Kosowo - piękny kraj z burzliwą historią
W Pei *w jeden dzień zniknął cały zabytkowy kwartał. W jego miejsce wyrósł pstrokaty bazar. Rana w tkance miejskiej zabliźniła się może nie najpiękniej, ale szybko. Pośród straganów próżno szukać ścian z dziurami po kulach czy okien ziejących czernią spalenizny. W leżącej kilkadziesiąt kilometrów na południe *Djakowicy starówkę postanowiono odbudować. Odratowano XVI-wieczny meczet, któremu pocisk artyleryjski odstrzelił połowę minaretu, odnowiono przepiękne malowidła w kopule - gaje cyprysów, miasteczka, arabeski, wersety z Koranu. Uporządkowano cmentarz, gdzie w cieniu orzechów, śliw i jabłoni spoczywają możni osmańskiej Djakowicy. Spacerowaliśmy główną uliczką starówki i patrzyliśmy, jak powoli wraca codzienność. Tu zapachniało słodką kawą, tam wygarbowaną skórą z warsztatu siodlarza. Na odrapanych manekinach mieniły się wyszywane złotą nicią i cekinami suknie ślubne. Kawałek dalej Agron Qarri kończył zbijać drewnianą trumnę. Zbijał jego ojciec, zbijał dziadek, już piąte pokolenie rodziny Qarrich
pomaga mieszkańcom Djakowicy wyprawić się na tamten świat. Muzułmanom, katolikom, bez różnicy. - Dla jednych mam nagrobki islamskie, dla drugich krzyże - Agron wskazał na dwa stosy w kącie. Przed wejściem stał czarny mercedes-karawan. Ten sam dla wszystkich.