Wypłynął na wojnę z Polską i zatonął. Wrak statku Wazy w całej okazałości
Jest w Sztokholmie muzeum niezwykłe. Szwedzi wybudowali je dookoła podniesionego z morskiego dna XVII-wiecznego królewskiego galeonu. Sam okręt jest spektakularny jak dzieło sztuki - zdobiony setkami rzeźb (około 700!), starannie odrestaurowany, w 98 proc. oryginalny. Ale spektakularna jest też jego historia, "piękna katastrofa" - można by rzec, cytując klasyka.
Potężny trójmasztowiec wypłynął w swój dziewiczy rejs w 1628 roku, oddalił się od portu nie dalej niż o milę i zatonął, uderzony pierwszym podmuchem wiatru. 333 lata później wydobyto go z wody, z pietyzmem konserwowano i restaurowano, by dziś cieszył oczy jako najlepiej zachowany XVII-wieczny okręt na świecie.
Perła na wyspie skarbów
Muzeum Okrętu "Waza", otwarte w 1990 roku, znajduje się w Sztokholmie na wyspie Djurgården - ulubionym miejscu wielu mieszkańców miasta i turystów. Można tam świetnie spędzić cały dzień, odwiedzając placówki kultury, galerie sztuki i zwyczajnie spacerując, bo tereny zielone ciągną się tam bez końca. Dawniej był to zwierzyniec królewski, gdzie król Jan III Waza trzymał renifery, jelenie i łosie. Później Karol XI zamknął obszar i urządzał w nim polowania.
Dziś Djurgården zwane jest wyspą muzeów albo wyspą skarbów. Można tu odwiedzić Muzeum Nordyckie w oszałamiającym budynku, otwarte na początku XX wieku; Muzeum Wikingów (zwłaszcza dla dzieci, ale i dorośli bawią się w nim wyśmienicie); interaktywne muzeum zespołu Abba; Muzeum Biologii; Aquaria Vattenmuseum - muzeum podwodnego świata; wielki skansen i ogród zoologiczny; lunapark; a wreszcie - Muzeum Vasa w budynku o dziwacznym nieco kształcie.
Od razu po wejściu buzie zwiedzających otwierają się do dużego "wow". Nawet w półmroku potężne cielsko okrętu robi wrażenie! Przytłumione światło jest konieczne, podobnie jak odpowiednia wilgotność powietrza i temperatura utrzymująca się w granicach 18-20 st. C (dlatego latem warto wziąć ze sobą lekką bluzę). Dzięki zapewnieniu tych stałych parametrów, można zachować w stanie nienaruszonym dębowe drewno, z którego zbudowany jest statek. Zresztą - z bali pochodzących w dużej mierze z dębowych borów w Polsce, z którą Szwecja w tym okresie wojowała, ale o tym później.
Bilet wstępu do muzeum kosztuje około 60 zł dla dorosłych (dzieci - za darmo), a w cenę wliczone jest oprowadzanie z przewodnikiem (kilka razy dziennie w języku angielskim) i/lub przewodnik audio. Po obejściu wraku dookoła i nasyceniu się zaskakującymi detalami, przedmiotami codziennego użytku, sprzętami marynarzy, można obejrzeć film albo wystawy tematyczne dotyczące np. historii podnoszenia wraku z dna czy czasów jego budowy.
W muzeum znajdują się także kawiarenka i sklep.
Statek propagandowy
Okręt budowany przez około dwa lata na zamówienie króla Gustawa II Adolfa miał upamiętnić założyciela dynastii - Gustawa I Wazę. Prace toczyły się pod nadzorem budowniczego holenderskiego pochodzenia Henrika Hybertssona, a brało w nich udział około 400 robotników. Miał potężne gabaryty: trzy maszty, dziesięć żagli, 52 metry wysokości i 69 długości, maksymalna szerokość kadłuba 11,7 m, waga 1200 ton. Złoconą rufę i dziób. Wyposażenie wojenne stanowiły 64 działa różnego typu, a załogę: 145 marynarzy i do 300 żołnierzy piechoty morskiej.
Król miał też specjalne zachcianki. Jak zgrabnie ujęła to nasza przewodniczka, był to typowy okręt "propagandowy". Jak inaczej bowiem pokazać w tamtych czasach, kiedy nie było mediów, siłę władzy i dostatek kraju? Pokazywały to misterne rzeźby umieszczone dosłownie wszędzie i niosące ze sobą specjalny przekaz. Np. piętrzące się owoce miały symbolizować, jak zasobnym krajem jest Szwecja (nielicznych było na nie wówczas stać).
