Chorwacka wyspa wprowadza wysokie kary dla źle prowadzących się turystów
Od kiedy nowym burmistrzem wyspy Hvar został Rikardo Novak, turyści zwiedzający ten przepiękny zakątek Chorwacji muszą być czujni. Polityk wprowadził bowiem radykalne przepisy, celem których jest poprawa wizerunku wyspy i uświadomienie przyjezdnym, że na wakacjach nie wszystko wolno.
Ze względu na liczne i rozległe pola lawendy Hvar nazywana jest lawendową wyspą. Słynie z łagodnego klimatu (jest najbardziej słonecznym zakątkiem Chorwacji), idealnie czystej wody, pięknych plaż i wyjątkowych zabytków. Oficjalnie. Nieoficjalnie czasami mówi się, że położona w Środkowej Dalmacji wyspa coraz bardziej upodabnia się do hiszpańskiego miasta Magaluf, znanego na świecie jako stolica grzechu i wakacyjnych uciech.
Jakiś czas temu pisaliśmy o tym, że władzom imprezowego kurortu na Majorce przestały się podobać ekscesy turystów, którzy "zbyt dobrze" bawią się na wczasach, w związku z czym zdecydowano o wprowadzeniu specjalnego kodeksu zachowania dla przyjezdnych. Podobnie rozumuje nowy burmistrz Hvaru, do którego dotarły skargi mieszkańców, zmęczonych "nieobyczajnym prowadzeniem" się zagranicznych turystów (mówiąc oględnie, chodzi im o wymiotowanie na ulicach i inne incydenty, będące następstwem niekontrolowanego mieszania alkoholi i narkotyków).
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Aby Havru nie spotkał los Magaluf, Rikardo Novak postanowił wprowadzić wysokie mandaty za bezwstydne zachowanie. I tak za paradowanie po ulicach w bikini trzeba będzie zapłacić od 500 do 600 euro, a za picie w miejscu publicznym aż 700 euro. Aby nikt nie miał wątpliwości, co można, a czego nie wolno na wakacjach, na wyspie ustawiono wiele znaków, które informują o nowych przepisach. Zastanawia nas tylko, czy kary się łączą i ile zapłaci delikwent, który wpadnie na pomysł, by na ulicy spożywać napoje wysokokowe w stroju kąpielowym.