Bardzo dziki Zachód? Nowy Meksyk, czyli kwintesencja "amerykańskości"
W morderczym słońcu Nowego Meksyku jest coś, co rozpala wyobraźnię. Pustynne miasteczka rozsiane pośrodku wielkiego niczego od lat inspirują pisarzy, scenarzystów i reżyserów, którzy tworząc swoje działa, utrwalają w zbiorowej wyobraźni wielkie amerykańskie mity: od kowbojów przez kosmitów po potęgę militarną i narkotykowe królestwa.
"Na pustyni nie było kwiatów. Ale były kości. Zbielałe, wysuszone czaszki krów, koni, baranów. Z wakacyjnej wyprawy Georgia przywiozła ich całą skrzynię. Po powrocie z Zachodu, gdy w Nowym Jorku wszystko wydawało się jej ubogie, kości przypominały tamten kraj. Przez wiele lat malowała zwierzęce czaszki unoszące się ponad horyzontem w krystalicznym powietrzu pustyni, ozdobione sztucznymi kwiatami, jakie w Meksyku kładzie się na grobach – nowe symbole trwania i przemijania". W ten sposób prof. Maria Poprzęcka pisze o Georgii O’Keeffe, "matce amerykańskiej sztuki" i jednej z najwybitniejszych malarek XX w., która pod koniec życia osiedliła się w Nowym Meksyku.
Nowy Meksyk – inkubator amerykańskich mitów
O’Keeffe zasłynęła obrazami na poły naturalnych, na poły abstrakcyjnych kwiatów o trudnych do opisania zmysłowości i erotyzmie (opływowe kształty, ukazanie niejako od wewnątrz, budzą skojarzenia z kobiecą anatomią). Jednak w momencie, gdy odkryła dla siebie Nowy Meksyk – stan na południowym zachodzie USA, o niebywałej, surowej urodzie – jej sztuka i życie się zmieniły. W Taos, spalonej słońcem krainy Indian Pueblo, jak pisze Poprzęcka, Georgia "odnalazła wszystko, czego jej brakowało w nowojorskiej metropolii – pustkę, ciszę, bezmiar przestrzeni, oślepiającą intensywność światła i barw, trud życia, mistyczny niemal kontakt z ziemią i niebem".
Artystka zaczęła malować kości – przede wszystkim krów i koni, które na jej obrazach zamieniały się w niesamowite, surrealistyczne rzeźby. Wreszcie stworzyła ikonę amerykańskiej sztuki – wizerunek krowiej czaszki na niebieskim tle z czerwonymi pasami. Choć skojarzenia z flagą USA są odległe, to właśnie to dzieło stało się w połowie XX w. artystyczną kwintesencją "amerykańskości".
Nie bez przyczyny zamysł ten zrodził się w głowie malarki właśnie w Nowym Meksyku. To bowiem stan, który jak soczewka skupia w sobie burzliwą historię USA wraz z mitami, które ją konstytuowały.
Nowy Meksyk to przecież miejsce, w którym kształtowała się utrwalona w licznych westernach legenda Dzikiego Zachodu. Z niesławnym Billym Kidem, bandziorami napadającymi (w samo południe) na banki w zapomnianych przez świat miasteczkach i kowbojami, za sprawą których trup słał się gęsto za rogiem każdego saloonu.
Nie gdzie indziej, a właśnie w Nowym Meksyku – w Los Alamos, niewielkim, położonym w Górach Skalistych i otoczonym przez pustynię miasteczku – w 1942 r. skoszarowano najwybitniejszych matematyków, chemików i fizyków jądrowych, by pracowali w supertajnym laboratorium nad projektem "Manhattan". To tu, niedaleko Alamagordo, w 1945 r. odbył się pierwszy (próbny) wybuch nuklearny Trinity. Niedługo potem zrzucono bomby na Hiroszimę i Nagasaki. To wzdaryenie zmienio losy świata.
Nie gdzie indziej, a w Nowym Meksyku właśnie latem 1947 r. wydarzył się "incydent w Rosswell", uruchamiający fascynację UFO i na stałe kształtujący wyobraźnię ludzi na całym globie. Czy można się dziwić, że Spaceport America – komercyjny port kosmiczny zbudowany przez Virgin Galactic, korporację założoną przez Richarda Bransona, stanął w 2011 r. właśnie w tym – piątym w USA pod względem wielkości – stanie?
Roswell – legenda, która zaczęła żyć własnym życiem
"Wywiad Roswell Army Air Field poinformował dziś w południe, że wszedł w posiadanie latającego spodka. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez departament, pod zwierzchnictwem majora J. A. Marcela, dysk został odnaleziony na ranczu w okolicach Roswell, po tym, jak pewien farmer poinformował szeryfa Wilcox, że znalazł przedmiot na swoim terenie". Tak zaczyna się artykuł z pierwszej strony "Roswell Daily Record", z 8 lipca 1947 r. Dzień później gazeta opublikowała sprostowanie, wyjaśniając, że latający spodek okazał się balonem pogodowym. Jednak na zatrzymanie "machiny" było już za późno. Jedna z najsłynniejszych teorii spiskowych w historii Stanów Zjednoczonych, dotycząca lądowania UFO, narodziła się i zaczęła żyć własnym życiem.
