Bangkok. Miasto, które nigdy nie śpi
Jesienią miałam okazję spędzić tydzień w stolicy Tajlandii, czyli w Bangkoku. Metropolia jest absolutnie wciągająca, oferuje atrakcje, których często na próżno szukać w europejskich miastach. I nie są to tylko zabytki czy masaże. Oferuje także "grzeszną" rozrywkę.
30.11.2018 | aktual.: 30.11.2018 19:38
Bangkok to miasto, które zapewnia tysiące atrakcji o każdej porze roku, jak i doby. W dzień czy w nocy - zawsze jest co robić i dokąd pójść. Bo Bangkok nigdy nie śpi, a wbrew powszechnej opinii, jesienią czy wiosną przez większość czasu spokojnie obejdziemy się bez parasola (pada - zazwyczaj solidnie - przez 30 minut wieczorem) i ciepłych ubrań (gorąco jest nawet w czasie deszczu). Jest też mnóstwo innych korzyści, które przemawiają za odwiedzeniem Tajlandii poza sezonem. Główna to taka, że możemy dużo zaoszczędzić na biletach lotniczych. Np. we wrześniu za przelot w obie strony: Warszawa - Kijów - Bangkok, trzeba zapłacić jedynie ok. 1300 zł. I nie jest to promocja, a cena regularnego kursu w tym okresie oferowana przez ukraińskie linie lotnicze.
Zwiedzanie - dla przyjemności, nie obowiązku
Nie wiem, czy w jednym tekście udałoby się choćby wymienić najciekawsze miejsca, które warto zobaczyć w Bangkoku. Mają nie tylko ciekawą historię, ale dla nas - Europejczyków, są po prostu pociągająco egzotyczne. Świątynie, wspaniały Pałac Królewski, imponujące posągi Buddy, Złota Góra - jest w czym wybierać. Jednak to miasto warto przede wszystkim smakować - dosłownie i w przenośni.
Jedzenie, jedzenie i jeszcze raz jedzenie
Restauracje, bary, knajpki, budki, stragany, stoiska… w Tajlandii jedzenie otacza nas ze wszystkich stron. Aromatyczne, pełne przypraw, świeże, rozmaite, absolutnie fantastycznie. W zależności do kulinarnych gustów, zasobności portfela i preferencji dotyczących miejsca spożywania posiłków, możemy wybierać między drogimi, bardzo eleganckimi, a czasem wprost kapiącymi złotem restauracjami, po budki i stragany oferujące jedno tylko, za to wyśmienite, danie. W czasie kilkudniowego pobytu nie starczy nam czasu, by posmakować wszystkich tutejszych smakołyków, jednak warto próbować. Do absolutnie obowiązkowych dań należą tu owoce morza i ryby na tysiące sposobów oraz wspaniałe uliczne Pad Thai. Podstawą tej fantastycznej potrawy jest makaron ryżowy, serwowany z najróżniejszymi dodatkami. Najczęściej są to: omlet, krewetki, kurczak, kiełki fasoli, tofu, szczypiorek i orzeszki.
Grzechem byłoby też być w Bangkoku i nie zjeść fenomenalnego zielonego curry czy słynnych tajskich zup. Jednak na uwagę zasługują także, wydawałoby się, proste i zupełnie nieegzotyczne smakołyki, jak np. pieczona kukurydza - idealna podczas nocnych wędrówek po mieście.
Zakupy - dla zawodowców i zupełnych amatorów
Nie tylko jedzenie dostępne jest w Bangkoku niemal przez całą dobę. Zakupy to kolejna lokalna atrakcja, której z powodzeniem możemy się oddawać nawet o 1 czy 2 w nocy. Zazwyczaj aż do tej godziny są czynne targi, na których dostaniemy wszystko i jeszcze więcej. Stragany z odzieżą, przeplatają stoiska z mydłami w najdziwniejszych kształtach, ogromnym wyborem herbat, torebkami, elektroniką, biżuterią, naczyniami i oczywiście jedzeniem.
Po północy możemy zrobić zakupy nie tylko na ulicznym targu, ale także w nocnym supermarkecie. Kupowanie chińskiego woka, kociego jedzenia, cukierków z duriana i pasty do zielonego curry o 1 w nocy jest atrakcją z gatunku specyficznych, ale na pewno niezapomnianych. Tym bardziej kiedy odkryjemy, że o tak nieprzyzwoitej porze na zakupy przychodzą nie tylko nocne marki, ale chyba wszyscy mieszkańcy Bangkoku. Na to przynajmniej wskazują kolejki do kas. Ja spędziłam w niej przeszło godzinę, choć nie zbliżało się akurat żadne święto.
