Tradycje i zwyczaje świąteczne w regionach Polski

Jak wyglądają tradycje bożonarodzeniowe w różnych częściach Polski? Jedne z nich są wciąż żywe, inne już nie są kultywowane. Poznajcie bliżej zwyczaje związane z Bożym Narodzeniem!

Obraz
Źródło zdjęć: © Patryk Kosmider - Fotolia.com

/ 6Kujawy i Pomorze

Obraz
© Patryk Kosmider - Fotolia.com

Snopek zboża w kącie izby, słoma na podłodze, pieczenie ciastek w kształcie konia, krowy, kury - to tylko niektóre z zapomnianych już, a dawniej popularnych na Kujawach i Pomorzu, zwyczajów okresu świąt Bożego Narodzenia. Tradycyjna wieczerza wigilijna w regionach etnograficznych obecnego województwa kujawsko-pomorskiego rozpoczynała się w chwili, gdy na niebie dostrzeżono pierwszą gwiazdę symbolizującą Gwiazdę Betlejemską. Wcześniej jednak, nim gospodarze wraz z gośćmi zasiedli do stołu, starannie dekorowali dom, ponieważ zgodnie z wierzeniami, poszczególne elementy dekoracji zapewniały pomyślny przebieg całego następnego roku. W kącie izby ustawiano snopek zboża, a na podłodze rozsypywano słomę. Miało to przynieść powodzenie w hodowli i mleczność krów. - W niektórych miejscowościach nad stołem wieszano czubek sosenki udekorowany jabłkami, orzechami, piernikami, gdzie indziej, już na początku XX wieku, ustawiano małą sosnę na stole lub podłodze. Wieszano na niej pieczywo wyobrażające różne zwierzęta
domowe: krówki, owce, kozy, koniki i inne, owoce i łańcuszki ze słomy - mówi Hanna Łopatyńska z Muzeum Etnograficznego im. Marii Znamierowskiej-Pruefferowej w Toruniu. Przebieg wieczoru wigilijnego był dla mieszkańców Pomorza i Kujaw bardzo ważny, ponieważ podobnie, jak w przypadku domowych ozdób, wierzono, że i on wpływa na powodzenie bądź klęski w całym nadchodzącym roku.

PAP

/ 6Górny Śląsk

Obraz
© Pawel Szczepanski / Shutterstock.com

Różnorodność tradycji związanej z Bożym Narodzeniem na Górnym Śląsku świadczy o jej dawności - wskazuje publicysta i znawca regionu Marek Szołtysek. Ma też swoje dwa filary - prezenty przynosi nie aniołek, a Dzieciątko, a jedną z głównych potraw są makówki. - To jest tradycja, która przyszła na Śląsk z Czech. Wzięła się od Jezulatka, czyli od cudownej figurki Dzieciątka na Malej Stranie w Pradze. To się strasznie rozpowszechniło, ten kult Dzieciątka, na całe Czechy i na Śląsk. Ale na Śląsku zostało, a w Czechach zaginęło - jeszcze może promil ludzi wie, o co chodzi z tym Dzieciątkiem - zaznaczył badacz. Niektóre śląskie tradycje wigilijne według Szołtyska sięgają kilkuset lat. Już bowiem w księgach z XII wieku pojawiają się wzmianki, że "jadano tam w wigilię narodzenia pańskiego" - bez szczegółów. Najprawdopodobniej jednak - zdaniem badacza - ówcześni zaczynali zupą z nasienia konopnego gotowaną z kaszą, która do dzisiaj nazywana jest konopiotką lub siemieniotką. Konopiotka, czyli wywar z tłuczonych
konopi, to ciągle jedna z najważniejszych świątecznych potraw w regionie. Mało kto zastępuje w regionie czymkolwiek makówki. Przed laty robiło się ich ogromne ilości i jadło aż do Trzech Króli. Dawniej były to słodkie bułki, krojone w drobne kawałki i mieszane z gotowanym makiem - na wodzie, by potrawa nie skisła, nie zepsuła się. - Teraz ludzie mają się lepiej i nie robią ich w wannach - nie muszą tego jeść przez dwa tygodnie, tylko przez dwa, trzy dni. W związku z czym pozwalają sobie zrobić to na mleku, które skiśnie, ale oni wcześniej to zjedzą - wyjaśnił badacz.

