Kraj kontrastów i zapomnianych miasteczek. "Zawsze czułem się tu bezpieczniej niż w Polsce"
Z roku na rok coraz więcej Polaków decyduje się spędzić urlop na Ukrainie. Jak wszędzie, także i tam na odwiedzających czekają zarówno atrakcje, jak i typowe turystyczne pułapki. O tym, jak podróżować po Ukrainie na własną rękę, opowiadają w rozmowie z WP Polacy, którzy uwielbiają ten kraj.
Ukraina to kraj kontrastów. Znajdziemy tu wszystko - od nowoczesnych, tętniących życiem metropolii, po opuszczone, postsowieckie koszmarki. OK, jest tu wszystko, ale czy dla każdego? Jedno jest pewne, jadąc na Ukrainę można się w niej zakochać, ale też bardzo rozczarować.
Ceny na Ukrainie kuszą, ale i ...zaskakują
– Wyjazd na własną rękę, szczególnie po raz pierwszy, to na pewno duże wyzwanie – opowiada w rozmowie z WP Karolina z Gdańska, która na Ukrainę wybrała się wraz z mężem. – Poruszaliśmy się głównie pociągami i tutaj złego słowa nie mogę powiedzieć. Ceny faktycznie są niższe niż w Polsce, szczególnie w restauracjach, jednak już w przypadku atrakcji turystycznych sytuacja wyglądała trochę inaczej – wyjaśnia.
– Za bilety wstępu i zwiedzanie z przewodnikiem słynnej "Honki", czyli willi Wiktora Janukowycza, zapłaciliśmy ponad 200 zł, co było dla nas niemałą kwotą i niezbyt miłą niespodzianką – opowiada turystka.
Ale to niejedyne zaskoczenie, jakiego doświadczyli w podróży. – Jadąc na Ukrainę trzeba być też przygotowanym na to, że napisy w języku angielskim to nadal rzadkość. Wszędzie króluje cyrylica. No i ten wszędobylski chaos. Jedni go pokochają, inni wręcz przeciwnie – kończy.
"Brzydko nie znaczy niebezpiecznie"
Do dziś, w świadomości wielu turystów z Polski, Ukraina jawi się jako szara i zaniedbana. Jedynie Lwów i od niedawna Kijów zdają się wymykać temu stereotypowi.
Dawid Białowąs, autor bloga podróżniczego "Gdzie los poniesie", od 2007 roku podróżuje na Ukrainę. Za każdym razem na własną rękę. Jak sam przyznaje, takie wyjazdy pozwalają mu odkryć to, co dla wielu wciąż pozostaje nieodkryte.
– To prawda, w wielu miejscach jest szaro i biednie, a sporo budynków jest wręcz zaniedbanych. I może zwyczajnie "razić w oczy", szczególnie osoby, które są przyzwyczajone do europejskich, wymuskanych przestrzeni zorganizowanych "pod linijkę" – opowiada Dawid. – Co warto podkreślić, nie jest to wyłącznie efekt ubóstwa, ale przede wszystkim historii, co uważam jest poniekąd fascynujące – wyjaśnia.
Rzeczywiście, architektura socrealizmu zakładała dość prosty podział miasta na część fabryczną i mieszkalną. – Taki trochę specyficzny model urbanistyki, w którym miasto nie istnieje bez dymiących fabryk, ale na "stare miasto" nie ma już miejsca – kontynuuje Dawid.
Niestety, taka forma zagospodarowania przestrzeni trochę dziś pokutuje i sprawia, że niektóre ukraińskie miasta, poza parkami, mają niewiele do zaoferowania turystom.
Co ciekawe, chociaż wiele miejsc na Ukrainie jest zaniedbanych, wręcz opuszczonych, obdrapane kamienice nie są tu synonimem niebezpieczeństwa. – Może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale na Ukrainie zawsze czułem się bezpieczniej niż w Polsce, a jeżdżę tam regularnie od 2007 roku – zapewnia Dawid. – Szczególnie w tych mniej turystycznych miejscowościach naprawdę nie ma się czego obawiać.
Kurort jak z horroru i pełna kontrastów Odessa
Ukraina to bez wątpienia kraj kontrastów, zarówno społecznych, jak i estetycznych. Podróżując po Ukrainie, łatwo natknąć się na miejsca, w których czas się zatrzymał. Jednym z takich miejsc jest Sergiejewka, zapomniany kurort nad Morzem Czarnym.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
– Sergiejewka może rzeczywiście przestraszyć – przyznaje Dawid. – Taki trochę kurort z horroru – żartuje. – Ale tak naprawdę to miejsce, to żywa historia i opowieść o czasach świetności, które już nie wrócą – opowiada.
