Wysoko na „tourach”
Jeszcze rzut oka wokół na białe grzbiety i nierzadko zielone już doliny, wsłuchanie się w cudowną ciszę gór (bo któż w maju chodzi po Tatrach...). A potem kilka minut tak długo zostających w pamięci: na początku zwykle stromo – czasem obskok, potem już „śmig hamujący”, a w dole – gdy żleb przechodzi w górny kocioł doliny – najchętniej krystiania „leger”... Czy ktoś – w dobie katowania stoku na wewnętrznej krawędzi „carvingów” – jeszcze pamięta te ewolucje, tak nazywane w programach kursów instruktorskich sprzed chyba trzydziestu lat? A tak wciąż przydatne...