Kontrolerzy bezpieczeństwa na lotnisku - oni znajdą (prawie) wszystko
Kontrola bezpieczeństwa na lotnisku to zło konieczne – po odprawie bagażowej stajemy w „ogonku” i wielu z nas się zastanawia, co tym razem będzie trzeba z siebie zdjąć i jakich rzeczy pozbyć się z naszej podręcznej torby. Wszelkie zabiegi są uzasadnione bezpieczeństwem lotniska i pasażerów, a to, co może się znaleźć w torbach pozornie przeciętnych pasażerów wprawia w osłupienie. Najlepiej wiedzą o tym ludzie zajmujący się skanowaniem naszych bagaży i kontrolą osobistą.
23.10.2013 | aktual.: 24.10.2013 15:43
Kontrola bezpieczeństwa na lotnisku to zło konieczne – po odprawie bagażowej stajemy w kolejce i wielu z nas się zastanawia, co tym razem będzie trzeba z siebie zdjąć i jakich rzeczy pozbyć się z naszej podręcznej torby. Wszelkie zabiegi są uzasadnione bezpieczeństwem lotniska i pasażerów, a to, co może się znaleźć w torbach pozornie przeciętnych pasażerów wprawia w osłupienie. Najlepiej wiedzą o tym ludzie zajmujący się skanowaniem naszych bagaży i kontrolą osobistą.
Tego nie wolno, tamtego nie można
Po 11 września 2001 roku zaostrzono przepisy dotyczące rzeczy, które można wnosić na pokład samolotu. Płyny w pojemnikach powyżej 100 ml, ostre przedmioty, a nawet niewinna pasta do zębów znalazły się na cenzurowanym. Przy taśmie do skanera opróżniamy kieszenie, zdejmujemy paski i buty, nie tylko te na obcasie, a nasze torby są otwierane, gdy pracownik kontroli bezpieczeństwa dostrzeże podejrzanie wyglądający przedmiot w naszym bagażu podręcznym. Czasem jest to tylko nietypowy aparat fotograficzny lub długopis, czasami rzecz, która może być potencjalnie lub całkiem realnie niebezpieczna. Z tego właśnie powodu pomysłowość pasażerów, także tych niekoniecznie zagrażających bezpieczeństwu publicznemu nie zna granic. Wszystko po to, by na pokład samolotu wnieść rzeczy, z którymi nie jesteśmy w stanie się rozstać nawet na czas lotu.
Niebezpieczna szczotka do włosów
Najciekawsze historie związane z nietypowymi przedmiotami znajdującymi się w bagażach mają do opowiedzenia pracownicy amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Transportu. Najwięcej z nich dotyczy broni palnej - w 2012 roku skonfiskowano 828 sztuk, z czego niemal 700 była naładowana. Okazuje się, że przewiezienie gołego pistoletu wciśniętego między skarpetki a bieliznę jest po prostu zbyt banalne. Pasażerowie wykazują się większą fantazją umieszczając broń w doniczkach z kwiatami czy w pluszowym misiu.
Wśród najciekawszych niebezpiecznych rzeczy umieszczonych w bagażach znalazły się m.in.: sztylet ukryty w szczotce do włosów, paralizator udający szminkę, kusza do polowania na ryby czy piła łańcuchowa z pełnym bakiem. „Właściciel piły musiał wylać benzynę i nadać ją jako bagaż rejestrowany. Potem mógł kontynuować lot” – powiedział kontroler, który dokonał tego ciekawego odkrycia. Jeden z pasażerów na lotnisku w San Diego, niewątpliwie fan komiksowego Batmana, przewoził w swoim bagażu arsenał stalowych gwiazdek do rzucania w diabolicznych wrogów. Podobnego odkrycia dokonano na lotniskach w Austin, Waszyngtonie i Seattle. Chyba nie powinien dziwić fakt, że żaden z pasażerów nie nazywał się Bruce Wayne. Z kolei na lotnisku w Los Angeles skonfiskowano niewielkie noże „do rzucania”. Dużą popularnością cieszą się również granaty różnej wielkości, telefony komórkowe udające paralizatory czy stosy rac sygnalizacyjnych.
Zwierzęta duże i małe
Kontrolerzy bezpieczeństwa na swoich ekranach nierzadko dostrzegają rzeczy, które w żaden sposób nie powinny się znaleźć nie tylko na pokładzie samolotu, ale i w ogóle w czyjejś torbie. W 2004 roku na lotnisku w Bostonie profesor biologii próbował wywieźć w bagażu podręcznym... głowę foki. „Właściciel tłumaczył, że znalazł martwą fokę na plaży w czasie wakacji, odciął jej głowę i postanowił zabrać do domu w celach naukowych” – powiedział jeden z kontrolerów. W 2009 roku na lotnisku w Newark znaleziono w bagażu nietypowy okaz wyjątkowo szkodliwej pluskwy, która została przemycona z Izraela w pęku tymianku. W 2009 roku na lotnisku w Melbourne zatrzymano mężczyznę przemycającego dwa żywe gołębie w kalesonach, które miał na sobie. Warto zaznaczyć, że w Australii surowo każe się przemyt zwierząt – grozi za to kara do 16 lat pozbawienia wolności.
