LudzieThor Heyerdahl. Żeglarz, który nie umiał pływać

Thor Heyerdahl. Żeglarz, który nie umiał pływać

Jego przeznaczeniem było morze. Miłością życia tratwa Kon-Tiki. Jego obsesją było ciągłe udowadnianie, że tego, czego dziś umiemy dokonać my, umieli dawniej dokonać nasi przodkowie. I właśnie dzięki temu Thor Heyerdahl stał się najsłynniejszym żeglarzem minionego wieku.

Thor Heyerdahl
Thor Heyerdahl
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons
Wojciech Gojke

11.09.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:52

Thor Heyerdahl po raz pierwszy poczuł kuszący zapach morza, gdy zaraz po urodzeniu został włożony do kołyski. Urodził się w Larviku, miasteczku położonym na południe od Oslo. W życiu poszedł raczej w ślady swej matki, która prowadziła w Larviku mały klub muzealny. Ojciec Thora był browarnikiem.

Pierwsze prywatne muzeum w browarze ojca

Mały Thor od początku hojnie korzystał z rodzinnego zaplecza. Swoje pierwsze małe zoologiczne muzeum prowadził w nieużywanych pomieszczeniach rodzinnego browaru. Czasem, gdy rysował kolejne dzikie zwierzęta do swych zbiorów, przez ramię zaglądała mu matka. Gdy chłopiec zaczął malować widoki tropikalnych wysp, był już pewny, że kiedyś będzie osobiście odkrywał te rajskie miejsca.

Na odludzie z huskym Kazanem

Thor zaczął od tego, że nauczył się przetrwania w niegościnnej przyrodzie na własny rachunek. W trakcie długich samotnych podróży przez norweską ziemię towarzyszył mu jedynie jego wierny husky o imieniu Kazan. Dopiero później do załogi doszedł także przyjaciel Eric. Społecznie biwakowali oni w letniej przyrodzie czy też w śniegowych zaspach. Swymi doświadczeniami Thor podzielił się z czytelnikami tygodnika "Tidens Tegn" oraz innych czasopism dla młodych poszukiwaczy przygód.

Swoją pierwszą miłość poznał po drodze do raju

Po ukończeniu szkoły średniej nastąpił w życiu Thora logiczny krok: stał się studentem zoologii i geografii na Uniwersytecie w Oslo. Wkrótce poznał także swoją pierwszą żonę, dwa lata od niego młodszą Liv Coucheron Torp. Gdy zapytał, czy nie chciałaby mu towarzyszyć w jego pierwszej wielkiej wyprawie na Oceanie Spokojnym, nie była przeciwna. Być może pociągała ją kilkutygodniowa ucieczka od cywilizacji, którą widziała jako szansę na wypróbowanie własnego sposobu życia. Przecież Thor zawsze mówił, że będzie to ich wspólna droga do raju.

Ślub w wigilię

Pierwszym krokiem na wspólnej drodze do życia pełnego przygód był ich ślub w wigilię Bożego Narodzenia 1936 r. Dzień potem, już jako małżonkowie, wyruszyli w drogę. Ich celem stała się wyspa Fatu-Hiva – część archipelagu Markizy na terenie Polinezji Francuskiej. Wspólnie nazbierali tam mnóstwo egzemplarzy mięczaków i insektów. Słuchali też historii lokalnych obywateli o życiu ich ojców oraz ojców ich ojców. To właśnie te długie wieczory zdecydowały o tym, dokąd następnie uda się Thor oraz że będą go interesować losy starych cywilizacji.

Thor Heyerdahl
Thor Heyerdahl© Wikimedia Commons

Witamy w Limie!

W lutym 1947 w stolicy Peru, Limie, po raz pierwszy spotkali się członkowie przyszłej ekspedycji statkiem Kon-Tiki. Wybór miejsca spotkania nie był przypadkowy. Już długie miesiące wcześniej do Limy wybrała się straż przednia wyprawy w poszukiwaniu drewna balsa. Z pomocą tubylców wytworzyli z nich pale, z których w porcie Callao zbudowali tratwę podobną do tych, których używali w czasie swych rejsów rdzenni mieszkańcy Ekwadoru i Peru.

Dzień, w którym wypłynęła Kon-Tiki

28 kwietnia 1947 r. na zawsze zapisze się na kartach ludzkiej historii. To właśnie tego dnia tratwa żaglowa z załogą liczącą 6 osób ochrzczona imieniem Kon-Tiki obrała kurs na Tahiti. Rozpoczęła się wyprawa, której celem było udowodnienie, że południowo-amerykańscy Indianie byli w stanie dotrzeć do wyspy na południu Oceanu Spokojnego na drewnianych tratwach. Tratwach, którymi kierował głównie Prąd Humboldta, a jeśli podróżnicy mieli trochę szczęścia – również silny zachodni wiatr.

Z rekinem za pan brat

Przygoda trwała aż 101 dni. Z czasem podróżnicy zdali sobie sprawę, że jeśli na oceanie spotka ich śmierć, to na pewno nie będzie to śmierć głodowa. Jedzenie było dosłownie na wyciągnięcie ręki. Im bliżej byliśmy w kontakcie z morzem i wszystkim, co było jego częścią, tym bardziej czuliśmy się tam jak w domu, napisał Thor w dzienniku podróży. Gdyby tylko nie płynęły za nimi wygłodniałe rekiny, oddychałoby im się z pewnością zdecydowanie lepiej.

Pięciometrowe fale rzucały tratwą

Podczas wyprawy były jednak również dni, gdy morze pokazywało im swoją ciemną stronę. Chwile, gdy fale rosły do wysokości siedmiu metrów, a piana na ich szczycie była tam, gdzie kończył się maszt ich żagla. Tak sławny poszukiwacz przygód wspomina te momenty w swojej książce: Wszyscy musieliśmy się skulić i położyć na pokład. Bambusowa ściana praskała na wietrze, a w podpierających ją linach aż furczało.

Rozbiliśmy się, ale wszyscy żyjemy!

Po trwającej 101 dni podróży przez Ocean Spokojny na drodze tratwy stanęła wyspa koralowa Tuamotu. Byliśmy u celu, wszyscy żywi. Rozbiliśmy się u maleńkiej niezamieszkałej wysepki, napisał w swym dzienniku Thor. Po tym wydarzeniu podróżnicy musieli dać znać o miejscu swojego przebywania, zebrali więc drewno i rozpalili ognisko. Wkrótce nie byli już na wyspie sami.

Thor Heyerdahl
Thor Heyerdahl© Świat na dłoni

Szokujące polinezyjskie pozdrowienia

Tubylców przyciągnął zarówno dym z ogniska, jak i zwyczajna ludzka ciekawość. Niektórzy przyszli się przekonać, ilu ludzi z rozbitej tratwy w ogóle przeżyło. Załoga przyjemnie ich zaskoczyła nie tylko faktem, że przeżyli wszyscy, ale również oryginalnym polinezyjskim pozdrowieniem.

Wołali do nas "good night"

Zachwyt tubylców nieco ostygł, kiedy okazało się, że pozdrowienie to jedyne, co ofiary katastrofy umieją powiedzieć w ich języku. Jednak podobny zawód przeżyliśmy niedawno również i my, gdy ich rodacy wołali do nas w ramach pozdrowienia "good night", pisał Thor w swojej książce.

Wódz Teka potwierdza teorię Thora

Do bezproblemowej komunikacji z przybyszami najbardziej przyczynił się lokalny wódz o imieniu Teka. Jako członek królewskiego rodu chodził do szkoły, gdzie uzyskał solidne wykształcenie. Umiał nie tylko czytać i pisać, lecz także doskonale władał językiem francuskim. Tak przynajmniej twierdził szyper. W trakcie prywatnej rozmowy Teka potwierdził jego teorię, która głosiła, że podobne łodzie jak Kon-Tiki już nie istnieją. Jednak wódz i jego ludzie znają je z opowieści swych przodków.

W niezbadanych jaskiniach Wyspy Wielkanocnej

Kolejna ważna wyprawa miała miejsce w roku 1955. Thor Heyerdahl wyruszył tym razem w asyście pięciu sławnych archeologów w kierunku bardzo mało znanym i dlatego owianym wieloma legendami – Wyspy Wielkanocnej. Oprócz kompleksowych oględzin sakralnych posągów, badacze dostali się również tam, gdzie nie postanie noga turysty, a mianowicie do ściśle tajnych rodzinnych jaskiń, w których tubylcy schowali kolejne święte posążki. W książce Aku Aku Thor pochwalił się nawet dziewięcioma z tych unikatów, które zakupił do swojej prywatnej kolekcji.

Z Maroka wypłynęła ratanowa łódź Ra

I tak nadszedł czas kolejnej wyprawy zakrojonej na wielką skalę. Ten specyficzny poszukiwacz przygód wymienił tym razem drewno balsowe na ratan. Z pomocą czeskich konstruktorów zbudował ratanowe czółno, któremu dał imię Ra, a następnie wraz z siedmioosobową załogą wyruszył z marokańskiego portu Safi w kierunku Barbadosu. Tym razem jednak bogowie morza nie byli dla niego zbyt przychylni. Zaraz po tym, jak łódź zbliżyła się od Wysp Kanaryjskich, zesłali na nią pierwszy sztorm.