Sami Ukraińcy kochają skrajności, czego przykładem jest choćby Odessa, której wyjątkowa historia ginie wśród gwaru ulicznego. Zanika pośród nieestetycznych, wręcz kiczowatych reklam, zawieszonych na kilkusetletnich kamienicach. – Nowoczesne apartamentowce w cieniu dawnych, radzieckich sanatoriów – ot, typowe ukraińskie kontrasty – podsumowuje Dawid.
Czym warto kierować się będąc na Ukrainie? – Na pewno jadąc na Ukrainę nie można zrażać się czy zniechęcać. Najlepiej po prostu odsunąć na bok pierwsze wrażenie – radzi Dawid.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Drobne cwaniaczki
Jest jeszcze jeden stereotyp, który nierozerwanie wiąże się z Ukrainą - drobne cwaniaczki i kieszonkowcy. – Tutaj faktycznie uczulam – przestrzega Dawid. – Zwłaszcza w dużych miastach, przy głównych atrakcjach, jak choćby Schody Potiomkinowskie. Tam nadal można natknąć się na osoby, które mówiąc kolokwialnie, chcą turystę oskubać.
Zobacz też: Zdjęcia z Ukrainy. Niesamowity widok
Jak je rozpoznać? – Zwykle przechadzają się po placach i skwerach uzbrojeni w gołębie, papugi i wszelkiej maści gryzonie. Zdarzają się nawet węże boa – opowiada Dawid. – Są uprzejmi i bardzo sprytni. Z daleka namierzają swoją "ofiarę". Zanim turysta zorientuje się, wspomniany gołąb siedzi już na jego ramieniu, a towarzysz podróży jest z uśmiechem zachęcany do robienia zdjęć. Chwilę później jednak przychodzi czas na uiszczenie opłaty i wtedy nie jest już tak różowo – kończy opowieść Dawid. – Na szczęście, z roku na rok na Ukrainie przybywa "świadomych" turystów, dzięki czemu naciągaczy jest coraz mniej lub są mniej nachalni – dodaje.
Drogi na Ukrainie
O stanie ukraińskich dróg krążą już legendy. – Niestety, często zdarza się, że to, co zastajemy na miejscu przerasta nasze najgorsze wyobrażenia – opowiada Dawid. – Większość głównych dróg jest w stanie przyzwoitym, na bocznych trasach jednak trzeba już mocno mieć się na baczności. Urwane koło i uszkodzona felga to częsta pamiątka po powrocie z Ukrainy – dodaje. – Na szczęście ukraińskie drogi są szersze od polskich, co daje większą szansę ominięcia przeszkody, jednak zapasowe koło i podnośnik to obowiązkowy zestaw na ukraińskiej trasie – radzi.
Sami Ukraińcy zdają sobie sprawę z tego, że stan dróg może być niemałym szokiem dla wielu przyjezdnych, dlatego często i chętnie spieszą z pomocą. – Kiedyś w trasie zdarzyła mi się poważna awaria – relacjonuje Dawid. – Bezinteresowna pomoc znalazła się właściwie sama – opowiada. – Przypadkowy kierowca zaoferował holowanie do warsztatu, a to tylko jedna z wielu bardzo pozytywnych sytuacji, jakie spotkały mnie w podróży – dodaje.
Dawid przyznaje, że Ukraińcy to kierowcy, krótko mówiąc, z fantazją. – Jeżdżą chaotycznie. Zdarza się, że nie używają kierunkowskazów, wyprzedzają też na trzeciego i mniej ustępują pieszym, ale na drodze nie ma typowego "chamstwa" i złośliwości, które spotykamy chociażby w Polsce – kończy.
Czytaj też: Polka w Portugalii. "Tutaj kwitnę"
Dla kogo ta Ukraina?
Jedno jest pewne, Ukraina nie jest dla każdego. – Jeżeli ktoś wybiera się do Kijowa bądź Lwowa i oczekuje europejskich standardów, to może być całkowicie spokojny – zapewnia Dawid. – Miasta są nowoczesne i poruszanie się po nich nie powinno nikogo "przestraszyć", a zarazem klimat nieuporządkowanego Wschodu nadal gdzieś się tam unosi – dodaje.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Dawid mówi wprost, że zwiedzanie Ukrainy jest dla ludzi otwartych, nie zrażających się dziurawymi drogami i nietypową estetyką, ale dla szukających przygód i czegoś innego. – Wiele pięknych miejsc, które w naszych warunkach dawno zabudowano by hotelami i restauracjami, na Ukrainie wciąż jest nierozwiniętych turystycznie, a dzięki temu prawdziwych – kończy.
Ukraina - zasady wjazdu
Obecnie, by wjechać na Ukrainę, wystarczy okazać paszport covidowy - w przypadku osób zaszczepionych. Turyści, którzy takiego dokumentu nie posiadają, muszą pokazać negatywny wynik testu PCR.
Ponadto, wymagane jest posiadanie ubezpieczenia pokrywającego koszty związane z leczeniem COVID-19 oraz ew. obserwacją w placówce medycznej.