/ 6Podhale

Obraz
© ibiphoto - Fotolia.com

- Dawne święta Bożego Narodzenia na Podhalu otaczało wiele magicznych zabiegów wywodzących się z czasów pogańskich. Niektóre zwyczaje i magiczne gesty górale zachowali do dziś - powiedziała etnografka Małgorzata Wójtowicz - Wierzbicka. - Przygotowanie do wigilii na Podhalu oznaczało wykonanie szeregu magicznych zabiegów i gestów, mających na celu zapewnienie dobrobytu i szczęścia w nadchodzącym roku. W święta ludowa symbolika i wierzenia przeplatały się z religią - opowiadała etnografka. Stół, na którym jedzono wieczerzę, górale opasali łańcuchem, aby inwentarz trzymał się zagrody oraz żeby rodziny nikt nie opuścił. Pod stół kładziono siekierę, co miało zwiastować spokój w rodzinie oraz lemiesz od pługa. Każdy z domowników podczas wieczerzy trzymał bosą nogę na lemieszu, aby być zdrowym "jak to wykute żelazo". Łyżkę trzeba było silnie trzymać w ręku, aby nie wypadła, bo to oznaczało śmierć w przyszłym roku. Łyżek musiało być tyle, ilu domowników. Jak było więcej, to w przyszłym roku będą narodziny, a jak
mniej to oznaka, że ktoś umrze. - W dawnych czasach wigilię postrzegano jako czas, kiedy do wsi powracają dusze zmarłych - przekonywała Wójtowicz - Wierzbicka. W czasie wigilii nie można było np. prząść, aby nie zaprząść duszy, nie można było się czesać, bo grzebieniem można było uszkodzić duszę, ani używać szpiczastych przedmiotów.

/ 6Wielkopolska

Obraz
© Radoslaw Maciejewski - Fotolia.com

Mimo globalizacji świąt Bożego Narodzenia, wciąż przetrwała część lokalnych tradycji. Jedną z nich jest *wielkopolski *Gwiazdor, który 24 grudnia przynosi dzieciom prezenty - ale tylko tym grzecznym; na pozostałe czekają rózgi i zgniłe "pyry". Wielkopolski Gwiazdor nie jest konkurencją dla Świętego Mikołaja. Jak wskazuje naukowiec z Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM prof. Andrzej Brencz, "to dwie zupełnie inne postacie, a Gwiazdor jest typowo wielkopolski". Wpływ na świąteczne tradycje i powrót części z nich mają też media. - W Wielkopolsce podczas badań z końca XX w. szukałem tradycji wkładania siana pod obrus, która zaniknęła. Jedna ankietowana z zachodniej części regionu odpowiedziała, że to robi. Rozmawiałem z nią i pytałem czy zwyczaj został przekazany przez babcie, rodzinę. Okazało się, że ta pani kupiła gazetę, do której było dołączone sianko i usłyszała w telewizji, że to taka nasza tradycja - opisał Brencz.

/ 6Małopolska

Obraz
© Magdalena Piecewicz - Fotolia.com

Na *małopolskiej wsi *ciągle żywy jest zwyczaj odwiedzania domów przez grupy kolędnicze. - Kolędnicy to akwizytorzy szczęścia - uważa etnograf z Małopolskiego Centrum Kultury Sokół Benedykt Kafel. - Są jakby wysłannikami z innej krainy, bo ubierają się w dziwne stroje. Nie można ich rozpoznać, chociaż mieszkają w naszej wsi. Przynoszą gospodarzom dobrą nowinę - wyjaśnia. W zależności od regionu, są różne zwyczaje kolędnicze. Popularne w całej Polsce i ciągle żywe na południu Polski jest chodzenie z turoniem - na Podhalu nazywanym capem, na Orawie kozą. W Małopolsce znane i ciągle żywe są też inne formy odwiedzin grup kolędniczych. Popularne są widowiska zwane Herodami. - Herody to przedstawienie opierające się na ewangelicznej scenie opisującej rzeź niewiniątek i śmierć króla Heroda. Obok Heroda w dramacie występuje anioł i diabeł - którzy obrazują walkę dobra ze złem. W finale przedstawienia Herod skazany jest na śmierć, a diabeł zabiera jego duszę - wyjaśnił etnograf.

