MiastaSzwajcaria - raj dla dzieci i dorosłych

Szwajcaria - raj dla dzieci i dorosłych

Ofertą dla rodzin z dziećmi chwalą się dziś bodaj wszystkie stacje zimowe. Są jednak takie, które mają ją faktycznie wyjątkową.

Szwajcaria - raj dla dzieci i dorosłych
Skimagazyn.pl

25.11.2013 13:50

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Riederalp: kiedyś lordowie, dziś rodziny
Dotrzeć tu można jedynie… kolejką linową (jej dolną stację wybudowano tuż obok dworca w Mörel, więc po wyjściu z pociągu – a choćby z lotniska w Zurychu jedzie się tu niespełna trzy godziny – wystarczy przejść przez ulicę). Położony na prawie 2000 m n.p.m. kurort jest bowiem zamknięty dla samochodów. Jeśli zatem coś zakłóca ciszę, to najwyżej śnieżne skutery i mini ratraki, używane do transportu gości i ich bagaży po samej stacji. I już ta pierwsza przejażdżka jest dla dzieci wielką atrakcją.

Swoje robi i to, że niewielkie hotele (bo żadnych blokowisk tu szczęśliwie nie uświadczysz) i drewniane chaty z pokojami bądź apartamentami na wynajem wkomponowane są w strome zbocze o południowej ekspozycji – słońca jest zatem zwykle przez cały dzień pod dostatkiem.

Już przed stu laty chętnie tu odpoczywali brytyjscy arystokraci. Trudno im się dziwić: w Riederalp można nie tylko przednio pojeździć na nartach, ale też wybrać się na spacer po jęzorze największego lodowca Europy. O podziwianiu profili Matterhorn i Mont Blanc nie wspominając.

Był rok 1900, kiedy londyński bankier sir Ernest Cassel zdecydował, że swą letnią rezydencję wybuduje na przełęczy Riederfurka (ok. 2000 m n.p.m.) nad osadą Riederalp w szwajcarskim kantonie Wallis. Wiktoriański styl Villa Cassel mało ma wspólnego z alpejskim, ale wśród brytyjskiej klasy wyższej szybko pojawił się snobizm na wakacje w tym miejscu. Rodzina sir Cassela zaczęła więc wynajmować pokoje – gościł tu m.in. sam premier Winston Churchill. Od 1973 r. w budynku mieści się The Aletsch Pro Natura Center – muzeum poświęcone miejscowej przyrodzie, ale wciąż można tu przenocować, a popołudniu zgodnie z angielską tradycją wypić filiżankę dobrej herbaty. Centrum organizuje też edukacyjne wycieczki po okolicy – m.in. wyprawy na pobliski lodowiec Grosser Aletsch.

Nic dziwnego: jest on bowiem nie lada atrakcją. Ma blisko 82 ha powierzchni. Długość jego jęzora przekracza 23 km, a pokrywa lodu w najgrubszym miejscu ma ok. 800 metrów. Tym samym Grosser Aletsch jest największym lodowcem w Alpach, wpisanym skądinąd na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Najłatwiej jednak zobaczyć kolosa wyjeżdżając którymś z nowoczesnych wyciągów tzw. Aletscharena (prócz Riederalp tworzą ją sąsiednie ośrodki Bettmeralp i Fiescheralp) na długą grań schodzącą z najwyższego tu szczytu Eggishorn (2926 m n.p.m.). Przy górnej stacji gondoli Bettmerhorn jest też darmowa multimedialna wystawa poświęcona lodowcom oraz taras widokowy z wygodnymi fotelami. A gdy już popodziwia się budzący respekt – nie tylko z racji rozmiarów, ale i licznych szczelin – lodowiec, można ruszyć w dół. Aletscharena to bowiem także 104 km tras narciarskich. Przeważają czerwone i niebieskie, choć są i czarne oraz tereny do freeride’u. Praktycznie wszystkie wytyczone są na południowym zboczu, a na dodatek powyżej linii
lasu – jazda więc jest wyśmienita.

