Budapeszt. Z plagą dzików walczą łucznicy
Dziki w miastach to problem w całej Europie. Także w Budapeszcie, gdzie ostatnio stały się wyjątkowo uciążliwe. Władze zdecydowały, że będą je odstrzeliwać z łuku.
02.03.2021 13:16
W XI dzielnicy Budapesztu, uznawanej za elegancką, pojawiły się dziki. Schodzą do miasta całymi watahami ze zbocz parku leśnego Pilisi.
Zwierzęta dostają się przez uszkodzone ogrodzenia do opuszczonych ogrodów i na teren ogródków działkowych i ryją w ziemi w poszukiwaniu glist, pędraków, larw, ślimaków, orzechów czy cebulek tulipanów, powodując ogromne szkody.
Budapeszt - odstrzał dzików z łuku
Władze miasta głowiły się, jak temu zapobiec i wpadły na nietypowy pomysł. W myśl ustawy o myślistwie na terenach zamieszkanych nie można polować przy użyciu broni palnej, postanowiono zatrudnić trzech łuczników, by zmniejszyć liczebność dzików, szacowaną w okolicy na 100-150 sztuk.
Jak zapewnia strażnik leśny Zoltan Somogyi, z łuku bloczkowego bez problemu można zabić dzika z odległości 100 m. W rozmowie z portalem Index.hu dodał, że łucznicy wypatrują zwierząt z czatowni na wzgórzach i czasem kilka tygodni trwa, zanim nadarzy się odpowiednia okazja do odstrzału.
Budapeszt - problem z dzikami, ale nie tylko
Według strażnika wystarczy odstrzelić kilka osobników, by reszta watahy wycofała się w góry. Ale jak mówi, dziki nie są jedynym gatunkiem, który rozpowszechnił się w XI dzielnicy. Według niego w okolicy można już mówić o inwazji lisów. Jak twierdzi, nie można ich nocą zobaczyć tylko dlatego, że obowiązuje godzina policyjna od godz. 20.
Zwierzęta te schodzą nocami ze wzgórz, wyjadają jedzenie zostawiane psom i kotom, a także przegryzają plastikowe opakowania karm. Jak mówi strażnik, okolice lisich nor nie są już usiane piórami i kostkami, tylko plastikowymi opakowaniami po karmie dla psów i kotów.