Autostopem w czasie pandemii. Piąty kierunek - Turcja
Beata Rudnik-Tulej i Konrad Tulej, autorzy bloga "Piąty kierunek" od lat podróżują autostopem. W wyprawach towarzyszy im syn - 15-letni Mikołaj. W tym roku, choć ze względu na pandemię musieli zmienić cel podróży, również nie zrezygnowali z ulubionego środka lokomocji. Przez ponad 7 tygodni korzystali z uprzejmości kierowców, zwiedzając wschodnią i południową Turcję.
Magda Bukowska, WP: Plan A przewidywał wyprawę do Libanu, ale...?
Beata Rudnik-Tulej i Konrad Tulej: Ale pandemia uniemożliwiła nam wjazd do tego kraju. Wdrożyliśmy, więc plan B - Turcja. Na wszelki wypadek mieliśmy też plany C i D (śmiech).
Liban też chcieliście przemierzać autostopem?
Tak. Od wielu lat podróżujemy w ten sposób i zawsze mamy nadzieję, że jak najwięcej odcinków uda nam się przejechać z zatrzymanymi na trasie kierowcami. Oczywiście w górach na autostop nie liczymy (śmiech). Choć raz w Czeczenii mieliśmy podwózkę w górach Kaukazu, takie totalne offroad.
Byliśmy ciekawi jak w czasach pandemii działa autostop w Turcji, gdzie wcześniej kilkukrotnie byliśmy i nie mieliśmy z tym problemów. W tym roku naszymi celami były: Góry Pontyjskie, turecki Kurdystan, miejsca związane z kulturą ormiańską wokół Jeziora Wan i dalej z kulturą wczesnochrześcijańską na terenach przygranicznych z Syrią. Nie martwiliśmy się o siebie. Sytuacja epidemiologiczna w Turcji była stabilna. Dodatkowo wykupiliśmy dobre ubezpieczenie, a tamtejsza prywatna służba zdrowia jest na bardzo dobrym poziomie. Nie wiedzieliśmy jednak, jakie jest podejście do sytuacji mieszkańców.
Wasze obawy się sprawdziły?
Na szczęście, absolutnie nie. Kierowcy bardzo chętnie się zatrzymywali, szczególnie Kurdowie. W niektórych miejscach łapanie okazji zajmowało nam dosłownie kilka minut.
Musieliście podróżować w maseczkach?
W Kurdystanie ludzie mają ogromne poczucie takiej wewnętrznej wolności. Odnosiliśmy wrażenie, że brak maseczek w przestrzeni publicznej, jest swoistym manifestem i sprzeciwem wobec władzy tureckiej. Na przykład w Doğubayazıt policja czy wojsko tureckie raczej tu nie zagląda, więc mieszkańcy do obowiązkowych maseczek na ulicy podchodzili niezwykle swobodnie.
My zwykle mieliśmy na sobie maseczki, ale większość kierowców wkładała je tylko, kiedy wjeżdżaliśmy do miasta, albo pojawiała się jakaś kontrola. Nam też mówili, że możemy je zdjąć. Choć jechaliśmy kiedyś z lekarzem, który regularnie dezynfekował nam ręce i powietrze w samochodzie. On jeden rozmawiał z nami dłużej o pandemii. Ale też bez jakiegoś straszenia, tylko raczej z ciekawością. Pytał, jak wygląda sytuacja w Polsce, jakie mamy wskaźniki zachorowań, jakie obostrzenia są wprowadzane. Generalnie atmosfery strachu nie było.
Poza miastami zupełny spokój, w miastach panuje duża karność jeśli chodzi o zalecenia typu: maska, dezynfekcja, pomiar temperatury przy wejściu do centrum handlowego, a nawet do apteki.
Autostopem przejechaliście kawał Turcji. Kto się zatrzymywał?
Jak zwykle, dobrzy ludzie. Wśród nich byli lekarze, przedsiębiorcy, rolnicy, czy nasi koledzy po fachu - nauczyciele. Jeździliśmy drogimi samochodami i takimi, które lata świetności dawno mają za sobą. Generalnie po Turcji naprawdę fantastycznie podróżuje się stopem, a w Kurdystanie jak zwykle to była po prostu bajka. Jeśli na początku mieliśmy pewne wątpliwości, czy uda się nam podróżować autostopem, to szybko się one rozwiały.
Wiem, że niektóre odcinki trasy pokonywaliście transportem publicznym. W nim też panowała taka swoboda?
