MiastaSzczęśliwa Ferrara. To miasto zdołało oprzeć się czarnej śmierci

Szczęśliwa Ferrara. To miasto zdołało oprzeć się czarnej śmierci

"A wtedy kipiały ich uda i ramiona […]. Zakażał się cały organizm, tak że pacjent gwałtownie wymiotował krwią. Wymioty trwały nieprzerwanie przez trzy dni, bez jakichkolwiek oznak ozdrowienia, a następnie pacjent umierał" – pisał franciszkanin Michael Piazza, oddając grozę męczarni pierwszych ofiar czarnej śmierci.

Ferrara, Włochy
Ferrara, Włochy
Źródło zdjęć: © Getty Images

16.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 21:26

Półwysep Apeniński zdaje się nie mieć szczęścia, jeśli chodzi o choroby dziesiątkujące ludzkość. Zmagania tego rejonu z epidemią COVID-19, które trwają od marca 2020 roku, tylko potwierdzają to zjawisko – włoski but jako pierwszy w Europie musiał kopać się z przeróżnymi choróbskami.

A wszystko zaczęło się w październiku 1347 roku, gdy na Sycylii pojawiła się, nie wiadomo skąd, śmiertelna i dotychczas właściwie nieznana na kontynencie choroba – dżuma. Podejrzewa się, że została przywleczona na genueńskich galerach z uciekinierami z obleganej przez Mongołów Kaffy. Niektórzy historycy uważają jednak, że jej pojawienie się nie miało nic wspólnego z trefnym ładunkiem statków.

Czarna śmierć już tliła się w miastach portowych Italii, a obecność masy wybiedzonych podróżą pasażerów była jedynie zbiegiem okoliczności. Jakby nie patrzeć, nie znano natury choroby, a skala katastrofy, jaką ze sobą przyniosła, przekraczała wszelkie wyobrażenia. Na dżumę nie było żadnego lekarstwa, a każda zarażona osoba umierała w okrutnych męczarniach.

Było to pierwsze uderzenie zarazy, która rujnowała Europę przez następne kilkaset lat i pochłonęła trudne do oszacowania ilości ofiar. Wydawało się, że ludzkość z ówczesnym dość prymitywnym podejściem do spraw ochrony zdrowia jest skazana na łaskę losu lub Boże miłosierdzie. Właśnie – wydawało się…

"Triumf śmierci" (1562) Pietera Bruegla, odzwierciedlający powszechny w społeczeństwie wstrząs i przerażenie, wywołane czarną śmiercią
"Triumf śmierci" (1562) Pietera Bruegla, odzwierciedlający powszechny w społeczeństwie wstrząs i przerażenie, wywołane czarną śmiercią© Domena publiczna | Pieter Bruegel

Pionierzy walki z zarazą

Badania nad plagami występującymi na Półwyspie Apenińskim wykazały, że przez 300 lat pojawiło się tam 11 większych epidemii. Niektórzy historycy twierdzą, że to niewiele. A być może byłoby ich więcej, gdyby nie działania włodarzy tamtejszych miast.

Stojące na pierwszej linii frontu walki z zarazą państwa włoskie, zwłaszcza północnych rejonów półwyspu, stały się pionierami w stosowaniu środków zaradczych. Przywleczona ze Wschodu dżuma została szybko rozpoznana jako choroba zakaźna i to pomimo braku wiedzy na temat przyczyn i sposobu jej przekazywania. Zdrowy rozsądek – bo tylko tak można to wytłumaczyć – nakazywał wprowadzanie elementarnych procedur ochrony życia mieszkańców wielkich aglomeracji.

Na porządku dziennym stosowano kwarantannę oraz izolację osób zarażonych. Chcąc ograniczyć rozprzestrzenianie się choroby, w 1400 roku wprowadzono oficjalne "zezwolenie na podróżowanie" w czasach epidemii. Opis takiego ograniczenia z nakazem izolacji znajdujemy w dramacie Romeo i Julia Szekspira. Oto jedna z postaci tak wspomina:

Gdy wyruszyłem, by znaleźć pewnego / Bosego brata z naszego zakonu, / Który miał być mym towarzyszem w drodze, / A wracał z miasta, gdzie odwiedzał chorych, / Straż miejska, żywiąc mocne podejrzenie, / Że wszedł wraz ze mną do domostwa, w którym / Wybuchło właśnie ognisko zarazy, / Pieczęć na domu owym położyła / I nie puściła nas. To powstrzymało / Mnie i nie mogłem ruszyć do Mantui.

Na początku XVII wieku w miastach i miasteczkach Toskanii pojawiły się w ścianach domów tzw. winne okienka (buchette del vino). Służyły one do handlowania winem przy zachowaniu… społecznego dystansu – jednej z podstawowych zasad dzisiejszej walki z zarazą.

