Molo w Sopocie
Budzę się w Sopocie, ale nie dlatego, że w Gdyni zabrakło już fajnych knajp. Wymyśliłem sobie, że optymalnie będzie zamieszkać tutaj i trafiłem w dziesiątkę. Wszędzie mam blisko: z Sopotu kwadrans kolejką do Gdyni i Gdańska, a z mojego hostelu - Sisters Lodge, ładnego i pachnącego świeżością miejsca prowadzonego przez trzy przebojowe siostry - parę minut do plaży, na molo albo w zaciszne zakątki takie jak plac Rybaków. To małe osiedle rybackich domków z początku ubiegłego wieku. Kto w nich zamieszka, będzie mógł tuż obok kupować ryby prosto z połowu i samemu je przyrządzać. Gdy jednak nie czujemy przymusu jedzenia ryb nad morzem, wybierzmy się na wędrówkę po ponad stu sopockich restauracjach. Po Sopocie spaceruje się łatwo i zgubić się nie da - idziemy zawsze do, od, albo wzdłuż morza, uliczkami z tonącymi w zieleni willami sprzed stu lub nawet dwustu lat. Tytuł najbardziej magicznej mogę śmiało przyznać ulicy Obrońców Westerplatte. Nawet mimo mało romantycznej nazwy. Uliczka spotyka się
zresztą ze swoim przeciwieństwem, ulicą Bohaterów Monte Cassino. Ją jednak mieszkańcy i wczasowicze szybko oswoili. Oficjalną nazwę ma tylko na mapach, bo wszyscy umawiają się "na Monciaku". A spotyka się tu cała wakacyjna Polska i przygląda się sobie w krzywym zwierciadle.