Trojeszczyna niemiła. Kijowska dzielnica strachu
Każde duże miasto ma rejony, do których lepiej się nie zapuszczać. W Kijowie to Trojeszczyna, do której ze strachem jeździ nawet policja. Bijatyki i kradzieże są na porządku dziennym. A jak się tam żyje? - W ciągłym strachu - opowiada w rozmowie z WP Julia, która spędziła w jednej z najniebezpieczniejszych dzielnic świata osiem miesięcy. Dłużej nie wytrzymała.
Dawniej były tu drewniane chałupy, jednak w latach 50. poprzedniego stulecia na rozkaz władzy zrównano je z ziemią, a w ich miejsce wzniesiono ogromne osiedla. Plany były ambitne - miała to być nowoczesna "sypialnia" stolicy, ze szkołami, szpitalami, kinami i metrem. Części projektów nie zrealizowano, w tym budowy kolei podziemnej. Po upadku Związku Radzieckiego Trojeszczyna popadła w zapomnienie. Przez kiepski dojazd do centrum można było w niej znaleźć tanie mieszkania, co przyciągało nie tylko niższą klasę, ale też patologię. Przez lata problem się pogłębiał.
Czy faktycznie jest tu aż tak niebezpiecznie? Czy wierzyć rankingom sporządzonym na podstawie statystyk dotyczących kradzieży czy liczby morderstw? Najwięcej do powiedzenia na temat życia w niechlubnej dzielnicy mają osoby, które w niej mieszkały.
Julia pochodzi z Żytomierza, położonego ok 150 km od stolicy. Była w lepszej sytuacji, niż większość studentów, którzy przeprowadzają się do Kijowa, aby kontynuować naukę. Mogła za darmo zatrzymać się u rodziny. – Siostra mojej babci mieszka w Kijowie. Ma problemy z chodzeniem i po śmierci męża opiekowała się nią córka sąsiadki, póki nie wyszła za mąż i przeprowadziła się do Kołomyja. Ciotki Rozalii nie stać, aby wynająć profesjonalną opiekunkę. Po dyskusji z rodzicami oraz jej dziećmi ustaliliśmy, że nie ma sensu mieszkać w akademiku czy płacić za wynajem mieszkania. Przecież mogłam być u cioci za darmo. W zamian miałam robić zakupy, chodzić z nią co jakiś czas do lekarza i sprzątać mieszkanie. Zgodziłam się – opowiada Julia.
Była pozytywnie nastawiona. Podekscytowana, że będzie mieszkać w stolicy i zasmakuje wielkomiejskiego życia. – Studia, dostęp do miejsc kultury, nowi znajomi, ale też imprezy. Cieszyłam się i nie mogłam doczekać, kiedy spakuję walizki i brat zawiezie mnie do Kijowa – wspomina dziewczyna.
U ciotki była wcześniej dwa razy w odwiedzinach. Nie miała wyrobionego zdania o osiedlu, choć zdawała sobie sprawę, że nie jest najlepszą w Kijowie. – Szare blokowiska i niegrzeczna młodzież pod sklepem. Tyle zapamiętałam. W każdym mieście są takie miejsca, ale przecież miałam większość czasu spędzać na uczelni, więc nie przejmowałam się tym. Ponadto zaoferowano mi mieszkanie za darmo, więc nie oczekiwałam luksusów – tłumaczy Julia.
Przeprowadzka
– Pamiętam jak dziś. To był 23 sierpnia, a 1 września rozpoczynał się rok akademicki. Miałam więc dobry tydzień, żeby oswoić się z nowym miejscem. Brat przywiózł mnie na ulicę Aleksandra Saburowa. Pod klatką zaczepiło nas dwóch chłopaków. "Nowa przyjechała! Wolna? To twój chłopak? Jak tak, to ma minutę, żeby stąd spadać". Wyjaśniłam, że to mój brat i że mają nam dać spokój, że w bloku mieszka siostra mojej babci. Zaczęli głupio się śmiać i weszliśmy z walizkami na trzecie piętro, gdzie czekała ciotka ze swoim synem – opowiada studentka.
Julia dostała kilka wskazówek od kuzyna: miała słuchać się ciotki, nie włóczyć się wieczorami sama i nie wdawać się w dyskusję z chłopakami w osiedla. Zresztą z dziewczynami też, bo czasami są jeszcze gorsze niż oni. Wskazał przy tym niewielką bliznę na lewym policzku "niektórzy tak tu rozwiązują problemy. Szkoda, żeby ktoś ci skaleczył ładną buźkę. A nowych tu nie lubią, zaraz rozpoznają, żeś przyjezdna". Jednak Julia aż tak nie brała do siebie tych uwag. Pomyślała, że kuzyn jest przewrażliwiony i chce ją nastraszyć, żeby spędzała jak najwięcej czasu z jego mamą. – Uznałam, że nie może być tak źle. Poza tym ciotka sama przyznała, żeby dał mi spokój. Okazało się, że siedząc niemal cały czas w domu była odrealniona, nie wiedziała, jak jest na dzielni. W przeciwnym przypadku umierałaby ze stresu, gdybym wychodziła sama, co też robiłam. Później tego żałowałam - wspomina dziewczyna.
