Wakacje na kempingu. "W pierwszej chwili chciałam uciekać"
Nie jestem fanką kempingów, ale od paru lat regularnie na nie wracam. Dla dzieci, bo dla nich to prawdziwy raj. Tym razem wybraliśmy się nad jezioro Garda we Włoszech. Czekało mnie tam spore zaskoczenie.
27.06.2023 | aktual.: 28.06.2023 11:12
Przygodę z kempingami zaczęliśmy dwa lata temu. We wrześniu 2021 r. spędziliśmy trzy dni w apartamencie położonym na terenie jednego z najpopularniejszych kempingów w północnej Dalmacji. Dla moich dzieci ogrom przestrzeni, basenów, placów zabaw i wszelkich atrakcji, o których nawet im się nie śniło, był prawdziwym rajem.
Jak wyglądają wakacje na kempingu?
Od tego czasu tak organizuję nasz urlop, żeby kilka dni spędzić na kempingu. Planem na tegoroczne wakacje jest Austria, więc jako przerywnik od górskich wędrówek zaplanowałam cztery noce na kempingu nad jeziorem Garda na północy Włoch, skąd do Tyrolu jest niedaleko.
Gdy przyjeżdżamy pod bramę uderza mnie obłędny zapach. Wakacyjna wioska położona jest w przepięknym miejscu - wśród bujnej roślinności, na wzgórzu z widokiem na jezioro i otaczające je góry.
"Halo Polacy". Wyjątkowy region Chorwacji. "Tam nie może brakować atrakcji"
Od pierwszej chwili czuję, że ośrodek to świetnie funkcjonująca machina. Wraz z kluczem w recepcji dostaję torbę z masą informacyjnych ulotek dotyczących kempingu i jego atrakcji. Dla dzieci przygotowano z kolei karty, na których mają do uzbierania szesnaście pieczątek za udział w aktywnościach na terenie ośrodka. Gdy je skompletują, mają przyjść do recepcji po prezent-niespodziankę. Jeszcze nie przekroczyliśmy bramy, a już są zachwycone.
Czytaj także: Kamper czy przyczepa kempingowa. Co wybrać?
Na terenie kempingu można spać w namiocie, przyczepie czy kamperze, ale też w różnego rodzaju bungalowach. Zdecydowaliśmy się na tę ostatnią opcję, w wersji standardowej bez luksusów, co za cztery noce w czerwcu dla czterech osób (dwie osoby dorosłe i dwoje dzieci w wieku czterech i sześciu lat) kosztowało nas 319 euro (1413 zł).
Za wcześniejsze pobyty na kampingach - dwa lata temu w Dalmacji czy w zeszłym roku na Istrii - zapłaciliśmy bardzo zbliżone kwoty. Do wyboru są też oczywiście bardziej komfortowe opcje - o większej powierzchni czy np. z jacuzzi na tarasie - wtedy cena rośnie.
Nasz bungalow ma powierzchnię 24 m kw. W pokoju dzieci mieszczą się tylko łóżka i szafa, w głównej sypialni jest jeszcze biurko. W "salonie" z aneksem kuchennym ciężko się minąć, ale taki urok wakacji na kempingu.
I tak większość czasu spędzamy na zewnątrz. W cenie jest zarówno pościel, podstawowe środki czystości, jak i pełne wyposażenie na tarasie - od leżaków, przez suszarkę na pranie, po grilla. Nie musimy za nic dopłacać.
Rozpakowuję rzeczy, tymczasem dzieci bawią się przed domkiem. Słyszę, jak czteroletnia córka woła do wszystkich "dzień dobry". Gdy idę podpowiedzieć, żeby lepiej wołała "hello", słyszę kolejną odpowiedź po polsku. Po 15 minutach stwierdzam, że miejsce jest pełne Polaków. Innego języka jeszcze nie słyszałam. Przyznam, że nie spodziewałam się, że włoskie kempingi są tak oblegane przez rodaków.
Po chwili ruszamy zobaczyć teren ośrodka - trzeba sprawdzić, gdzie są baseny i inne atrakcje. Gdy idziemy pięknie pachnącymi, zielonymi alejkami, znów z każdej strony słyszę różne urywki zdań po polsku. Między "Dominisiu, nie biegaj!" czy "Kaśka, pospiesz się" niepokojąco często pada też soczyste "k***a m*ć!".
Gdy docieramy do kempingowej restauracji, w pierwszej chwili mam ochotę uciekać. Prawdziwe tłumy oblegają graniczący z nią plac zabaw, a tuż obok stoi scena, na której odbywają się bardzo głośne animacje. Obsługa skacze do niemieckich hitów, zachęcając dzieci do tego samego.
