Do turystów strzelają z pistoletów na wodę. Nie chcą ich już widzieć
W tym sezonie wyjątkowo nie lubią turystów w Hiszpanii. Protesty na plażach w popularnych kurortach, oblewanie wodą urlopowiczów i wykrzykiwanie obraźliwych haseł - to niestety coraz częstszy widok. "Tourist go home" - stało się już hasłem, bez którego Hiszpanie nie ruszają w miasto.
Frustracja Hiszpanów w związku z masową turystyką rośnie. Choć wakacje dopiero się rozkręcają, to w tym kraju już odbyło się przynajmniej kilkadziesiąt demonstracji. Największe protesty przeciwko masowej turystyce zorganizowano na Balearach, w Andaluzji, Kraju Basków, a także w Katalonii i na Wyspach Kanaryjskich. Tam niektórzy podjęli się nawet strajku głodowego.
"Turyści do domu!"
W weekend w Barcelonie protestowało ponad 20 tys. osób. Wydarzenie odbyło się z inicjatywy ponad 100 organizacji obywatelskich. Marsz pod hasłem "Dosyć. Wyznaczmy granice turystyki" przeszedł przez La Ramblę, główny deptak Barcelony. Protestujący otaczali taśmą niektóre restauracje, dając do zrozumienia turystom, że nie chcą mieć z nimi nic wspólnego.
Na filmach opublikowanych w sieci widać, jak protestujący strzelali do turystów z pistoletów na wodę. W niektórych miejscach dochodziło do kłótni, a nawet przepychanek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Dom w Hiszpanii kupisz bez gotówki. "Tu jest inna filozofia"
Wkurzeni barcelończycy idąc przez miasto skandowali m.in.: "Skończcie z chaosem!", "Turyści do domu!" oraz "Godne życie w Barcelonie!". Na kartonowych transparentach widniały napisy: "Koniec masowej turystyki!", "Oddajcie nam nasze miasto!" oraz "Wszystko ma swoje granice!". Tego typu hasła coraz częściej widywane są na ścianach budynków w wielu hiszpańskich miastach. Zdarzało się również, że sprayem ktoś pisał też te hasła na samochodach z zagranicznymi rejestracjami.
Kilka dni temu po raz kolejny przeciwko masowej turystyce protestowano też na Wyspach Kanaryjskich. Ale to nie koniec, bo stowarzyszenia mieszkańców Alicante oraz archipelagu Balearów wezwały lokalną społeczność do zjednoczenia się i udziału w podobnych demonstracjach w najbliższą sobotę 13 lipca oraz w kolejną niedzielę - 21 lipca.
Ten drażliwy temat na Instagramie poruszyła Adriana Wisłocka, która w sieci uczy hiszpańskiego. Jak przyznała, mieszkańcy narzekają nie tylko na rosnące ceny mieszkań, ale i tłumy w mieście, większe zanieczyszczenie, hałas i brak prywatności.
"Te problemy powodują, że mieszkańcy Barcelony protestują przeciwko masowej turystyce, domagając się bardziej zrównoważonego i kontrolowanego podejścia do tego sektora. Chcą, aby miasto wprowadziło regulacje, które ograniczą negatywne skutki turystyki, takie jak ograniczenia na wynajem krótkoterminowy (mieszkań - przyp. red.), lepsze zarządzanie ruchem turystycznym oraz inwestycje w ochronę lokalnych społeczności i ich interesów" - napisała Polka w poście na Instagramie, gdzie udostępniła nagranie, na którym widać, jak Hiszpanie protestują. "Jednak czy jest to odpowiednie zachowanie, a może zaczynamy zachowywać się jak zwierzęta?"
Mieszkańcy swoje, a turyści swoje
Co ciekawe, protesty nie odstraszają wcale turystów. W trakcie protestów wielu śmieje się mieszkańcom w żywe oczy, a nawet okazuje znaki pogardy w postaci np. środkowego palca.