/ 6Łemkowszczyzna

Obraz
© Elżbieta Sekowska - Shutterstock

Na Łemkowszczyźnie cały ranek wigilijny upływał na przygotowaniu wieczerzy i odpowiednim przybraniu izby. Wieczerzę wigilijną powszechnie określano mianem welija lub świata weczeria, rzadziej świati-weczir. Jak poinformował Damian Danak z Muzeum Etnograficznego w Zielonej Górze z siedzibą w Ochli, przed wieczerzą wigilijną gospodarz przynosił do izby snop żyta lub owsa, ewentualnie pszenicy lub jęczmienia. Snop ten odkładany był na tę okoliczność jeszcze latem w czasie żniw lub w czasie młocki jesienią. Miał on różne nazwy: dido, did lub diduch. Symbolizował urodzaj, Boże błogosławieństwo - w dawnych czasach zastępował choinkę. Do tradycyjnych, świątecznych potraw Łemków należy kutia będąca mieszaniną gotowanej pszenicy z makiem, miodem i owocami, żurek łemkowski przyrządzany z kwasu owsianego - keselycia czy bobalki (bułeczki z makiem). Każdy gospodarz spożywał kolację tylko z domownikami. Ludzie mogli przychodzić do siebie, ale dopiero po jej zakończeniu. Zapraszano jednak na wieczerzę ludzi samotnych
i bezdomnych. Za stołem mógł zasiąść przygodny gość, który wszedł w progi domu. Kiedyś dania spożywano z jednej miski drewnianymi łyżkami. Gdy odkładano łyżki to blisko siebie, aby nie dotknąć sąsiedniej, bo będzie kłótnia przez cały rok. - Nasze świąteczne tradycje są kultywowane jedynie w niektórych domach na wsiach, w miastach raczej nie ma ku temu możliwości. Niestety te zwyczaje powoli zanikają, a szkoda, gdyż to piękne tradycje. Takie jest jednak życie i to one dyktuje warunki - powiedział prezes gorzowskiego Koła Stowarzyszenia Łemków Jan Gaborek.

Źródło: PAP

Wybrane dla Ciebie

Leśnicy apelują. "Z małych pluszaków wyrastają groźne bestie"
Leśnicy apelują. "Z małych pluszaków wyrastają groźne bestie"
Ogromny problem na Kanarach. Tłuką się bez opamiętania
Ogromny problem na Kanarach. Tłuką się bez opamiętania
Gran Canaria. Tragedia na parkingu przy lotnisku
Gran Canaria. Tragedia na parkingu przy lotnisku
Ruszyła sprzedaż biletów RegioJet. Za 49 zł do Krakowa
Ruszyła sprzedaż biletów RegioJet. Za 49 zł do Krakowa
Idealny kierunek na wrzesień. "Zachwyca na każdym kroku"
Idealny kierunek na wrzesień. "Zachwyca na każdym kroku"
Na pokład weszli mundurowi. Turyści skończyli z mandatami
Na pokład weszli mundurowi. Turyści skończyli z mandatami
Niemcy stracili skarb. "Przygnębiające i szokujące"
Niemcy stracili skarb. "Przygnębiające i szokujące"
Kolejny rekord w Tatrach. "Frekwencja sięgnęła apogeum"
Kolejny rekord w Tatrach. "Frekwencja sięgnęła apogeum"
Turyści przesadzają na Śnieżce. "Ludzka głupota nie ma granic"
Turyści przesadzają na Śnieżce. "Ludzka głupota nie ma granic"
Radosne wieści z Warszawy. "Spójrzcie, jakie przeurocze maleństwa przyszły na świat"
Radosne wieści z Warszawy. "Spójrzcie, jakie przeurocze maleństwa przyszły na świat"
Jesienny długi weekend. Tam wypoczniesz najtaniej. Wystarczy 1200 zł
Jesienny długi weekend. Tam wypoczniesz najtaniej. Wystarczy 1200 zł
Australijskie turystki przez pomyłkę trafiły do włoskiego klasztoru
Australijskie turystki przez pomyłkę trafiły do włoskiego klasztoru