Patrzę z rosnącym przerażeniem na to, co się dzieje i przeklinam siebie w duchu, że wykupiłam aż cztery noce w tym wakacyjnym piekiełku. Dzieci są jednak zachwycone - i placem zabaw pełnym innych maluchów, i animacjami. Oddycham głęboko i stwierdzam, że chyba muszę wyluzować. Ja odpocznę na górskich szlakach za parę dni, teraz jest czas dla dzieci.
Czytaj także: Wakacje pod namiotem. Ile kosztuje urlop na campingu?
Gdy siedzę wpatrzona w góry na horyzoncie, nagle słyszę, że jest afera. Animatorzy rozdają pieczątki, a my nasze karty zostawiliśmy w domku. Biegnę sprintem do bungalowu, żeby dzieci mogły zdobyć swoją pierwszą pieczątkę, śmiejąc się w duchu, do czego to doszło. - O, ty jeszcze nic nie masz - rzuca potem w kolejce na oko trzyletnia Niemka mojej córce, która na szczęście nic nie rozumie. Ja za to czuję, że pogoń za pieczątkami będzie ważnym punktem pobytu.
Pierwszy wieczór sprawia, że z lekkim przerażeniem myślę o kolejnych dniach. Tłumy, które teraz gromadzą się przy restauracji, już widzę oczami wyobraźni, jak okupują baseny następnego ranka.
Dzień zaczyna się piękną pogodą i śniadaniem na tarasie. Gdy punktualnie o godz. 9 zjawiamy się na terenie parku wodnego, czeka nas jednak przyjemna niespodzianka. Jesteśmy praktycznie jedyni. Do godz. 11 zbiera się niewielka grupka innych turystów. Cisza, spokój i widok na góry sprawiają, że zapominam o wczorajszym piekiełku. Dzieci szaleją na zjeżdżalniach i są najszczęśliwsze na świecie.
Jeśli ktoś lubi taki typ wypoczynku, może się z kempingu praktycznie nie ruszać. Na miejscu jest nie tylko restauracja, ale także market, w którym można kupić wszystkie podstawowe produkty - od świeżego pieczywa, przez wszelkie dodatki do chleba, po owoce i warzywa. Są i spreje na komary, w które zresztą zaopatrujemy się od razu, jak i płyny do opalania czy kosmetyki.
W ciągu dnia odbywają się różne aktywności dla dzieci - kółko plastyczne, zabawy ruchowe czy pokazy filmowe, więc maluchy z pewnością nie będą się nudzić.
Lubimy aktywny wypoczynek, więc po porannym szaleństwie na basenie każdego dnia robimy wycieczkę do jednego z miasteczek nad Gardą, a po południu znów wracamy do wody. Ukochanym momentem są dla moich dzieci wieczory. Niekoniecznie te z animacjami, choć te też są dla nich punktem obowiązkowym, bo przecież trzeba nazbierać pieczątki, ale jeszcze bardziej lubią to, co dzieje się później.
Wszystkie dzieci w naszej alejce bungalowów bawią się razem. Biegają od domku do domku. W jednym jedzą kolację, w innym dostają soku. Jeszcze wczoraj się nie znały, a dziś są najlepszymi kompanami. Patrzę na nie z tarasu i czuję się trochę, jakbym przeniosła się do lat 90. i wakacji, które spędzałam w ośrodku nad jeziorem na Kaszubach. Te wakacyjne znajomości to w końcu jedna z kwintesencji dzieciństwa, czy to na polskiej wsi, czy we włoskim miasteczku.
Ostatecznie wyjeżdżam znad Gardy zadowolona. Dalej nie kocham kempingów, ale piekiełko z pierwszego dnia szybko usuwa się w cień. Na pierwszym planie mam w głowie rajskie poranki nad pustym basenem z widokiem na góry i spokojne wieczory wśród pięknych zapachów kwitnącej tam roślinności.
Na koniec czeka nas jeszcze jedna kwestia. Dzieci nie uzbierały szesnastu pieczątek, tylko dziewięć, więc idąc do recepcji przed wyjazdem, zastanawiam się, co teraz. Pan w recepcji nawet nie patrzy na liczbę pieczątek i sięga po kosz z niespodziankami. W końcu to wakacje, prawda?
Dzieci oczywiście nie chcą wyjeżdżać, więc widząc ich radość, wiem, że za rok znów spędzimy parę dni na kempingu. Teraz jednak czas jechać w góry!