Innym oryginalnym przypadkiem było zdarzenie na lotnisku w Manchesterze w Wielkiej Brytanii. Podróżująca z Bliskiego Wschodu pasażerka próbowała przejść przez kontrolę bezpieczeństwa w osobliwej chuście na głowie. Okazało się, że znajduje się na niej wyjątkowo rzadki kameleon, którego kupiła na targu w Arabii Saudyjskiej. W tym momencie przemycanie w walizce małych węży nie robi już na nikim wrażenia.
Miecz, kula armatnia, a może bazooka?
Do osobliwości pojawiających się na ekranach kontrolerów bezpieczeństwa należą również repliki broni sprzed wieków, atrapy mieczy wprost z _ Władcy Pierścieni _ czy pełnowymiarowe bazooki. Ten ostatni przedmiot pochodzący z czasów II wojny światowej spowodował ewakuację lotniska w Dallas i wezwanie ekipy zajmującej się materiałami wybuchowymi. Po kilkugodzinnej akcji, która spowodowała paraliż lotniska, specjaliści orzekli, że bazooka jest jednak rozbrojona. W zdumienie wprawiła kontrolerów znaleziona w bagażu była kula armatnia, która należała do pasażera wracającego z podwodnych wakacji u wybrzeży Florydy. Znalezisko, XVIII-wieczna kamienna kula pokryta koralowcem, na tyle wzbudziła zaniepokojenie, że została skonfiskowana nie ze względu na swoją wartość historyczną, a dlatego, że może… wybuchnąć! Ewakuowano pasażerów i wezwano saperów. Tak. Takie rzeczy tylko w USA.
Narkotyki i zwłoki
Przemycanie narkotyków w niewinnie wyglądających zabawkach czy pamiątkach znamy chociażby z filmów. Na lotnisku w Nowym Jorku w 2010 roku kontrolerzy spotkali wyjątkowo pomysłowego pasażera. Ich zainteresowanie wzbudziła niezwykle wielka liczba czekoladowych batoników. Po otwarciu torby okazało się, że przekąski były w rzeczywistości działkami heroiny wartymi ponad 400 tys. dolarów.
Jednak jak na razie najciekawszy (i chyba najbardziej makabryczny) sposób na bezproblemowe przejście przez bramki bezpieczeństwa znalazła rodzina Curta Willa Jaranta. Chory na Alzheimera nestor rodu przykuty do wózka podróżował z Berlina do Manchesteru w towarzystwie córki i wnuczki. Rodzina wytłumaczyła kontrolerom, że skryty za ciemnymi okularami dziadek śpi i nie należy go budzić. „Nie daliśmy się nabrać, jeden z pracowników kontroli dotknął ręki pana Jaranta i okazało się, że była lodowato zimna!” – powiedział zszokowany pracownik lotniska. Po oględzinach stwierdzono, że dziadek nie żyje, a rodzina wymyśliła ten podstęp, by nie płacić za transport trumny.
Nikt nie jest doskonały
Ludzi stojących przy skanerach i bramkach do wykrywania metali można lekceważyć, wyśmiewać lub uznawać za zło konieczne, jednak to od ich wyczucia i (nie)uwagi zależy nasze bezpieczeństwo na lotnisku i w czasie lotu. W lutym tego roku przeprowadzono niezapowiedzianą kontrolę na nowo otwartym lotnisku w Lublinie. Kontrolerzy z Urzędu Lotnictwa Cywilnego chcieli dowiedzieć się, jak dokładnie są sprawdzane bagaże podręczne. Oficjalnie, o wynikach kontroli ULC nic nie wiadomo, jednak wiadomości na ten temat przeciekły do prasy. Okazało się, że bez problemu wnieśli poza bramki nóż i trzy atrapy bomb. Beztroskie traktowanie obowiązków czy zbyt daleko posunięte zaufanie do naszych obywateli?
Kontrolerzy nie mają łatwego życia, a pasażerowie sprawiający im problemy ze swoim bagażem i kompletną bezmyślnością są jednocześnie zmorą tych, którzy są do podróży odpowiednio przygotowani. Zarówno ci, którzy celowo przemycają w swoich torbach niebezpieczne lub nielegalne przedmioty, jak i ci, którzy robią to nieświadomie stanowią wyzwanie dla skrupulatnych pracowników lotniska. A jak wiadomo - lepiej z nimi współpracować, bo inaczej możemy zapomnieć o wylocie dokądkolwiek.
at/if