Hiroszima, Japonia
Od cieni Hiroszimy nie należy uciekać. Mają nam do opowiedzenia bolesną i ważną historię. Spokój można odzyskać na świętej wyspie Miyajima, pół godziny drogi od miasta. W VI w., kiedy zbudowano tu pierwszą świątynię szintoistyczną, nogi śmiertelników nie mogły dotykać boskiej ziemi. Dlatego do chramu Itsukishima *prowadzi system podestów. Kiedy przychodzi przypływ, pielgrzymi brodzą w wodzie. Wejścia do pilnuje ogromna czerwono-pomarańczowa brama. Majestatyczna *torii w religii szinto oddziela to, co świeckie od tego, co święte. Zbudowano ją z wysokich na szesnaście metrów pali drzewa kamforowego. Podczas odpływu można pod nią przejść, dotykając porośniętych pąklami pni. Ale to widok podczas przypływu robi największe wrażenie. Torii unosi się nad wodą, jej obraz odbija się w morskiej toni. W tle zieleni się gęsto porośnięta drzewami góra Misen. To *jeden z trzech najpiękniejszych widoków Japonii *według listy zrobionej w 1643 r. przez filozofa Hayashiego Razana. Wysiadających z promu turystów
witają niewielkie jelonki o słodkich oczach. Japończycy są gotowi - pomimo zakazu karmienia wyciągają prażynki. Kto nie wyciągnie, temu jelonki same zajrzą do torby. Mnie chciały zjeść paszport. Droga do głównej świątyni ciągnie się wzdłuż drewnianych domów zamienionych na sklepy i restauracje. W okresie od października do marca i Hiroszima, i *Miyajima *są królestwem ostryg. Jako nowo nawrócona na kult bezkręgowców, które smakują morzem i wolnością, nie mogę ich sobie odmówić. Ostrygi można zjeść na surowo, upieczone, w omlecie albo grillowane. Biorę jedną grillowaną: skorupka wrzucona na ruszt, odrobina sosu, ręka w ochronnym rękawie sprawnie przekręca, przesuwa, opieka. Przypalona skorupka ląduje na talerzu, a ostryga w moich ustach. Rzeczywiście mają słodki smak - tak jak obiecywała Mariko. Nie dziwi mnie, że ostrygowy potentat z przełomu XIX i XX w., który na mięczakach zbił fortunę, pod koniec życia kazał ku czci ostryg odegrać requiem.