Były też atrybuty "od Boga" danej królowi władzy, bowiem prowadząc od 1617 roku wojnę o dominium maris Baltici z Rzecząpospolitą Obojga Narodów, Gustaw II Adolf toczył ją ze swoim kuzynem Zygmuntem III Wazą - polskim królem i tak naprawdę prawowitym następcą szwedzkiego tronu. Jednak Zygmunt był zwolennikiem kontrreformacji, a społeczeństwo szwedzkie stanowili luteranie.
Z kolei młody, 17-letni zaledwie władca Gustaw II Adolf był gorliwym obrońcą wiary protestanckiej. By to podkreślić, chętnie sięgał po symbolikę biblijną i kreował się na Lwa Północy (zapowiedzianego przez Nostradamusa władcę, który pobije orła - katolickiego cesarza i zapanuje nad Europą). Był zresztą świetnym mówcą, strategiem i reformatorem, twórcą szwedzkiej potęgi. Miał jedyną córkę - Krystynę, inspirację pisarzy i współczesnych filmowców, która zasiadała na szwedzkim tronie w latach 1632-1654. O ironio, przeszła na katolicyzm, abdykowała i wyjechała do Włoch, pochowana jest w bazylice w Watykanie.
O tym wszystkim opowiadała nasza przewodniczka, ale o rzeźbach polskich szlachciców umieszczonych pod latrynami okrętu nie wspomniała.
Katastrofa po wyjściu z portu
To, że król miał silny wpływ na projekt i budowę galeonu, stało się w końcu jego zgubą. Monarcha życzył sobie okręt potężny, acz smukły. Za smukły - za długi i za wysoki - okazało się. Przy tym balast nie był w stanie zrównoważyć ciężaru armat na górnym pokładzie, co ponoć było widoczne już podczas próby stateczności, a mimo tego okręt wypuszczono w próbny rejs.
10 sierpnia 1628 roku "Vasa", przeznaczony na wojnę z Polską, pod dowództwem kapitana Söfringa Hanssona wyszedł z portu pod zamkiem Tre Kronor, żegnany przez tłumy i dwór. Gdy tylko postawił żagle i wychylił się zza osłony skał, silny podmuch wiatru przechylił go na lewą burtę. Okręt natychmiast nabrał wody przez otwarte otwory strzelnicze (przed chwilą oddał salwę honorową), przewrócił się i zatonął. Szczęśliwie tak blisko nabrzeża, że większość załogi dopłynęła do niego wpław. Zatonęło co najmniej 30 marynarzy. Powołana do wyjaśnienia katastrofy komisja nikogo nie obarczyła winą.
Jak katastrofę tłumaczy się dziś? Ze strony internetowej muzeum: "W XVII wieku ludzie nie znali obliczeń teoretycznych, które pomogłyby ustabilizować statek - statki budowało się bazując na wcześniejszym doświadczeniu. Wprowadzenie nowinek technologicznych - w przypadku Vasy ciężkiej artylerii na dwóch pokładach działowych - wymagało prób i błędów. Vasa był zbyt ciężki na linii wodnej i nie mógł się wyprostować, by odzyskać równowagę po tym, jak przechylił go wiatr".
Odkrycie
Równie fascynujące są losy poszukiwań i wydobycia statku. Odnalazł go w 1956 roku archeolog amator Anders Franzén, zafascynowany wrakami od dziecka, obsesyjnie szukający go latami przy pomocy bosaków przyczepionych do motorówki, którymi przeczesywał dno. Statek spoczywał na głębokości 32 m.
Wydobywano go powolutku, aby nie zniszczyć - najpierw w 1957 roku nurkowie wykopali pod nim tunele i poprowadzili kable. 24 kwietnia 1961 roku znalezisko wynurzyło się z wody dzięki pontonom przymocowanym do kabli, a razem z nim aż 14 tysięcy luźnych drewnianych elementów, które później (dopiero w latach 80-tych) trzeba było jakoś dopasować, jak puzzle. Najpierw jednak statek spryskiwano wodą, potem środkiem konserwującym, przez kilkanaście lat. Właściwie prace konserwatorskie i badawcze nad nim trwają do dziś, a Vasamuseet należy do najczęściej odwiedzanych muzeów Szwecji.