Włosi na tle innych Europejskich nacji byli pionierami w walce z epidemiami
Włosi na tle innych Europejskich nacji byli pionierami w walce z epidemiami© Domena publiczna

Nasiona choroby

Handel morski, tak kluczowy dla rozwoju gospodarczego państw włoskich, stanowił ciągłe zagrożenie. I to nie tylko ze strony zarażonych osób przybywających na pokładach statków. Za potencjalnie niebezpieczne uważano również towary i wszelkie rzeczy mające kontakt z chorymi. Boccaccio w Dekameronie pisał:

Strzępy odzieży pewnego nieboraka, zmarłego z powodu tej choroby, na ulicę wyrzucone zostały. Do szat podeszły dwie świnie i jęły je, wedle swego obyczaju, ryjami i zębami poruszać. Nie minęła ani godzina, a zwierzęta, jakby trucizny się najadły, zatoczyły się i padły nieżywe.

Poparciem dla tych podejrzeń stał się opublikowany w 1546 roku traktat o zarazie włoskiego lekarza Girolama Fracastora (tego samego, który wymyślił nazwę dla innej straszliwej choroby – syfilisu). Według niego za rozprzestrzenianie się czarnej śmierci odpowiedzialne były tzw. nasiona choroby. Ich lepkie właściwości powodowały, że mogły one przylegać również do ubrań i przedmiotów. Było zatem czego się bać, bo ta idea mocno przemawiała do wyobraźni. Dlatego też rzeczy osób zarażonych lub podejrzewanych o chorobę były w najlepszym wypadku wysyłane na kwarantannę bądź w ostateczności palone.

Opłacani z kas miejskich lub prywatnych kieszeni medycy, badając chorych oraz zmarłych (na co otrzymali zezwolenie papiestwa), rozróżnili przy okazji dwa rodzaje zarazy – "główną" i "mniejszą". Ta pierwsza była uważana za dżumę właściwą, ów palec Boży, z którego działaniem należało się po prostu pogodzić. Natomiast określenie "mniejsza" najprawdopodobniej dotyczyło nie tak groźnych chorób, z którymi próbowano walczyć.

Mantuańska zaraza

Te – przeważnie mocno intuicyjne – działania władz miast włoskich zapewne pomagały w ograniczaniu skutków epidemii. Nie mogły jednak zapobiec nawrotom zarazy. W 1629 roku wybuchła straszliwa epidemia dżumy (zwana mantuańską). Podejrzewa się, że choroba została przywleczona przez francuskich i niemieckich żołnierzy walczących z Austrią i Hiszpanią w wojnie trzydziestoletniej.

Zaraza szybko rozlała się na całą Lombardię, jak piszą historycy: "pustosząc ją dotkliwiej, niż byłaby to w stanie zrobić barbarzyńska armia". Mantua stała się martwym miastem.

Plaga szybko dotarła do Wenecji, której populacja nie zdążyła jeszcze wrócić do stanu sprzed poprzedniego ataku choroby. W ciągu kilkunastu miesięcy liczba ofiar w mieście sięgnęła ponad 45 tysięcy, a Parma i Werona straciły połowę swoich mieszkańców. Hekatomba była straszliwa, choć nie wszędzie czarna śmierć odcisnęła swoje piętno.

Podejrzewa się, że choroba została przywleczona przez francuskich i niemieckich żołnierzy walczących z Austrią i Hiszpanią w wojnie trzydziestoletniej
Podejrzewa się, że choroba została przywleczona przez francuskich i niemieckich żołnierzy walczących z Austrią i Hiszpanią w wojnie trzydziestoletniej© Domena publiczna | Carl Wahlbom

Żelazna konsekwencja 

Badania historyków wskazują, że jako jedyna śmiertelnego tchnienia mantuańskiej śmierci uniknęła malowniczo położona nad rzeką Pad Ferrara. Jednak to nie okoliczności przyrody miały wpływ na jej szczęśliwe przejście przez zarazę – a w miejskich księgach po 1576 roku nie znajdziemy żadnej wzmianki o jakimkolwiek zgonie z powodu epidemii.

Okazuje się, że w Ferrarze główny nacisk kładziono na nadzór nad granicami miasta, a co za tym idzie – kontrolę przemieszczania się. W przypadku nadciągającej epidemii ogłaszano najwyższy poziom zagrożenia. Oznaczał on zamknięcie wszystkich bram z wyjątkiem dwóch, do których wysyłano zespoły specjalistów (strażników, medyków i aptekarzy) nadzorujących przepływ podróżnych. Wchodzący do miasta musieli mieć przy sobie dokumenty potwierdzające przybycie ze strefy wolnej od zarazy. Następnie byli poddawani badaniom pod kątem objawów.

Jednocześnie w samym mieście grupy sanitarne zajmowały się identyfikowaniem przypadków infekcji, a chorych przenosiły do jednego z dwóch szpitali zakaźnych leżących poza murami miasta.

