Dziś mieszkania są tam najdroższe na świecie. W jakich warunkach żyło się w XIX w. na Manhattanie?
W latach 80. XIX wieku z powodu fali emigracji liczba mieszkańców Nowego Jorku wzrosła o jedną czwartą, a Dolny Manhattan stał się najgęściej zaludnionym miejscem na świecie. Lokatorzy czynszowych kamienic żyli w fatalnych warunkach. Wszechobecny brud, wszy i choroby były najmniejszym z ich problemów…
Obecnie cena jednej stopy kwadratowej za mieszkanie na Lower East Side (na Dolnym Manhattanie) wynosi średnio 2000 dolarów. W przeliczeniu to, bagatela, 80 tysięcy złotych za metr kwadratowy! Nic dziwnego, że ta dzielnica Nowego Jorku uchodzi za jedną z najbardziej luksusowych lokalizacji na świecie. Nie zawsze jednak tak było.
Jak żyje ta druga połowa
Jeszcze 140-150 lat temu przekrój społeczny lokatorów manhattańskich kamienic był zgoła inny. Jak relacjonują Radosław Gajda i Natalia Szcześniak: "Od połowy XIX wieku rozwijający się dynamicznie, bogaty Nowy Jork przyciągał emigrantów z Europy jak magnes. W latach osiemdziesiątych XIX wieku do Stanów Zjednoczonych przybyło ponad 5 milionów osób, wiele do Nowego Jorku, zwiększając gwałtownie jego ludność o jedną czwartą".
Tylko przez punkt imigracyjny na Ellis Island, który otwarto w 1892 r., przewinęło się 12 milionów przybyszów. Wobec takiego zalewu ludzi, trudno się dziwić, że w pewnym momencie po prostu zaczęło brakować dla nich miejsca. Gdzieś jednak musieli mieszkać. Co więcej, zagrożeni widmem bezdomności, często niemówiący dobrze po angielsku, przestali zwracać uwagę na oferowane im warunki – zależało im jedynie na posiadaniu dachu nad głową.
Zobacz też: Chciał skoczyć z mostu na Manhattanie. Uratował go policjant
Skorzystali na tym właściciele kamienic czynszowych (ang. tenements). Szacuje się, że w 1865 r., gdy nowojorska populacja liczyła niespełna milion osób, w mieście było około 15 tysięcy takich budynków, wynajmowanych przez najuboższych. Na metr kwadratowy mieszkania przypadało średnio 2,5 osoby. Wkrótce liczba lokatorów zaczęła rosnąć, ale pomieszczeń nie przybywało, więc sytuacja z dnia na dzień dramatycznie się pogarszała.
Autorzy "Archistorii" opisują: "Kilka, kilkanaście osób w jednym pokoju, sypialnie dwa na dwa metry bez okna i wentylacji, trzy piętra pryczy, pomiędzy którymi odbywa się jeszcze chałupnicza produkcja różnych prostych przedmiotów. Wszechobecne choroby, brud i przestępczość. Na dbanie o higienę nie było szans, więc w przeludnionej dzielnicy szerzyły się epidemie. Żeby zdobyć chwilę intymności, trzeba się było kryć na przykład w schowku na węgiel. Na dodatek nie każdy mógł sobie pozwolić na "luksus" wynajęcia choćby fragmentu mieszkania. Najubożsi musieli ratować się hotelami dla biedoty. Noc w takim przybytku przy Bayard Street kosztowała 5 centów (najubożsi byli w stanie zarobić w ciągu dnia niewiele więcej). W zamian otrzymywali miejsce na pryczy (przy odrobinie szczęścia – choć nieczęsto się to zdarzało – nie trzeba go było dzielić z obcą osobą) i przybrudzony pled.
Jak rozwiązać problem miasta
Władze Nowego Jorku długo przymykały oczy na tragiczne warunki, w jakich żyli imigranci, tym bardziej, że zaledwie kilka kilometrów na północ świetnie prosperował zgoła inny świat eleganckich pałacyków, których mieszkańcy nie zajmowali się problemami biedoty. Uwagę opinii publicznej na coraz bardziej palącą kwestię przeludnionych kamienic zwrócił dopiero Jacob Riis.
Sam również imigrant (do Nowego Jorku sprowadził się z Danii w 1870 r.) przez kilka lat, zanim zajął się dziennikarstwem, klepał biedę jako cieśla i na własnej skórze przekonał się, w jakiej nędzy żyje "ta druga połowa". To on jako pierwszy nagłośnił problem, publikując serię artykułów w lokalnej prasie.
W 1890 r. wydał fotograficzny reportaż "How the Other Half Lives. Studies among the Tenements of New York". Zawarte w nim zdjęcia szokują do dziś. Podobnie jak towarzyszące im relacje. Riis donosił na przykład, że: "Z czterdziestu ośmiu chłopców [których przepytałem] dwudziestu nigdy nie widziało Mostu Brooklińskiego, choć znajduje się on zaledwie pięć minut drogi spacerem stąd, zaledwie trzech było w Central Parku, piętnastu zaznało radości jazdy wozem konnym. Ich domeną jest ulica z beczkami popiołu i brudem oraz rzeka, którą zamiast wody spływa błoto.
Książka zdobyła niezwykłą popularność – i doprowadziła do poprawy losu najbiedniejszych nowojorczyków. W 1894 r. ustanowiono Tenement House Committee, a rok później przyjęto New York State Tenement House Act, który częściowo regulował kwestię wynajmu mieszkań. W 1901 r. wprowadzono kolejne reformy (m.in. ustalono minimalną ilość światła, jaka musiała docierać do budynków, poprawiono bezpieczeństwo przeciwpożarowe i określono dopuszczalne dolne limity rozmiarów pokojów).
Riis zapoczątkował też w Stanach Zjednoczonych nowy trend, który najlepiej podsumował w 1992 r. Henry Ford: "Rozwiążemy problem miasta, opuszczając je". Tak narodziły się amerykańskie przedmieścia. Ale to już temat na zupełnie inną historię.
Bibliografia:
- Radosław Gajda, Natalia Szcześniak, "Archistorie. Jak odkrywać przestrzeń miast?", Wydawnictwo Znak 2018.
- Jacob Riis, "How the Other Half Lives: Studies among the Tenements of New York", Kessinger Publishing 2004.
Maria Procner - Redaktor i publicystka, autorka tekstów popularnonaukowych. Absolwentka dziennikarstwa i psychologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Była redaktor prowadząca magazynów "Świat Wiedzy Historia", "Świat Wiedzy Ludzie" oraz "Świat Wiedzy Sekrety Medycyny".
Jeśli spodobał Ci się artykuł, zobacz również: Jak bardzo brudne były europejskie pałace?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl