Zdradza patenty na podróże z dziećmi. "Zaoszczędzić można na wszystkim"
Każda podróż to przygoda. A podróż z dzieckiem może być czymś znacznie więcej - sposobem na odnalezienie w sobie dziecięcej ciekawości świata, którą wielu dorosłych gubi po drodze. O świadomym odkrywaniu różnych zakamarków z maluchami rozmawiamy z Asią Jesionek - mamą, która za pośrednictwem swojego profilu w mediach społecznościowych - @wyjazd.z.chaty, dzieli się swoimi pomysłami na to, jak fajnie przeżywać przygody z dziećmi.
Magda Bukowska: Zacznę banalnie. Czy każde dziecko to urodzony podróżnik, a wszelkie trudności z tym związane istnieją tylko w naszej głowie?
Asia Jesionek: Zawsze, kiedy słyszę coś takiego, włącza mi się alert w głowie, że za łatwo formułujemy ogólne prawdy o świecie. Faktycznie, wiele barier dotyczących podróżowania z dziećmi to wynik naszych lęków czy braku wiedzy, ale jako mama dwójki dzieci - siedmioletniego syna i trzyletniej córki - wiem, że macierzyństwo ma bardzo różne oblicza.
Przy córce doświadczyłam tego pięknego, ale moje pierwsze macierzyństwo było trudne. Jestem z natury optymistką, widzę szklankę do połowy pełną, ale w tamtym czasie tych negatywnych doświadczeń było tak dużo, że dziś doskonale rozumiem rodziców, którzy mówią - nie da się! Dostałam lekcję pokory i wiem, że są takie momenty w życiu, kiedy jako młodzi rodzice nie mamy w sobie zasobów, które pozwalają nam choćby myśleć o podróżach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Polka na Sycylii zdradza, ile wydaje się na życie na włoskiej wyspie
Zakładam, że kiedy mówisz o zasobach, nie masz na myśli kwestii finansowych?
Nie, choć to też ważny wątek. Myślę o odwadze, żeby wyruszyć w świat - nawet ten bliski, tuż za rogiem. Myślę o energii potrzebnej, by tę podróż zorganizować. Myślę o braku zapału, chęci, siły - wszystkiego tego, co pcha nas do robienia czegoś fajnego, czegoś, co wykracza poza zaspokajanie podstawowych potrzeb.
Jak w tych trudnych momentach odważyć się wyruszyć z dzieckiem w świat tak, by dało to nam radość i satysfakcję, a nie jeszcze bardziej nas udręczyło?
Najważniejsze to zmienić nasze - dorosłych - nastawienie i oczekiwania. Słowem: kluczem jest tu odpuszczanie - akceptacja tego, na co nie mamy wpływu. Zgoda na to, że wyjazd nie będzie idealny, że nie wszystko uda się zrealizować.
Półtora roku temu byliśmy w Maladze. Ambitne plany, umówiony przewodnik, duże nadzieje na to, co zobaczymy i zwiedzimy. I nagle - jelitówka. Wiadomo, że z problemami gastrycznymi nie damy rady zrobić tego, co planowaliśmy. Oczywiście się wkurzyłam - o tym też warto pamiętać, że mamy prawo się wkurzać, czuć zawód, rozgoryczenie. Ale jak już się pozłościłam, to zaczęłam się zastanawiać, co z tego dnia możemy jednak wyłuskać. W efekcie zobaczyliśmy niewiele, za to odpoczęliśmy, zrobiliśmy pranie, powymienialiśmy się opowieściami o tym, co nas już spotkało i co planujemy w kolejnych dniach.
Wszyscy mamy jakieś wyobrażenia tego, jak wygląda podróżowanie z dziećmi. Potem praktyka te przekonania weryfikuje. Czego ty nauczyłaś się w kontekście rodzinnych wyjazdów?
Po pierwsze - zabierać znacznie mniej rzeczy. Naprawdę nic się nie stanie, jak kilka razy na kilku zdjęciach wystąpimy w tej samej bluzce. Dzieciom też nic nie będzie, jeśli włożą spodnie, które nie są idealnie czyste (śmiech). Poza tym zawsze można znaleźć pralnię albo wyprać bieliznę pod kranem.
Druga kwestia to ograniczenie listy niezbędnych dla dzieci rzeczy. Myślę przede wszystkim o tych związanych z ich bezpieczeństwem i zdrowiem. Jeśli nie jadę do lasu czy innej dziczy, nie ciągnę ze sobą całej apteki, a tylko najbardziej podstawowe medykamenty. Jeśli jakiś lek będzie potrzebny, kupię go na miejscu. To nie tylko kwestia miejsca w bagażu, ale przede wszystkim nastawienia. Przed podróżą nie skupiam się na możliwych dramatycznych scenariuszach i nie budzę w sobie lęków.
Nie zabieram też tony zabawek. W końcu ruszamy odkryć nowe rzeczy, a zabawki są wszędzie - mogą to być kamienie, na których coś narysujemy czy muszle na plaży. Świat pełen jest naturalnych zabawek, a dzieci je uwielbiają.