Jest tam też tor do narciarstwa crossowego oraz snowpark, którego skoczni, podkuszony przez przewodnika, nieopatrznie spróbowałem, co skończyło się drobną kontuzją ręki. Uraz ten nie przeniósł się jednak na uraz do Riederalp. Świetne położenie, spokój, słońce, dobry śnieg, widoki, bogata oferta dla dzieci (wystarczy, by miały dwa i pół roku i już mogą tam zaczynać zabawę z nartami), zwolenników biegów, rakiet czy zwykłych górskich spacerów… I te urokliwe stare drewniane chałupy przylepione do górskiej skarpy – czego chcieć więcej? Zwłaszcza, że jest tu sporo taniej niż w u słynnych sąsiadów, czyli w Zermatt i Crans Montana...

Bergün/Bravuogn: pociągi, sanki i wiekowe hotele
Kiedyś, na początku minionego stulecia, była to baza dla inżynierów i robotników, którzy budowali słynną trasę kolejową Bernina, łączącą – przez Alpy – północną i południową część Europy, czyli Zurych i Chur z St. Moritz i Turynem.

Oczywiście wraz z postępem robót budowniczowie z czasem ruszyli dalej. Lecz wtedy w wiosce zaczęli zatrzymywać się turyści: a to na wakacje, a to robiąc sobie przerwę w podróży. Trudno im się dziwić: gęsto zalesione wzgórza otaczające osadę, surowe kamienne domostwa w najstarszej jej części i wreszcie absolutna cisza (bo przecież gwizd przejeżdżającego tu kilkanaście razy dziennie pociągu nie mąci jej, a przeciwnie – ją podkreśla) – wszystko to składa się na sielankową, choć górską (Bergün leży na prawie 1400 m n.p.m.) atmosferę.

W zimie dochodzi do tego przedni śnieg i łagodne stoki, idealne do nauki nart – zwłaszcza dla dzieci. Do pierwszych zjazdów można wykorzystać łączki tuż pod wioską (obsługują je orczyki), a lepiej jeżdżący mogą wybrać się kilometr za nią i krzesełkami wyjechać na stoki Piz Darlux (to już ponad 2000 m n.p.m.). Tamtejsze trasy są już bardziej wymagające, choć nadal niezbyt trudne. Przy sprzyjającej pogodzie da się też spróbować jazdy terenowej. Co istotne: nigdzie nie ma tłoku, nie ma też mowy o żadnych apres ski ze zwykle mało wyszukaną, a zawsze głośną muzyką.

Prócz nart są w Bergün jeszcze co najmniej dwa obowiązkowe punkty programu. Pierwszym jest wizyta w otwartym niedawno Muzeum Kolejnictwa (mieści się naturalnie w jednym ze skrzydeł tamtejszego dworca). Pomoże ona uzmysłowić sobie, jak wielkim wyzwaniem – technologicznym, finansowym, a przed wszystkim ludzkim – było poprowadzenie, i to ponad sto lat temu!, kolejowego połączenia przez Alpy. Można zatem obejrzeć narzędzia, jakimi posługiwali się budowniczowie i dowiedzieć się, jakie przeszkody musieli pokonać (nie tylko geologiczne, ale też hydrologiczne i klimatyczne – m.in. lawiny). Można porównać – i to na przykładzie oryginałów – jak zmieniały się na przestrzeni lat konstrukcje lokomotyw oraz wagonów w retyckich pociągach. A także przekonać się, jakie znaczenie miała ta kolej dla rozwoju turystyki i narciarstwa – oraz, szerzej, gospodarki i kultury, w Szwajcarii, a w końcu w całej Europie. Nie bez powodu tzw. retycka linia kolejowa Albula/Bernina także została wpisana przez UNESCO na listę światowego
dziedzictwa. Co ważne: najmłodsi goście mogą skorzystać w muzeum ze specjalnego szlaku – naturalnie nie tylko z odpowiednimi do ich wieku objaśnieniami, ale i z kilkoma niespodziankami.

Goście Bergün winni nadto przejechać się tam na sankach. Bo nie będzie to zwykła sanna. Wyprawa zaczyna się od… podróży pociągiem. Bo to nim jedzie się, pokonując po drodze kilkanaście ostrych wiraży i korzystając z bodaj pięciu tuneli i czterech imponujących mostów, do położonej jeszcze wyżej wioski Preda (na 1789 m n.p.m.). Dopiero tam wskakuje się na sanki i rusza liczącą 10 km trasą – przepiękną widokowo, bo biegnącą dnem doliny i częściowo wzdłuż torów (można zatem niekiedy próbować pościgać się z pociągiem). Naturalnie możliwe są też zjazdy nocne.

