Dwa miesiące po powodzi. "Dla kogoś z zewnątrz może wyglądać, jakby nic się nie stało"
Dwa miesiące po tragicznej powodzi, która przeszła przez miasta i wioski na południowym zachodzie Polski, pojechałam na Dolny Śląsk oraz Opolszczyznę, żeby zobaczyć stan najbardziej zniszczonych miejscowości. Większość z nich to ważne ośrodki turystyczne. Czy są gotowe na zbliżający się sezon zimowy?
18.11.2024 | aktual.: 18.11.2024 12:20
Ziemia Kłodzka, przez którą przelała się wielka woda, w ogromnej części żyje z turystyki. Sezon narciarski na tych terenach to złoty okres, kiedy do ośrodków sportowych w Górach Orlickich i w Masywie Śnieżnika zjeżdżają tysiące turystów. Czy tak będzie i w tym roku?
Turyści obawiają się ferii na Ziemi Kłodzkiej
Informacja o tym, że miasta Ziemi Kłodzkiej zostały dotknięte powodzią i częściowo zniszczone, spowodowała, że wiele osób boi się planować ferie zimowe oraz pobyty świąteczne na tym terenie.
Gdy rozmawiam z przedstawicielami hoteli i pensjonatów, są niemal zgodni co do tego, że liczba rezerwacji na sezon zimowy spadła o 50, czasem nawet 70 proc. w stosunku do analogicznego okresu w ubiegłym roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Choć powódź dotknęła tylko część Dolnego Śląska i Opolszczyzny, konsekwencje tej sytuacji ponoszą miejscowości, w których wielkiej wody w ogóle nie było, a wśród nich położone wysoko w górach ośrodki narciarskie. Przykładem może być Zieleniec czy Czarna Góra.
- Zaraz po powodzi skala odwołań rezerwacji była bardzo duża - mówi nam Maciej Schulz, zastępca burmistrza Dusznik-Zdroju, których częścią jest Zieleniec, największy w Polsce kompleks narciarski. - Niektórzy przedsiębiorcy z naszego terenu mówili nawet o rezygnacjach na poziomie 90 proc. Natomiast na razie nie mamy informacji, że odwoływane są rezerwacje na sezon zimowy.
Walka o zimowego turystę
Właściciele obiektów turystycznych są zgodni: jesień na Ziemi Kłodzkiej była stracona - obłożenie hoteli i pensjonatów w drugiej połowie września i w październiku było niemal zerowe, dlatego teraz chcą walczyć o turystę zimowego.
- Na początku, tuż po przejściu kataklizmu, który dotknął części Kotliny Kłodzkiej, rozdzwoniły się telefony. Ludzie pytali, co z rezerwacjami i czy ze względu na sytuację rezygnować z planowanych pobytów - opowiada nam Łukasz Biegus, dyrektor jednego z hoteli na terenie kompleksu Zieleniec. - Uspokajaliśmy wszystkich i te długoterminowe rezerwacje pozostały. Natomiast nie napływają świeże i jest ryzyko, że teraz dopiero odczujemy skutki tej sytuacji. Mamy jednak nadzieję, że gdy tylko pojawi się śnieg i turyści zobaczą na kamerach ze stoków, że jest biało, że jest dobra atmosfera, te rezerwacje się ożywią.
Zieleniec to dawna osada położona powyżej uzdrowiska Duszniki-Zdrój, której alpejski mikroklimat oraz doskonałe warunki do uprawiania sportów zimowych doceniano już setki lat temu. Dzisiaj znajdują się tu 22 km tras narciarskich, 31 wyciągów, w tym siedem kolei linowych.
- Sezon narciarski zaczynamy zazwyczaj 6 grudnia, na Mikołajki i trwa on u nas nawet do świąt wielkanocnych - mówi nam Grzegorz Głód, dyrektor marketingu Zieleniec Sport Arena. - Dzięki specyficznemu, subalpejskiemu mikroklimatowi jesteśmy miejscem, gdzie warunki do szusowania trwają najdłużej w Polsce. Ale zima w naszym kraju bywa kapryśna, a dwie ostatnie pokazały nam, że musimy rozwijać technologię naśnieżania. Zakupiliśmy więc sprzęt, który w odróżnieniu od zwykłych armatek pozwala na wytwarzanie śniegu, a właściwie suchego lodu przy dodatnich temperaturach nawet do 20 st. C bez względu na wilgotność powietrza.
O uratowanie sezonu zimowego walczą także gminy Bystrzyca Kłodzka, Stronie Śląskie czy Lądek-Zdrój.
- Infrastruktura turystyczna w górskich częściach naszych gmin nie została zniszczona - mówi Grzegorz Szczygieł z Wydziału Promocji i Turystyki Urzędu Miasta i Gminy Bystrzyca Kłodzka. - Przykładowo ani Międzygórze, ani Spalona nie ucierpiały w czasie powodzi. Jest tu mnóstwo atrakcji: nie tylko trasy do narciarstwa zjazdowego, ale także szlaki dla narciarzy biegowych, szlaki do wędrówek pieszych w razie braku śniegu, ale także wspaniałe single tracki, z których nasza okolica słynie (single track to wąski szlak rowerowy, zazwyczaj jednokierunkowy - dop. red.). Myślę, że każdy turysta znajdzie tu coś dla siebie.