Tłumy były i będą, o czym świadczą dane Narodowego Instytutu Statystycznego (INE). Tylko w pierwszych pięciu miesiącach 2024 r. Hiszpanię odwiedziło aż 33 mln urlopowiczów z zagranicy. I to absolutny rekord za te miesiące. Pomiędzy styczniem a majem br. przyjechało tam o 13,6 proc. więcej wczasowiczów w porównaniu z analogicznym okresem w 2023 r.
I choć mieszkańcom nie podoba się masowa turystyka, to prawda jest taka, że miliony turystów oznaczają miliardy euro wpływów dla krajowej gospodarki. Jak informuje PAP, tylko do maja br. wydatki cudzoziemców w Hiszpanii przekroczyły 43,2 mld euro, czyli o 21,8 proc. więcej niż rok temu w tym samym czasie.
Lidia Sanchez z parku rozrywki Isla Magica w Sewilli uważa, że zalew Hiszpanii turystami pomaga w stymulowaniu miejsc pracy w niektórych dziedzinach gospodarki. Jak zaznaczyła rozmowie z PAP, ma to też swoje złe strony. - Cierpią szczególnie mieszkańcy popularnych wśród urlopowiczów miast i miejscowości naszego kraju, których nie stać na zakup mieszkań lub ich wynajem wraz z szybko rosnącymi cenami nieruchomości - dodała Sanchez.
Jej zdaniem największymi beneficjentami napływu turystów są zlokalizowane w centrach miast placówki gastronomiczne.
Ograniczenia nie pomagają
Warto podkreślić, że wiele gmin ograniczyła już lata temu możliwość wynajmu prywatnych nieruchomości turystom. W wielu kurortach wydzielono też obszary, na których pozwala się budować obiekty hotelowe. Część gmin wprowadziła lub podwyższyła też tzw. taksę turystyczną.
Restrykcje tego typu wprowadzono w ostatnich latach na Balearach, Wyspach Kanaryjskich i w Katalonii, ale nie ograniczyły one masowego napływu turystów.
W Barcelonie turyści, poza hotelami, mogą wybierać spośród ok. 10 tys. prywatnych mieszkań na wynajem. Pod koniec czerwca burmistrz Barcelony Jaume Collboni ogłosił, że za pięć lat miasto nie wyda już pozwoleń na wynajem kwater turystom, ale organizacje mieszkańców twierdzą, że to zbyt odległy termin. Zarzucają ratuszowi przykładanie ręki do wzrostu cen wynajmu mieszkań.
Fakt jet taki, że od 2014 r. średnie ceny wynajmu mieszkań w katalońskiej stolicy wzrosły o 70 proc.
Jak relacjonuje Marcin Zatyka z PAP, koszty wynajmu i życia rosną też w innych miastach Hiszpanii, szczególnie w tych usytuowanych w regionach popularnych wśród turystów, takich jak Andaluzja.
Co ciekawe, samorządowcy coraz częściej sami doświadczają skutków masowej turystyki, chaosu, a przede wszystkim rosnących kosztów życia. - Kiedyś sama mieszkałam w centrum miasta. Z czasem ceny wynajmu mieszkań wzrosły ponad moje możliwości, sprawiając, że musiałam wyprowadzić się z Sewilli na przedmieścia. Dziś jeżdżę pociągiem do pracy, podobnie jak wielu tutejszych urzędników - mówi PAP Ana Gamero, pracowniczka jednego ze sklepów w centrum stolicy Andaluzji.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Jak przyznała, dzięki masowej turystyce Hiszpania notuje rekordowe zyski, ale mieszkańcy nic z tego nie mają. - Przeciętny Hiszpan doświadcza dziś w bardzo małym stopniu, albo wcale korzyści finansowych płynących z masowej turystyki - podsumowała Hiszpanka w rozmowie z PAP.
Źródło: PAP/WP