Załogę musiał ewakuować jacht

Potem było już tylko gorzej. Podczas jednej z licznych burz stery łodzi zostały nieodwracalnie uszkodzone. W tym momencie krucha łódź stała się niemożliwa do opanowania i zaczęła nabierać wody. Po ośmiu tygodniach, podczas których załoga przepłynęła aż 5 tys. km, nadszedł koniec wyprawy. 16 lipca 1969 r. marynarze wsiedli na pokład jachtu ratunkowego Shenandoah i odpłynęli w stronę pewnego lądu.

Tym razem spróbujemy katamaranem

Jednak Thor nie poddawał się łatwo. Gdy tylko fizycznie i finansowo przynajmniej częściowo doszedł do siebie, skonstruował z pomocą południowoamerykańskich Indian Aymara łódź, którą nazwał Ra II. Łódź ta nie różniła się znacznie pod względem konstrukcyjnym od swojej poprzedniczki, jej trzon tworzyły pędy papirusu, tym razem miała jednak nietradycyjny kształt katamaranu.

Władze dostarczyły załodze świeżą wodę pitną

Akcja, podczas której członkowie załogi przetransportowali nową łódź do Maroka, była ściśle tajna. A wynik? Już w maju 1970 Ra II wydała się w podróż na szerokie morskie wody w kierunku Antyli. Z tym że Ra II również wkrótce zaczęła nabierać wody, więc załoga musiała pozbyć się części ładunku, m.in. większej części zasobów wody pitnej. Już 8 lipca nową wodę musiała przywieźć im łódź Culperer, którą na pomoc odważnym żeglarzom posłały władze Barbadosu.

Kolumb nie musiał być pierwszy

To właśnie na tę wyspę 10 lipca 1970 r. dotarła łódź Ra II. Stało się to po 57 dniach rejsu, podczas których załoga miała na liczniku ponad 6,1 tys. km. Thor Heyerdahl cieszył się upojną chwilą zwycięstwa nad żywiołem. W ten sposób udowodnił również, że Krzysztof Kolumb wcale nie musiał dotrzeć do Ameryki jako pierwszy, ocean mogli pokonać już starożytni żeglarze na łodziach wyglądających z naszej perspektywy na zupełnie prymitywne.

Ich oczom ukazali się ptasi ludzie...

Na kolejny epokowy sukces Thor musiał niestety poczekać ponad dwie dekady. Nadszedł on wraz z ogromnym archeologicznym projektem badawczym, który podróżnik przeprowadził w latach 1988–1992 w kompleksie piramid La Raya w okolicy peruwiańskiego miasta Tucume. W marcu 1992 Thor i jego załoga poczynili ogromne odkrycie, które zachwyciło cały świat. Odkryli mianowicie ścianę świątyni z zachowanymi reliefami bajkowych ludzi-ptaków płynących na dwóch wielkich nadmorskich łodziach. Spod łodzi było widać fale oraz kolejnych ludzi-ptaków. Wszyscy oni trzymali jakiś okrągły przedmiot.

To przecież mężczyźni z wysp wielkanocnych!

Podróżnik nie musiał długo myśleć o tym, gdzie ostatnio widział to malowidło. Aby się upewnić, posłał na drugi koniec świata Arnego Skjolsvolda głównego badacza jednego z działów norweskiego muzeum Kon-Tiki. Mówi się, że gdy jego przyjaciel, a zarazem specjalista dotarł z powrotem, wykrzyknął: Właśnie takie są na Wyspie Wielkanocnej!. I w ten sposób wybuchła kolejna bomba! Thor udowodnił swoją kolejną teorię, a mianowicie, że przed tysiącami lat Indianie południowoamerykańscy nawiedzili zapomniane przez Boga Wyspy Wielkanocne. W tym czasie miał prawie 78 lat.

Pokonał rekiny, nie pokonał raka

Zapewne oczekujecie teraz historii o tym, jak wielki poszukiwacz przygód nałożył na nogi kapcie i wybrał się do jednej z norweskich szkół opowiadać historie o rekinach… A może raczej o tym, jak korzystał z jesieni życia na podróżniczej emeryturze? Ale on zamiast tego szykował się na dalsze wyprawy na rosyjskie stepy oraz Morze Czerwone, aby razem z archeologami zbadać nieznany dotąd sposób zasiedlania Europy. Jednak zamiast tam, wybrał się na swoją ostatnią wyprawę – do przeznaczonego specjalnie dla podróżników nieba. Pokonał rekiny, fale i sztormy, nie dał niestety rady pokonać raka. Zmarł w wieku 87 lat.

Źródło: Świat na dłoni

Źródło artykułu:Świat na dłoni
Zobacz także
Komentarze (2)