Zjadłem oko barana
Abraham mieszka wraz z rodzeństwem, żoną i rodzicami. W Tadżykistanie rodziny są wielodzietne. Abraham ma 4 braci i 5 sióstr. Jedziemy na bazar. Kupujemy posag dla rodziców panny młodej. Do Kamaza wrzucamy dwa worki pszenicy, dwie żywe krowy, dwa worki przypraw, suszonych owoców i worek słodyczy. Będzie zabawa – śmieje się Abraham.
W Duszanbe poznaje Swietłanę. Pracuje w restauracji. Rodzice pochodzą z Rosji. Ona urodziła się w Tadżykistanie. Nie ma urody gwiazdy filmowej, ale ten wdzięk, co miesza mężczyznom w głowie. Delikatny makijaż, dłonie smukłe. Kobiety ze stolicy są bardziej otwarte, nie stronią od rozmów z mężczyznami. Zaczynają nosić mini spódniczki.
-Nasz kraj przeżywa teraz odrodzenie po wojnie domowej. Wszystko jest w przebudowie. Powstają biura zachodnich koncernów. Jednak życie nadal jest ciężkie. W 2001 roku Tadżykistan nawiedziła susza, skutkom której nie był w stanie zapobiec przestarzały system irygacji pól. Poważnym źródłem dochodów dla Tadżykistanu są migracje zarobkowe (szacuje się ,że 80% mieszkańców żyje poniżej na granicy ubóstwa). Większość ludzi wyjeżdża do pracy do Moskwy, Nowosybirska. Tam zarabiają 700 dolarów miesięcznie. Są w stanie odłożyć pieniądze i pomoc rodzinom. Średnia pensja nauczyciela czy lekarza w Tadżykistanie wynosiła w zaledwie 35 zł. Jak tu żyć? - Ja chyba też wyjadę. Chcę zobaczyć Moskwę – mówi Swietłana popijając herbatę.
Musze jechać dalej. Czeka mnie przeprawa przez Pamir. Przedtem idę na milicję. Musze się zameldować. Niestety, nie zrobiłem tego w ciągu trzech dni po przekroczeniu granicy.
- Musisz zapłacić karę. 400 dolarów. Takie prawo - tłumaczy urzędnik na posterunku. Sytuacja zmienia się, kiedy na ciemnej klatce wkładam mu do kieszeni 50 dolarów.