W Bergün można wreszcie doświadczyć, jak – mniej więcej – mieszkało się przed stu laty w szwajcarskich hotelach. Położony niedaleko dworca Kurhaus (największy budynek w wiosce) powstał bowiem właśnie na potrzeby pierwszych turystów – i szczyci się zachowaniem ówczesnego klimatu. Jest więc tam, na przykład, wciąż czynna sala kinowa, a w niegdyś luksusowych, lecz wedle współczesnych standardów pewnie spartańskich, pokojach nie ma mowy o telewizorach (jedynie zaś w niektórych wydzielono prysznice z toaletą). Hotel ma status zabytku, a nocleg w nim może być niezłym urozmaiceniem wyjazdu.

Savognin: dla rodzin z dziećmi i młodzieżą
Ta kameralna stacja w Gryzonii słynie, po pierwsze, z najszerszych, a więc najbezpieczniejszych i doskonale przygotowanych tras (należy do europejskich pionierów sztucznego dośnieżania – eksperymenty z nim zaczęła prawie 40 lat temu). Wiodą z Piz Martegnas, a więc z 2713 m n.p.m. – W trosce o bezpieczeństwo dzieci 80 km tras wytyczyliśmy ponadto tak, by jak najrzadziej się krzyżowały – opowiada szef savognińskich wyciągów. Nie bez powodu również tamtejsza szkółka narciarska nosi nazwę Ski Paradise. Przyjmuje już 2,5-letnie dzieci, a wyposażenie placu zabawy i nauki jest imponujące.

Savognin chlubi się też, po drugie, saneczkowym zjazdem Schlittada-Run – rozbudowanym ostatnio do długości 9 km i prowadzonym a to odkrytymi polanami, a to wąskimi przecinkami w lesie, a to… tunelem z czterema garbami. Różnica wysokości między startem a metą wynosi 900 metrów. Co niemiara jest też rozmaitych mniej lub bardziej spodziewanych wiraży (w tym kilka niemal o 180 stopni). Atrakcji jest zatem wiele – zwłaszcza, jeśli zjazd odbywa się nocą.

Na dodatek zabawę można zacząć od kolacji w którejś z górskich chat – albo dochodząc tam na rakietach, albo korzystając z samochodów gospodarzy. W dzień można też wjechać na początek trasy kolejką na Somtgant (2112 m n.p.m.) – zwłaszcza, że w Szwajcarii zwykle nikt nie zabrania zabierania do gondolki, czy na krzesełko, sanek. Obsługa zawsze sama wkłada je lub mocuje na dole i, jeśli trzeba, zdejmuje na stacji końcowej.

Warto też zatrzymać się w którymś z położonych przy trasie schronisk – także po to, by spróbować tam tzw. domowej (czyli wzmocnionej znaną tylko gospodarzom alkoholową miksturą) kawy. Sanna w Savognin okazuje się być frajdą nie tylko dla, jak można by sądzić, rodzin z małymi dziećmi: otóż jedna z miłośniczek sanek opowiadała mi, że kiedy swego czasu zjeżdżała nocą po Schlittada-Run, przed jednym z zakrętów poczuła charakterystyczny słodkawy zapach. Przypuszczenia się sprawdziły: za wirażem natknęła się na grupkę rozbawionych snowboardzistów i freestyle’owców, którzy po dniu na deskach szukali dodatkowej zabawy na sankach. I akurat zrobili sobie postój na, powiedzmy, skręta.

Savognin jest bowiem stacją tyleż rodzinną, co młodzieżową. Symbolem jest otwarty kilka lat temu hotel Cube, który na pierwszy rzut oka wygląda jakby stworzono go wyłącznie dla nastolatków. Futurystyczna bryła budynku, pokoje w mocno, by tak rzec, luzackim wystroju, a w podziemiach – ścianki wspinaczkowe, klub fitness i oczywiście dyskoteka. Bar jest tam czynny okrągłą dobę, a śniadania serwuje się do godziny... 13. Menedżer Cube zaklina się jednak, że w jego hotelu dobrze czują się także rodziny z mniejszymi dziećmi. Faktycznie, jeśli lubią taki klimat, miejsca wystarczy dla wszystkich.

Krzysztof Burnetko

Źródło: SKI Magazyn

Polecamy w wydaniu internetowym SKI Magazyn

[

]( http://www.skimagazyn.pl )

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także