Morze Bałtyckie - Kołobrzeg i Hel
Wczasy w PRL-u rządziły się swoimi prawami. Na straży poprawności politycznej i zapewnienia wątpliwej jakości rozrywek stał "kaowiec", czyli instruktor kulturalno-oświatowy. Rygor w ośrodkach wczasowych też nie pozwalał na zbytnią swobodę - obowiązkowe śniadanie o 8:00, obiad o 13:00 i kolacja o 18:00 miały tylu wrogów, ilu zwolenników. Zaletą wczesnego wstawania była jednak możliwość znalezienia dogodnego miejsca na plaży, które w szczycie sezonu przy dobrej pogodzie zapełniały się błyskawicznie. Ci, którzy nie mieli "przydziału" do Sopotu, wyjeżdżali na nie mniej zatłoczone plaże Kołobrzegu czy Helu. Liczyło się to, by złapać trochę słońca, a po powrocie móc się pochwalić przed znajomymi, jak to wspaniale było na wczasach.