Z takich praktycznych rzeczy zawsze za to zabieram butelki z filtrem. Puste, żebym na lotnisku nie musiała ich opróżniać. Po przejściu bramek idziemy do poidełka i zwyczajnie je napełniamy. Dla dzieciaków zawsze też bierzemy kredki i pisaki, a ostatnio odkryliśmy kolorowanki na wodę. Wydobywa się z nich barwy przy użyciu wodnego mazaka, a kiedy wyschną, kolory znikają i można bawić się od nowa.
Jednak najważniejsze, czego nauczyły mnie podróże z dziećmi to fakt, że jeśli ja, jako dorosła osoba, która ma swoje oczekiwania względem takiego wyjazdu, chcę mieć z niego radochę, to muszę moje dzieci przygotować do tej podróży.
Co to znaczy?
Kiedy decydujemy się na wyjazd, np. do Włoch, to my, dorośli, coś o tych Włoszech wiemy. Dla dzieci to jest czysta kartka. Nie mają skojarzeń, wyobrażeń, niczego, na czym mogą się oprzeć. Jak w takiej sytuacji mają podziwiać jakieś muzeum czy zabytek, skoro one dla tego malucha nie mają żadnego znaczenia?
Kiedy jechaliśmy do Malagi, bardzo chciałam zwiedzić muzeum Picassa. Zastanawiałam się, co zrobić, żeby zaciekawić tym mojego, sześcioletniego wówczas, syna. Znalazłam książeczki dla dzieci o Picassie. Razem oglądaliśmy w domu jego prace, poznawaliśmy jego życie. Przyznam, że sama mnóstwo się z tego nauczyłam, ale najbardziej ucieszyła mnie reakcja mojego syna: w muzeum był zachwycony. Odszukiwał prace, które znał, rozpoznawał obrazy.
Nie spodziewałam się, że ta taktyka przyniesie aż takie rezultaty, ale teraz stosuję ją przy wszystkich naszych podróżach. Także tych bardzo bliskich. Tworzę dla moich dzieci, ale też dla innych rodziców, którzy chcą z tego skorzystać na moim Instagramie @wyjazd.z.chaty, takie materiały edukacyjne, które pozwolą dzieciom przygotować się do podróży i wciągnąć w temat jeszcze w domu.
Chciałabym przejść do wspomnianych już wcześniej finansów. Dla wielu osób to właśnie koszty są jedną z największych barier w podróżowaniu, a ty po mistrzowsku umiesz je ciąć. Na czym możemy zaoszczędzić?
Na wszystkim (śmiech). Generalnie, jeśli zdecydujemy się obniżyć poziom komfortu, możemy sporo zaoszczędzić. Przykładowo, kiedy lecieliśmy na Lanzarote, zamieniłam lot bezpośredni na taki z przesiadką i siedmiogodzinnym czekaniem na lotnisku w Londynie. Kupiliśmy bilety za 20 proc. wartości tych bezpośrednich.
Drugą dużą oszczędność zrobiliśmy, wynajmując kamper i łącząc w ten sposób koszty noclegów i transportu. Poza sezonem kampery mają bardzo atrakcyjne ceny. Od razu też dodam, że choć odwiedziliśmy na wyspie kilka płatnych atrakcji z serii must see, to już wiem, że nie było warto, bo to, co za darmo ofiarowała nam tamtejsza przyroda, było znacznie piękniejsze. Więc na tym też można zaoszczędzić.
Podobnie jak na zmianie nawyków: stołujmy się domowo. Warto też znać swoje prawa jako klienta linii lotniczych. Choć linie zwykle się tym nie chwalą, każdemu dziecku przysługuje w ramach biletu, możliwość zabrania bezpłatnie wózka, łóżeczka turystycznego czy fotelika samochodowego. Wspominam o tym, bo jeśli wynajmujemy gdzieś auto, to za wypożyczenie fotelika często zapłacimy niemal tyle samo, co za samochód.
Nie pozwólmy na to, by myśl, że mamy ograniczony budżet, skutecznie zniechęcała nas do wychodzenia z domu. Przygody nie muszą być na końcu świata - zacznijmy lokalnie i żywo zainteresujmy się tym, co nas otacza.
Bo ile wydamy na wyjazd do lasu i rozwieszenie w nim hamaka? Na przygotowanie ogniska w wyznaczonym miejscu? Na nocleg pod namiotem? Dzieci kochają takie przygody, a jeśli otworzymy się na to wszystko, co czeka nas w tym wspaniałym lesie i będziemy to z dziećmi odkrywać, to gwarantuję, że przeżyjemy coś wspaniałego.
Bo dzieci naprawdę nie potrzebują jakichś niesamowitych i bardzo drogich atrakcji. One mają niesamowity dar - wielką ciekawość świata. Naszym zadaniem jest ten dar pielęgnować i rozwijać. A najlepsze jest to, że dzięki odkrywaniu świata z dziećmi, nawet jeśli sami dawno tę ciekawość zgubiliśmy, możemy na nowo ją w sobie obudzić.