Jeszcze po latach pojawiali się naoczni i drugorzędni świadkowie, twierdzący, że znajdowali szczątki niezidentyfikowanego obiektu rozproszone na pustyni, a tuż przed jego rozbiciem się na niebie widać było wybuchy i płomienie. Jesse Marcel Jr – syn oficera, który 6 lipca 1947 r. dotarł na miejsce katastrofy domniemanego "spodka" – twierdził, że widział szczątki wraku, gdy jego ojciec przyniósł je do domu po to, aby pokazać matce. Niejaki Glenn Dennis zadobył zaś chwilowy rozgłos, opowiadając, że jego znajoma, która w owym czasie pracowała jako pielęgniarka w bazie w Roswell, widziała na własne oczy lekarzy badających trzy dziwne istoty – miały przypominać ludzi, jednak ich ciała były małe przy stosunkowo dużych i pozbawionych włosów głowach.
I choć FBI i CIA w końcu przyznały, że same podsycały plotki o UFO, żeby ukryć loty testowe samolotu szpiegowskiego, wydarzenia i narosłe wokół nich opowieści przyczyniły się do wykreowania jednego z najbardziej barwnych mitów USA (utrwalonych w licznych książkach i filmach, na czele z głośnym i już kultowym serialem "Z Archiwum X"). Dlatego dzisiejsze Roswell stara się zadowolić turystów, przybywających na miejsce z całego świata, by dowiedzieć się, "jak to było naprawdę".
Przyjezdnych zewsząd śledzą przenikliwe spojrzenia kosmitów namalowane na latarniach miasteczka. A wiedzę dotyczącą latających talerzy można zgłębiać m.in. w Międzynarodowym Muzeum UFO i Ośrodku Badawczym w Roswell, w którym można na chwilę przenieść się w gorączkowy klimat zdarzeń z połowy XX w.
Albuquerque – schodząc na przestępczą drogę
Roswell to jednak tylko jedno z wielu miejsc, które koniecznie trzeba odwiedzić, będąc w Nowym Meksyku. Zwłaszcza, jeśli jest się fanem kina i telewizji. Poza wspomnianymi już westernami oraz serialowym hitem opowiadającym o perypetiach agenta Muldera i agentki Scully z Davidem Duchovnym i Gillian Anderson w rolach głównych, z Nowym Meksykiem związany jest nierozłącznie również inny przebój ostatnich lat – serial telewizyjny "Breaking Bad".
Określony przez jego twórcę, Vince’a Gilligana, jako współczesny western, tasiemiec (opowiadający o losach niedocenianego nauczyciela chemii Waltera White’a, u którego zostaje zdiagnozowany rak płuc; by zebrać pieniądze na leczenie postanawia zacząć produkować i sprzedawać metamfetaminę) był kręcony w Albuquerque w Nowym Meksyku. A ponieważ zaskakująco wiele lokacji nie było wytworem scenografów, lecz funkcjonowało w rzeczywistości, fani od kilku lat nieprzerwanie ciągną w okolice pustynnego miasta, by podążyć tropem bohatera wykreowanego przez Bryana Cranstona w iście brawurowy sposób.
Tłumy pielgrzymują więc pod dom Waltera White’a – 3828 Piermont Drive, Albuquerque, którego mieszkańcy wcale nie są zadowoleni z popularności miejsca (zwłaszcza z rzucania przez fanów na dach garażu pizzy, co zrobił w jednym z odcinków główny bohater). Rzesze ciągną na myjnię samochodową Skyler i Waltera (Octopus Car Wash), gdzie w serialu poza myciem aut odbywało się pranie brudnych pieniędzy. Kolejki ustawiają się przed restauracją Los Pollos Hermanos, skąd swoim narkotykowym imperium nawigował Gustavo Fring… I tak dalej, i tak dalej.
Przygoda z "amerykańskością"
Do Nowego Meksyku zjeżdżają nie tylko fanii teorii spiskowych i kryminalnych wątków w popkulturowym wydaniu, ale również wszyscy... spragnieni sztuki przez duże "s". W stolicy stanu, Santa Fe, miasteczku liczącym zaledwie 70 tys. mieszkańców, znajduje się ponad tysiąc prac wspomnianej na początku tekstu Georgii O’Keeffe. Muzeum poświęcone twórczości tej na wskroś amerykańskiej malarki zawiera największą kolekcję jej prac na świecie. A całe Santa Fe jest przesiąknięte sztuką. Przy najsłynniejszej ulicy miasta, Canyon Road, zlokalizowanych jest ponad 80 różnego galerii, także tych poświęconych tradycyjnej sztuce regionu.
Te wszystkie kontrasty i sprzeczności, które można zaobserwować w Nowym Meksyku, sprawiają, że ów stan należy bez dwóch zdań do najbardziej zadziwiających regionów Ameryki Północnej. Łączy w sobie szorstkie piękno monumentalnych pustynnych krajobrazów z ożywczością wybujałej zieleni i bezustannie przesycony jest atmosferą niedopowiedzeń, niezgłebionych tajemnic. Niezmiennie fascynuje i przyciąga jak magnes. Jeśli chcecie rozpocząć przygodę ze Stanami, to Albuquerque, Roswell i Santa Fe nadadzą się do tego idealnie.