Trwa ładowanie...

Wielkie migracje - za kulisami filmu

Aby mogła powstać tak ambitna produkcja telewizyjna, zespół National Geographic realizujący program „Wielkie migracje” spędził w terenie dwa i pół roku, i przebył 670.000 kilometrów w 20 krajach na wszystkich siedmiu kontynentach.

Wielkie migracje - za kulisami filmuŹródło: National Geographic Channel
d4dmw5p
d4dmw5p

Aby mogła powstać tak ambitna produkcja telewizyjna, zespół National Geographic realizujący program „Wielkie migracje” spędził w terenie dwa i pół roku, i przebył 670.000 kilometrów w 20 krajach na wszystkich siedmiu kontynentach.

W tym odcinku "Wielkich migracji" pokazujemy, jak wielkiego wysiłku (i dalekich podróży!) podjęła się ekipa National Geographic, by móc opowiedzieć niezwykłą historię o naszej planecie w ruchu.

Człowiek za burtą, o rety, a tam, zamiast jednego, są cztery rekiny!

Podczas tej wyprawy, której celem było zamocowanie miniaturowej kamery Crittercam na płetwie grzbietowej żarłacza białego, członek ekipy, Mike Shepard, został wyrzucony z dzioba łodzi, gdy żarłacz biały uderzył w jej rufę. Następnie operator kamery, Andy Casagrande, zszedł pod wodę, by sfilmować ruch rekina. Gdy odważył się wyjść na krótko z klatki zdjęciowej, by móc pływać swobodniej i uzyskać lepsze materiały filmowe, nagle uświadomił sobie, iż wokół niego znajdują się cztery rekiny, a nie tylko ten, którego filmował. Na szczęście, obaj mężczyźni wyszli ze swych spotkań z rekinami bez szwanku.

Czy czerwone niebo o poranku to pustynne ostrzeżenie?

Operator kamery Bob Poole i jego zespół poszukiwali nieuchwytnej grupy malijskich słoni, gdy zaskoczyło ich zdarzenie, które Poole określił jako „najgwałtowniejsze zjawisko, jakie widział w swym życiu” - burzę piaskową o prędkości wiatru dochodzącej do 100 km/h i przypuszczalnej wysokości ponad 30 metrów, która w samym środku poranka sprawiła, iż niebo zabarwiło się najpierw na żółto, następnie na czerwono, a potem na czarno. Poole odważył się wyjść w samym środku burzy piaskowej, aby uzyskać niezwykłe zdjęcia filmowe tego zjawiska. Po burzy, mimo nadzwyczajnej ostrożności, którą musieli wykazać, aby słonie nie wyczuły ich obecności, Poole i jego zespół zostali niespodziewanie otoczeni przez dwa stada. Poole musiał pozostawić część swojego sprzętu i wycofać się bardzo powoli, aby nie spłoszyć słoni.

d4dmw5p

Blaski i cienie filmowania nad Missisipi

Operator kamery, Neil Rettig, spędził całe dnie w kryjówce zawieszonej na 120-metrowym urwisku, by uzyskać nigdy dotychczas niewidziane ujęcia piskląt sokoła wędrownego. Później powierzono mu równie niebezpieczne zadanie – pracę w pływającej kryjówce skonstruowanej tak, aby wyglądała jak domek piżmaka, by z bliska sfilmować wędrowne ptaki wodne przelatujące wzdłuż odcinka rzeki Missisipi w stanie Wisconsin.

Niekoniecznie to przychodzi nam do głowy, gdy myślimy o siedzeniu na drzewie…

Operatorka kamery, Justine Evans, przez cały miesiąc spędzała po 14 godzin dziennie zawieszona 45 metrów nad ziemią w koronach drzew na Borneo, gdzie filmowała naczelne ucztujące na drzewie figowym. W tym czasie koledzy z ekipy pracowali nad stworzeniem kunsztownego systemu do zdjęć z powietrza, który pozwolił uzyskać 90-metrowe ujęcie w koronach drzew.

Zobacz również galerię:

Gdzie dowiadujemy się, jak brzmi niecenzuralne słowo w języku suahili

W rozdartym wojną Sudanie zespół National Geographic wyruszył na bezdroża, gdzie często w wielkim napięciu odbywał, czterdziestoletnimi ciężarówkami, dziewięciodniową podróż do najbardziej odległych zakątków. Kierując się danymi GPS zebranymi podczas wcześniejszego lotniczego zwiadu tego regionu, ryzykowali życie wśród wysokich traw, potencjalnych pól minowych, wśród mokradeł, wyrzutków i band, nad rzekami i w obszarach porosłych gęstą roślinnością, by trafić do miejsca, w którym udało im się sfilmować koby żółte – wyczyn, którego nie dokonał nikt od niemal 30 lat.

d4dmw5p

Gdy nic nie idzie zgodnie z planem...

Operator kamery, Andy Casagrande, powrócił, lecz tym razem już nie w pełnych rekinów wodach. Tym razem wybrał się na trwającą niemal miesiąc wyprawę, by skorzystać z nowej kamery do zdjęć ultraszybkich, pozwalającej uzyskać niezwykle ostre obrazy w zwolnionym tempie. Użył jej, aby sfilmować matkę geparda podchodzącą stado zebr, by zdobyć pokarm dla swoich młodych. W ubraniu, którego nie prał przez niemal trzy tygodnie, cierpliwie czekał aż matka upoluje zdobycz, gdy nagle trzy młode gepardy wskoczyły pod ciężarówkę ekipy, a matka rozpoczęła łowy poza zasięgiem kamery. Nie mogąc skorzystać z ciężarówki w obawie o zranienie młodych, Andy i jego ekipa musieli czekać, aż matka przybędzie po młode i zdecydowali się sfilmować ją ponownie następnego dnia. Gdy w końcu udało się nakręcić zdjęcia zebr broniących się przed gepardami, wydawało się, iż jedna z zebr stratowała młodego geparda, gdy ten gonił ją po równinie. Głęboki smutek Casagrande zamienił się w radosny entuzjazm, gdy podczas odtwarzania materiału
filmowego w zwolnionym tempie zauważył to, czego nie mógł dostrzec gołym okiem – młode o włos uszło przed kopytami zebry, uskakując w wysokie trawy, i bezpiecznie powróciło do swojej matki.

Serce nie jest z kamienia

Operator kamery, John Benam, stwierdził, iż wprawdzie większość członków ekipy filmowała i była w swej pracy świadkiem niezliczonych makabrycznych momentów życia i śmierci, jednak nadal żywią uczucia wobec filmowanych przez siebie zwierząt. Szczególnie bolesny był dla nich widok cielęcia gnu, które podczas przekraczania rzeki Mara krokodyl chwycił za zad. Cielę przywoływało matkę i walczyło, by wydostać się na brzeg. Matka zeszła nad wodę, ryzykując własne życie i zwierzęta po raz ostatni zetknęły się nosami, lecz po chwili młode zostało wciągnięte pod powierzchnię. Ekipa przyznaje, że mimo łez w oczach nie przerwała filmowania.

W okowach lodu

Ekipa, przygotowując się na dzień zdjęciowy, podczas którego zamierzała filmować pacyficzny podgatunek morsów u wybrzeży Alaski, spakowała na małą odkrytą łódź tylko wyposażenie niezbędne do przetrwania – konserwy mięsne, galon wody, kilka strzelb i 90 litrów benzyny. Po udanym sfilmowaniu morsów nadeszła niespodziewana zmiana pogody, która spowodowała gwałtowne pogorszenie warunków na wodzie. Oznaczało to, że mała łódź będzie musiała pracować znacznie ciężej i zużyć w drodze powrotnej na ląd znacznie więcej paliwa niż pierwotnie planowano. W pewnej chwili dwóch mężczyzn zmuszonych było wyskoczyć na lodową krę, by z pomocą lin przeciągnąć łódź lodowym kanałem na otwartą wodę. Jeden, spadając, dostał się pod lód, lecz kolega wyciągnął go błyskawicznie. Niewiele brakowało, by ekipie zabrało paliwa wiele kilometrów od lądu. Wyziębieni członkowie zespołu, nie mogąc uzyskać odpowiedzi przez krótkofalówkę, doznali wielkiej ulgi, gdy ujrzeli ląd i wiedzieli, że uda im się dotrzeć do niego bezpiecznie. Gdy
przybijali do brzegu, pozostały im już tylko 3 litry paliwa.

Zobacz również galerię:

Źródło: National Geographic Channel

d4dmw5p
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4dmw5p