Nie. Pod tym względem poważnie podchodzi się do zagrożenia, choć jak wspomnieliśmy latem liczba zachorowań, biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców, była stosunkowo mała. O ile poza miastami, panuje duża swoboda, w większych ośrodkach, a także komunikacji publicznej, kontrola jest pełna. Policja i wojsko na każdym kroku, a mandaty są bardzo wysokie. W autobusie obowiązkowa jest maseczka.
Na początku podróży w Istambule mieliśmy taką sytuację w metrze, że Mikołaj miał nie do końca zasłonięty nos maseczką. Kobieta stojąca obok niego od razu zwróciła mu na to uwagę. Poza tym obywatele Turcji muszą mieć ze sobą smartfon, a na nim specjalną aplikację i kod nadany przez ministerstwo zdrowia. Bez niego nie można kupić biletu. W ten sposób wszystkie osoby, które się przemieszczają, są stale kontrolowane i jeśli się okaże, że ktoś z pasażerów był zakażony, łatwo jest namierzyć pozostałych podróżnych.
Podczas kontroli do systemu trafiają też numery ID podróżnych. Z jednej strony wzmocnienie bezpieczeństwa zdrowotnego społeczeństwa, ale drugiej ktoś, kto zna realia polityki Erdogana, może uznać to za kontrolę obywatela przez państwo.
Mimo to mówicie, że koronawirus nie zdominował waszych wakacji.
W poszukiwaniu piątego kierunku, który tym razem miał wymiar poznawania kultury ormiańskiej, jak zwykle mnóstwo czasu spędziliśmy na łonie natury. Spaliśmy w namiocie, albo po prostu pod chmurką. Chodziliśmy po Górach Pontyjskich, biwakowaliśmy wokół jeziora Wan, eksplorowaliśmy wschodnie rubieże kraju, które nie należą do popularnych kierunków turystyki masowej. Tam o koronawirusie mogliśmy niemal zapomnieć.
Drugi cel naszej podróży - odkrywanie świadectw kultury wczesnochrześcijańskiej, wiązały się już ze zwiedzaniem konkretnych miast. Tam sytuacja była zupełnie inna, ale wyrażała się raczej w maseczkach, niż w atmosferze strachu. Tego naprawdę nie czuliśmy, a do maseczek po prostu się przyzwyczailiśmy. Do tego stopnia, że przez kilka pierwszych dni po powrocie do kraju, Mikołaj zapominał, że wychodząc z domu, nie musi zasłaniać twarzy i chodził w masce. Zresztą przywieźliśmy z Turcji duże zapasy maseczek...
Naprawdę? Dlaczego?
Bo tam używaliśmy ich sporo, a poza tym są tam bardzo tanie - około 25 groszy za sztukę. À propos maseczek jeszcze taka ciekawostka. Jak to w kraju muzułmańskim, wiele kobiet nosi hidżab. Jak zatem zaczepić maseczkę? Jedne kobiety mocowały je za pomocą szpilek, ale widzieliśmy też specjalne spinki, które nosiło się na karku.
Różnice kulturowe widać też w kwestii dezynfekcji. U nas w miejscach publicznych znajdują się dystrybutory z płynem odkażającym. W Turcji również występują, ale poza tym w restauracjach, hotelach, ale też w sklepach, zatrudniani są chłopcy, którzy spryskują gościom dłonie wodą kolońską.
To nie jest skutek pandemii, tylko wyraz tutejszej tradycji, która sięga czasów otomańskiej Turcji. Obmywanie rąk woda kolońską jest symbolem gościnności. Perfumy mają zawartość alkoholu na poziomie około 80 proc. i dziś wykorzystywane są jako środek dezynfekcyjny.
A pod względem ruchu turystycznego?
Tu zmiany są ogromne, choć nie mamy pojęcia, co dzieje się ośrodkach typu Resort & Spa na Riwierze Tureckiej. W Istambule faktycznie byli goście, ale zdecydowanie mniej niż zwykle. W górach spotkaliśmy dwoje Niemców podróżujących kamperem. Kilka osób w Urfie... Na koniec wyprawy odwiedziliśmy Kapadocję, gdzie ruch turystyczny zmalał kilkukrotnie. A na plażach w prowincji Hatay nad zatoką Aleksandretty byliśmy jedynymi obcokrajowcami. Żartowaliśmy, że mamy wspaniałe atrakcje tylko dla siebie.