Pierwsze tygodnie mijały intensywnie. Szybko się zorientowała, że Trojeszczyna to nie miejsce z marzeń. Szare, zaniedbane blokowiska, menele pod sklepami, krzywe chodniki, niezbyt dobre połączenie z centrum. Do Akademii Kijowsko-Mohylańskiej dojazd zajmował jej ponad godzinę. Most Moskiewski łączący dzielnicę z prawobrzeżem Kijowa był często zakorkowany, najgorzej było w godzinach porannych.
Dzielnica nieznana
Okazało się, że wielu mieszkańców stolicy nigdy nie było w Trojeszczynie. Wiedzą tylko, że lepiej się tam nie zapuszczać. – Nowi koledzy pytali się mnie, jak się tam żyje. Czy naprawdę można oberwać na każdym kroku i czy trzeba chodzić z nożem i gazem pieprzowym nawet w ciągu dnia. Denerwowałam się, kiedy tak mówili. Mówiłam im, że są niepoważni, choć nie przyznałam się, że widziałam już kilka bijatyk na osiedlu. Także tego, że sąsiedzi ciotki często się awanturowali. Alkoholicy, którzy przepijali renty i emerytury. Jak wracałam z zakupami, to pytali się czy coś im dam. Po prostu uciekałam do mieszkania. Kiedyś zadzwoniłam na policję, ale nie przyjechała. Napisałam sms-a do kuzyna. Odpisał mi, że tu policja rzadko kiedy interweniuje. Czasami boją się przyjeżdżać. Obawiają się, że oberwą, tak jak niektórzy ich koledzy.
Choć historie ludzi z "lepszej" części Kijowa mogą być mocno przesadzone, mają podstawy do obaw. Ciotka Rozalia nie dysponowała dużym budżetem, więc Julia nie robiła zakupów w położonym kilkaset metrów od bloku centrum handlowym. Chodziła na olbrzymie targowisko, na którym można było znaleźć niemal wszystko. Poza jedzeniem, także podróbki odzieży czy perfum. Przyrównała to miejsce do dawnego stadionu dziesięciolecia w Warszawie. – Zostałam trzy razy okradziona. Raz wyrwano mi portfel, dwa razy po prostu zabrano siaty z zakupami. Nikt nie reagował, ludzie odwracali tylko głowy. Z perspektywy kilku lat nie dziwi mnie to – też bym się bała zwrócić uwagę, bo jeszcze by mi zęby wybili. Wracałam do mieszkania zapłakana i zrezygnowana. Wstydziłam się, że się dałam łobuzom. Tylko raz przyznałam się ciotce, że mnie okradziono, później kupowałam jedzenie za kieszonkowe od rodziców. Chodziłam "na raty", żeby zmniejszyć prawdopodobieństwo, że mi wszystko ukradną za jednym razem – tłumaczy Julia.
– Piekło się rozpoczęło, kiedy poznałam chłopaka. Nie pozwalał, żebym do niego sama jeździła, więc za zgodą cioci odwiedzał nas czasami po zajęciach. Nie był szczęśliwy, że mieszkam w Trojeszczyźnie, ale zakochał się, to nie miał wyboru. W ciągu dwóch miesięcy dwa razy oberwał od chłopaków, którzy chyba mieli warty przed wejściem do klatki schodowej. W końcu zerwał ze mną. Mnie ci chuliganie wyzywali od szmat, że sprowadzam obcych. Obiecali, że jak jeszcze raz pojawi się jakiś obcy, to mu nogi połamią. Chyba martwili się o mnie – mówi z ironią Ukrainka.
Nie była w stanie dłużej mieszkać z ciotką Rozalią. Żyła w ciągłym stresie, bała się wychodzić wieczorami, dojazd na uczelnię zajmował jej mnóstwo czasu. Chciała rzucić wszystko i wrócić do rodzinnego domu, ale gdy powiedziała o wszystkim rodzicom, postanowili zwołać spotkanie rodzinne. Miała wytrzymać jeszcze niecałe dwa miesiące. Później wynajęła mieszkanie z przyjaciółką po prawej stronie Dniepru. Trzy lata lata później wyjechała do Polski. Teraz mieszka w Gdańsku, nielegalnie, dlatego nie chce udostępniać swojego wizerunku. Jej cioci pomogła pani Klara z bloku położonego kilkaset metrów dalej. To dawna koleżanka z zakładu krawieckiego, gdzie razem pracowały.
Jak przyszłość czeka dzielnicę?
Choć tempo zmian jest powolne, Trojeszczyzna z dnia na dzień zmienia swoje oblicze. Powstają nowe osiedla, do których wprowadza się klasa średnia. Powstało też m.in. centrum handlowe i nowe stacje kolejowe. Burmistrz Kijowa, Witalij Kliczko, poinformował niedawno, że miasto podpisało porozumienie z konsorcjum chińskim o współpracy w budowie linii metra z Żulan do Trojeszczyny.
"Musimy uzyskać gwarancje państwowe od Rady Ministrów, aby chińska firma przyszła i zaczęła budować w szybkim tempie. Za pięć lat obiecają wybudować nową linię" – mówił Kliczko podczas rozmowy z dziennikarzami. – Wierzę, że za 10 lat ta dzielnica zmieni swoją tożsamość. Jeszcze czekają ją dobre dni – podsumowuje Julia.