W Łebie wciąga tajemniczy wir
W ciągu ostatnich kilku dni w Łebie utonęły trzy osoby, kilkadziesiąt w ostatniej chwili wyciągnęli z wody ratownicy. Turyści coraz głośniej mówią o tajemniczym wirze, który wciąga pływaków - czytamy w "Metrze".
_ W ciągu ostatnich kilku dni w Łebie utonęły trzy osoby, kilkadziesiąt w ostatniej chwili wyciągnęli z wody ratownicy. Turyści coraz głośniej mówią o tajemniczym wirze, który wciąga pływaków - czytamy w \"Metrze\". _
W Łebie są trzy plaże. Główna, oznaczona literą A. Codziennie relaksują się tu tysiące urlopowiczów. Na zachód od niej, za kanałem portowym, jest plaża B, a na wschód - C. Bezpieczeństwa plażowiczów pilnuje ok. 40 ratowników.
Kurort co roku walczy o miano urlopowej stolicy Polski. Teraz jest inaczej, a to za sprawą dziwnych utonięć. \"To, co się w tym roku dzieje, wszystkich nas zszokowało\" - mówi sekretarz Łeby Ewa Horanin.
Jak informuje dziennik wielu turystów zrezygnowało z urlopu, widząc na plaży kolejnych topielców. Dramat zaczął się 23 lipca. Kilkanaście metrów od brzegu utopił się 9-letni chłopiec. \"Jego ciało znaleziono dwa dni później w odległym o kilka kilometrów Czołpinie\" - potwierdza komendant policji w Łebie Andrzej Jabłoński. \"Chłopiec wpadł w wir wodny, który powstaje przez bliskość wejścia do kanału portowego\" - mówi.
\"Przy falochronie i w najbliższej jego okolicy, po lewej stronie od wyjścia z portu\" - precyzuje Tadeusz Zalewski, który zajmuje się miejscowymi ratownikami. \"Tam są niebezpieczne prądy morskie, a wiry i fale wywołują ruchy wody, które wciągają ludzi w głąb morza. Wówczas nawet najlepszym pływakom trudno wrócić do brzegu\" - dodaje.
Czy opiekun plaż nie powinien ostrzec turystów przed niebezpieczeństwem? Władze miasta twierdzą, że odpowiednie znaki się pojawiły, ale... \"Wandale je kradną\" - mówi Horanin. Zalewski przytakuje: \"Wykopujemy znaki wieczorem i chowamy w obawie przed kradzieżą, ale i tak nie możemy ich upilnować\".
Turyści są innego zdania. \"Tylko raz widziałem znak na plaży, ale był mały i stał w złym miejscu\" - stwierdza Jacek Kadej, który był w Łebie cztery dni. \"Wystarczy przecież zagrodzić taśmą 50 m plaży\" - denerwuje się Piotr Kowalewski.
Jeden z ratowników uważa ten pomysł za zły. \"Żyjemy z turystów. Jak się zamknie plażę, będzie panika i wszyscy wyjadą. Wówczas padnie nie tylko Łeba, ale i my stracimy pracę\" - przekonuje rozmówca \"Metra\".
(PAP)