Podobnie jest na Czarnej Górze, gdzie naśnieżanie również już się zaczęło, a przygotowania do sezonu ruszyły pełną parą.
- Czas powodzi odsunął trochę w czasie prace, bo choć u nas w ośrodku nie było żadnych szkód, to dotyczyły one naszych pracowników, którzy musieli skupić się na ratowaniu swoich domów i na pomocy swoim rodzinom - opowiada Mateusz Herman, członek zarządu Czarnej Góry. - Teraz wracamy do harmonogramu przygotowań, nadgoniliśmy prace, zaczynamy śnieżyć i będziemy gotowi, żeby rozpocząć sezon w Mikołajki.
Co do tego, że ośrodki sportów zimowych, schroniska i obiekty górskie są gotowe na przyjęcie turystów, nie ma wątpliwości. Po odwiedzeniu kilku z nich możemy śmiało potwierdzić, że powódź w żaden sposób nie dotknęła ich infrastruktury.
Jedziemy jednak zobaczyć, jak sytuacja wygląda w miastach, które zostały najbardziej doświadczone przez szalejącą we wrześniu wodę.
Stronie Śląskie
Choć działają zlokalizowane najbliżej miasta atrakcje turystyczne, takie jak Jaskinia Niedźwiedzia czy Kopalnia Uranu w Kletnie, samo Stronie Śląskie to w wielu miejscach ciągle jeszcze krajobraz po bitwie. Ludzie na każdym kroku narzekają na brak obiecanej pomocy rządowej, ale z łopatami i grabiami w rękach uprzątają co się da.
Sterty gruzu, porozrywane koryta rzek, fragmenty domów z powyrywanymi częściami ścian to ciągle widok, jaki można tam zastać w wielu punktach. W wielu miejscach suszą się jakieś meble, sprzęty i zabawki.
A na końcu miasta symboliczna kaplica św. Onufrego, a właściwie to co z niej zostało: połowa okrągłej ściany i dyndający pod sufitem, huśtany wiatrem, okazały żyrandol...
Lądek-Zdrój
Lądek-Zdrój, choć sam rynek ma już ładnie uprzątnięty, w każdej z bocznych uliczek kryje ślady wielkiego kataklizmu, jaki przeszedł przez to miasto. Najgorzej jest nad Białą Lądecką. Choć poziom wody w rzece jest obecnie bardzo niski, porozrywane koryto oraz zwisający tuż nad nim, podmyty od strony fundamentów dom pozwala wyobrazić sobie, z jaką siłą żywioł płynął tędy kilka tygodni temu. Takich miejsc jest wzdłuż rzeki mnóstwo.
Kiedy zbliżamy się do kamieniczek okalających rynek, charakterystycznego zapachu wilgoci nie da się nie poczuć. Po tym, jak odchodzą tynki ze ścian, można łatwo poznać, jak wysoko była woda.
Głuchołazy
Na koniec Głuchołazy w Opolskiem. Ku naszemu zaskoczeniu, na rynku śladów powodzi właściwie nie widać. A przecież wszyscy mamy w pamięci zdjęcia, które obiegły media, na których tutejszy rynek wyglądał, jak basen napełniony mętną wodą.
- Ja te ślady widzę na każdym kroku, widzę brud, jaki pozostał - mówi nam Paweł Szymkowicz, burmistrz Głuchołaz. - Ale rzeczywiście dla kogoś, kto przyjeżdża z zewnątrz, może to wyglądać, jakby nic się nie stało. Bardzo pomogło nam wojsko. Zarówno w sprzątaniu gruzu, szlamu, różnych wielkogabarytowych śmieci, jak i w uruchomieniu mostu tymczasowego, co było bardzo ważne dla komunikacji pomiędzy dwoma brzegami rzeki.
Ale, jak pokazuje nam burmistrz, największe zniszczenia widać na ulicach zlokalizowanych najbliżej Białej Głuchołaskiej, zwłaszcza wzdłuż ul. Andersa. Tam na każdym budynku charakterystyczna, ciemna linia wyznacza poziom, do którego doszła woda. Na niektórych obiektach jest ona na wysokości nawet półtora do dwóch metrów od ziemi.
Ale we włodarzach tego miasta jest sporo optymizmu. Podkreślają z radością, że niemal cała część uzdrowiskowa ocalała - dzięki temu, że jest położona wyżej niż reszta miasta. Cieszy także fakt, że z 3,5 tys. miejsc noclegowych, jakimi dysponują Głuchołazy, 3,3 tys. nadal działa i wkrótce otworzą się kolejne.
- Teraz już ze spokojnym sercem możemy zaprosić turystów, żeby do nas wracali - zachęca burmistrz. - Zarówno baza noclegowa, gastronomiczna, jak i szlaki turystyczne są już na tyle zabezpieczone i uprzątnięte, że spokojnie można przywracać tę aktywność. Zapewniam też, że wszystkie miejsca, które zostały przywrócone do użytku przeszły kontrole, w tym kontrole sanepidu i są w pełni bezpieczne.