyła się taka specyficzna "turystyka sentymentalna".
Wrażenia to jedno, ale pytamy także o liczby.
Jak wynika z danych Turystycznej 13, spadek liczby turystów na przestrzeni minionego roku był na poziomie od 5 do 25 proc.
- Wszystko zależało od miejsca - wyjaśnia pani prezes. - Oczywiście najbardziej poszkodowane były takie obiekty jak Jaskinia Niedźwiedzia czy Kopalnia Uranu w Kletnie, bo chociaż one same nie zostały zniszczone, to jednak dojazd do nich - w związku z zerwanym mostem nad rzeką Morawą - jest ciągle utrudniony. Ogólnie jednak podsumowując ten sezon i ten rok, można powiedzieć, że wszystko wraca do normy.
Znacznie mniej optymistyczny jest burmistrz Głuchołaz.
"Cały czas staramy się powrócić jak najszybciej do normalności, tej sprzed powodzi" - pisze Paweł Szymkowicz na swoim profilu facebookowym. - "Wiele rzeczy zostało naprawionych, lecz tylko prowizorycznie. Odbudowa czy przebudowa wymagają projektów i dokumentacji, a przede wszystkim funduszy. Czeka nas jeden wielki plac budowy. Tak naprawdę, prawdziwa odbudowa rusza dopiero teraz, choć minął rok".
Optymistyczne dane statystyczne
Bardzo optymistyczne są natomiast dane, które przedstawił Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego. Wynika z nich, że Dolny Śląsk notuje bezprecedensowy wzrost popularności wśród turystów. W pierwszym kwartale 2025 r. region odwiedziło ponad 3,2 miliona osób – to o 18 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.
Szczególnie dynamicznie rozwija się turystyka w mniejszych miejscowościach. W uzdrowiskach, takich jak Kudowa-Zdrój czy Polanica-Zdrój zanotowano wzrost liczby gości o 30 proc. Park Narodowy Gór Stołowych odnotował w maju 40-procentowy wzrost odwiedzin po otwarciu nowej trasy widokowej, a podziemne trasy w kompleksie Riese pobiły rekord frekwencji już w kwietniu. Szacuje się, że w całym 2025 r. Dolny Śląsk może przyjąć nawet 15 milionów turystów, co byłoby absolutnym rekordem w historii regionu.
Oczywiście trzeba sobie zdawać sprawę, że liczby wyglądają tak imponująco m.in. za sprawą "championów" regionu, czyli miejsc, do których powódź szczęśliwie nie dotarła. Wrocław jest dziś jednym z najchętniej odwiedzanych miast w Polsce. Według danych Wrocławskiej Organizacji Turystycznej (WOT) rocznie odwiedza go ponad 5,5 miliona turystów, w tym ponad 2 mln gości zagranicznych.
Z kolei mekką dla fanów aktywnego wypoczynku stały się Karkonosze. Karpacz przeżywa prawdziwy boom turystyczny. Dane Urzędu Miasta Karpacza pokazują, że podczas długiego weekendu majowego (1-5 maja 2025) kurort odwiedziło 120-130 tysięcy osób – to o 15 proc. więcej niż w ubiegłym roku, a eksperci z Polskiej Organizacji Turystycznej i Karkonoskiej Organizacji Turystycznej szacują, że w sezonie letnim Karpacz przyjął ok. 500-550 tys. turystów.
Pomoc przyszła zbyt późno
A jak jest z pomocą, której udzielono przedsiębiorcom działającym w branży turystycznej? Czy była wystarczająca?
- Dostaliśmy tę pomoc i w zasadzie była ona wystarczająca, ale przyszła zbyt późno - wspomina najtrudniejszy okres ubiegłego i tego roku Elżbieta Szumska. - Gdy we wrześniu straciliśmy wszelkie źródła dochodu, bo turystyka na naszym terenie kompletnie zamarła, nie wiedzieliśmy, czy w ogóle przetrwamy. Byliśmy już na kompletnym bezdechu i wiele osób musiało zwalniać pracowników, a pomoc przyszła dopiero w marcu, czyli blisko pół roku po powodzi.
Ci, którzy przetrwali, mogą sobie pogratulować. Choć zniszczenia jeszcze widać, w turystyce wszystko wraca do normy. Goście przyjeżdżają, a zła sława powoli mija. Turyści na nowo odkrywają Dolny Śląsk.