Kierując się zaleceniami Nostradamusa oraz tezami o lepkich nasionach choroby Fracastora, z ulic usuwano śmieci oraz "nieczyste" zwierzęta, takie jak psy, koty i kury. Co jednak ciekawe, nie wspominano w nakazach o… szczurach – rzeczywistych nosicielach zarazy (ale wówczas o tym nie wiedziano).

Wszelkie powierzchnie mogące mieć kontakt z osobami zarażonymi posypywano obficie wapiennym proszkiem. Z domostw wyrzucano, a następnie palono uszkodzone przedmioty codziennego użytku, gdyż wierzono, że morowe powietrze rodzi się tam, gdzie istnieje jakiekolwiek zepsucie i gnicie. Wszystko, co cenne, umieszczano blisko ognia, a szaty i wszelkie tkaniny wystawiano na działanie promieni słonecznych, intensywnie trzepano oraz nasączano perfumami lub innymi aromatami.

Ferrara, Włochy
Ferrara, Włochy© Getty Images

Domowe spa

Nie zaniedbywano także higieny osobistej, a szczególnie kąpieli. Była to na owe czasy prawdziwa rewolucja obyczajowa. Pokutował bowiem pogląd, że częste mycie sprowadza choroby i śmierć. Rozgrzana i czysta skóra miała ułatwiać zarazkom dostęp do wnętrza ciała.

Mieszkańcy Ferrary poszli jednak za głosem rozsądku Nostradamusa i nie żałowali sobie częstych ablucji. Na nich też nie poprzestawali i wspomagali się Composito – stworzonym przez hiszpańskiego lekarza Pedro Castagno leczniczym olejem przechowywanym w skrytce ratusza miejskiego i rozprowadzanym jedynie w czasach epidemii. Tajemnicze antidotum zawierające między innymi mirrę, szafran oraz jad żmii i skorpiona należało stosować według ściśle określonych zasad:

Przed wstaniem rano, po rozpaleniu ogniska z pachnącego drewna (pędów jałowca, lauru i winorośli), ogrzej ubranie, a przede wszystkim koszulę, najpierw potrzyj okolice serca, blisko ognia, aby ułatwić wchłanianie balsamu, a następnie gardło. [Potem] umyj ręce i twarz czystą wodą zmieszaną z winem lub octem różanym, którym czasami należy umyć całe ciało gąbką.

Gdyby nie okoliczności, można by pomyśleć, że to przepis na domowe spa.

Czy to wszystko zadecydowało o sukcesie mieszkańców Ferrary w walce z epidemią? Obecnie niezwykle trudno jest to jednoznacznie stwierdzić. Przecież podobne zabiegi stosowano prawdopodobnie również w innych miastach Półwyspu Apenińskiego. W szczególnie dobrze skomunikowanych ze sobą aglomeracjach północnych regionów wymiana informacji i doświadczeń była na porządku dziennym. Także balsam doktora Castagna nie był raczej niczym nowym. Jadem walczono z dżumą także w innych miastach w myśl zasady, że tylko użycie prawdziwej trucizny może zwalczyć prawdziwą zarazę.

Szukając odpowiedzi na ten medyczny fenomen, historycy sugerują, że ma to związek z niezwykłym poziomem egzekwowania prawa epidemicznego. To oraz – nomen omen – żelazna konsekwencja mieszkańców Ferrary w przestrzeganiu przepisów przyczyniły się zapewne do ustanowienia swoistego rekordu braku ofiar w czasach zarazy.

Bibliografia

  1. Boccaccio G., Dekameron, tłum. E. Boyé, Wrocław 1994.
  2. Brzeziński T., Historia medycyny, Warszawa 1988.
  3. Moore P., Tajemnicze choroby współczesnego świata, tłum. Z. Szachnowska-Olesiejuk, Warszawa 2009.
  4. Roos D., How One 17th-Century Italian City Fended Off the Plaguehttps://www.history.com/news/plague-italy-public-health-ferrara [dostęp: 20.11.2020].
  5. Scott S., Duncan Ch., Czarna śmierć. Epidemie w Europie od starożytności do czasów współczesnych, tłum. A. Siennicka, Warszawa 2008.
  6. Shakespeare W., Romeo i Julia, tłum. S. Barańczak, Kraków 1998.
  7. Wright J., Co nas (nie) zabije. Największe plagi w historii ludzkości, tłum. M. Miłkowski, Poznań 2020.

O autorze: Piotr Dróżdż - Historyk mediewista, absolwent UWr i Śląskoznawczego Studium Doktoranckiego. Specjalizuje się w historii wojen i uzbrojenia, szczególnie okresu od późnego średniowiecza do wojen napoleońskich. Autor książek "Orsza 1514" (2000, 2014), "Borodino 1812" (2003) oraz zeszytu "Orsza 1514" z serii Zwycięskie Bitwy Polaków (2015). Współautor "Polskich triumfów".

Źródło artykułu:twojahistoria.pl
Zobacz także
Komentarze (3)