Prawdziwym rajem dla profesjonalnych zakupoholików są jednak duże centra handlowe. Kilkanaście pięter wypełnionych tematycznie przedmiotami. Czasem tak dziwnymi, że nie sposób zgadnąć ich przeznaczenia, a tym bardziej uwierzyć, że znajdą się klienci, gotowi zakupić owe "cuda". Przyznaję, że wizyty w centrach handlowych nie stanowią mojej ulubionej rozrywki. Przeciwnie, zazwyczaj unikam ich jak ognia. Jednak opowieści o największych świątyniach handlu w Bangkoku obudziły we chęć zmierzenia się z tym wyzwaniem. Nie dotrwałam do końca - czyli ostatniego piętra. Zwyczajnie zabrakło mi siły. Jednak nie żałuję tej wizyty. Rzadko kiedy mamy okazję znaleźć się w miejscu, w którym liczba przedmiotów z pewnością przewyższa liczbę mieszkańców nie tylko całego kraju, ale i kontynentu. Pokonując kolejne piętra trudno nie zadać sobie pytania - czy my naprawdę produkujemy aż tyle rzeczy, które nie tylko nie są nam niezbędna, ale, nawet przy największych chęciach, trudno uwierzyć, że mogą się nam do czegokolwiek przydać? Wnioski z tej wizyty każdy wyciągnie sam. Z pewnością wiele osób zachwyconych taką mnogością naprawdę tanich przedmiotów, nie wyciągną żadnych. Jednak bez względu na stosunek do zakupów jako takich, wszystkim polecam wizytę w tym, z pewnością niesamowitym, miejscu.
Nocne przyjemności - legalne i nieszkodliwe
Stolica Tajlandii ma swoje ciemne strony. Na całym świecie słynie z domów publicznych, a wiele młodych kobiet trudni się tu prostytucją. Nocny Bangkok zapewnia jednak także rozrywki legalne, choć może nie zawsze całkiem grzeczne. Wielu młodych turystów przyjeżdża do Tajlandii tylko po to, żeby się zabawić. Choć miejsc, gdzie można potańczyć i zatracić w alkoholu jest tu sporo, najsłynniejszą imprezową ulicą miasta jest Khao San.
Przejście całego deptaku jest nie lada sztuką. Latem chyba nawet nie warto próbować. Cała ulica wypełniona jest ludźmi. Rytmicznie podrygują w rytm muzyki, bo na prawdziwy taniec jest tu po prostu za ciasno. Z każdego klubu, a są ich tu dziesiątki, płynie inna muzyka, tworząc niesamowitą kakofonię dźwięków. Alkohol leje się strumieniami, a między tym wszystkim pysznią się nocne stragany z potrzebnymi i zupełnie zbytecznymi przedmiotami. Oczywiście nie brak tu też jedzenia. Można oczywiście zaspokoić głód w licznych restauracjach, albo wziąć coś do ręki od zręcznie przemykających w tłumie sprzedawców szybkich, ale wyśmienitych przekąsek.
Na Khao San możemy też wytatuować sobie nieprzemyślany obrazek na resztę życia, a przynajmniej do czasu bolesnego usunięcia tuszu, albo sprawić sobie rysunek wykonany jak najbardziej zmywalną henną. To także doskonały adres jeśli chcemy skorzystać z innej niezwykle popularnej w Bangkoku atrakcji - masażu. Jednak na najbardziej hałaśliwej ulicy w mieście o prawdziwym relaksie raczej nie może być mowy. Nie znaczy to jednak, że nie warto poddać się temu zabiegowi. Zdecydowanie warto, a nawet trzeba spróbować. Lepiej jednak oddać się tej przyjemności w innym miejscu. Ze znalezieniem salonu nie będziemy mieli najmniejszego problemu. Są równie powszechne jak stragany z jedzeniem.
Tajski masaż - dla ciała i ducha
Masaż w Tajlandii jest niemal elementem codziennej higieny, jak mycie zębów, czy czesanie włosów. Na każdej ulicy, w bramie, podwórku znajdziemy małe pomieszczenia z łóżkiem czy fotelem, gdzie świadczone są takie usługi. Najpowszechniejszy jest chyba masaż stóp, często wykonywany właściwie na ulicy. Wracający po pracy Tajowie, po prostu siadają na krzesełku i przez pół godziny w milczeniu sączą herbatę, moczą nogi, by oddać je w ręce masażysty i zażyć prawdziwego, zasłużonego relaksu. W tym miejscu czuję się w obowiązku uprzedzić, że masaż stóp uzależnia. Jeśli raz się zdecydujecie, istnieje naprawdę niewielka szansa, że następnego dnia oprzecie się pokusie. Wszystkie myśli, całe zmęczenie, stres - nagle odpływają, jest tylko fantastyczne uczucie odprężenia, nogi stają się lekkie, po prostu "szczęśliwe".
Brzmi dziwnie, ale trudno inaczej to opisać. Z pewnością zdarzają się w Bangkoku masażyści niewprawni, którzy nie są oddani swojej pracy i zwyczajnie wykonują ją źle, ja jednak na takiego nie trafiłam.
Nocne z Tajami rozmowy i typowo turystyczne atrakcje
Prawdziwym powodem, dla którego chce się do Tajlandii wracać są ludzie. Życzliwi, uśmiechnięci, kontaktowi, serdeczni. Nawet uczestnicząc w najbardziej turystycznych z turystycznych atrakcji np. wieczornym rejsie po rzece Chao Phraya, ma się wrażenie, że są autentycznie przejęci czy goście dobrze się bawią, czy są najedzeni, zadowoleni, czy można jakoś jeszcze umilić im czas. Zabawianie gości przybiera najróżniejsze formy - od zaplanowanych występów estradowych, przez niezwykle tu popularne dokarmianie i podsuwanie najsmaczniejszych kąsków, po to, co najprzyjemniejsze - rozmowy. Bariera językowa często nie pozwala na prowadzenie długich dysput o sensie życia, ale otwartość i serdeczność Tajów pozwala tą przeszkodę pokonać. A przecież po to ruszamy w każdą podróż, by poznawać, nie tylko miejsca, ale i ludzi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl