Polka w Portugalii. "Kwitnę przy Portugalczykach i nabrałam do życia ich calmy"
Portugalia jest najdalej wysuniętym na zachód krajem Europy. Swoją przystań odnalazła tam Grażyna Kolanko, licencjonowana przewodniczka i założycielka strony tourdealgarve.eu mieszkająca w Lagos. - Portugalczycy są otwarci na drugiego człowieka. Wykazują się dużym szacunkiem. Starają się być dobrymi dla innych i udzielać pomocy. Często się uśmiechają i żartują nawet sami z siebie - opowiada w rozmowie z WP.
Karolina Laskowska: Jak to się stało, że znalazła się pani w Portugalii?
Grażyna Kolanko: Ach, stare czasy! W 2006 r., będąc studentką ostatniego roku Turystyki i Rekreacji w AWF w Krakowie, postanowiłam skorzystać z programu wyjazdów za granicę. Miałam do wyboru Wielką Brytanię lub Portugalię. To właśnie ten drugi kraj polecał mi tata, który zawsze opowiadał, że chciałby tam pojechać i zobaczyć ocean. O samej Portugalii nie wiedziałam wiele, ale słyszałam o niej dość często i zdecydowałam się na wyjazd. Nie była to jednak miłość od pierwszego wejrzenia. Nie znałam wtedy portugalskiego, co utrudniało komunikowanie się z mieszkańcami słabo mówiącymi po angielsku.
Najpierw pojechałam do Bragi, gdzie zostałam przywitana ogromną ulewą, jakiej jeszcze nie widziałam. Zmoczona szukałam sposobu, by dostać się z dworca do akademika, aż nagle podszedł do mnie starszy pan. Wziął mnie bez słowa pod parasol i zaprowadził do taksówki. Do tej pory jestem pod ogromnym wrażeniem jego postawy.
Czytaj też: Jak smakuje Portugalia?
Pamięta pani jakieś śmieszne nieporozumienia językowe?
Jako "biedna studentka" jadałam oczywiście na stołówce. Posiłki były tam powtarzalne i niestety nie najlepsze. Do mięsa podawano zwykle ziemniaki lub ryż (co zaskakujące, czasem nawet jednocześnie jedno i drugie). Sałatka też była zawsze taka sama. Pewnego razu postanowiłam więc zamówić rybę. Zapytałam po angielsku pana z obsługi: "Is it fish?" Przytaknął, że "fixe" i pokazał kciuka w górę. Okazało się, że dostałam jednak mięso. Gdy mój kolega z Portugalii dowiedział się, w jaki sposób je zamówiłam, zaczął się śmiać. Wyjaśnił mi, że angielskie słowo ryba brzmi podobnie do portugalskiego "spoko". To było niezapomniane nieporozumienie.
Czy po opanowaniu portugalskiego łatwo zdobyć sympatię mieszkańców?
Znajomość języka na pewno pomaga nawiązać bliższe relacje. Portugalczycy są otwarci na drugiego człowieka. Wykazują się dużym szacunkiem. Starają się być dobrymi dla innych i udzielać pomocy. Często się uśmiechają i żartują nawet sami z siebie. To wszystko powoduje, że turyści chętnie tu przyjeżdżają. Czasem tak bardzo im się podoba, że postanawiają się przeprowadzić. Szukają wtedy pracy na miejscu lub stają się cyfrowymi nomadami korzystającymi ze specjalnie przygotowanych dla nich przestrzeni, gdzie mogą zdalnie pracować i poznawać nowych ludzi.
Portugalczycy są też bardzo ułożeni. Pamiętam sytuację, kiedy kupiłam bilet na autobus. Nie wiedziałam, że jest na nim podany numer miejsca. Autokar był pusty, więc usiadłam na losowym siedzeniu. Na następnym przystanku musiałam się jednak przesiąść, bo okazało się, że zajęłam miejsce jakiejś pani. Nieważne, że wokół były wolne. Ona chciała siedzieć na swoim. Podobny porządek panuje też przed wejściem do autobusów miejskich. Każdy stoi w kolejce i spokojnie czeka.
Portugalczycy z północy są bardziej wylewni i wyluzowani. Nikogo nie dziwi ich frywolny sposób wysławiania się. Stosują dość często przekleństwa. Za ich pomocą wyrażają emocje i nie duszą w sobie, tego co czują. Gdyby ktoś spoza północy użył takiej formy ekspresji, byłby odebrany jako osoba bez ogłady.
Portugalczycy mają też oczywiście swoje wady. Punktualność nie należy do ich mocnych stron, podobnie jak i trzymanie się terminów. Kilkukrotnie trzeba ich prosić o potwierdzenie spotkania. Ale generalnie można wśród nich się naprawdę wyluzować. Ja "kwitnę" przy Portugalczykach i nabrałam do życia ich "calmy", czyli spokoju.
To także wielbiciele kawy i papierosów. Byłam w szoku, gdy widziałam, że studenci dosłownie co chwilę wychodzą na "cafezinho". Pili 5-6 kaw espresso dziennie i za każdym razem palili tanie papierosy.
Zauważyłam również, że dzieci są tu uwielbiane. Spędzają z rodziną dużo czasu. Od małego wychodzą na późne kolacje i idą wtedy spać nawet ok. godz. 23-24.
Porozmawiajmy też o Algarve – południowym regionie Portugalii, do którego się pani przeprowadziła. Z czego słynie?
Z pięknych plaż nad Oceanem Atlantyckim i niesamowitego wybrzeża klifowego z formacjami skalnymi. Zabudowa z kolei jest dość prosta, ponieważ zanim Algarve stało się regionem turystycznym, było jedną z biedniejszych, peryferyjnych części kraju. Można tu zobaczyć, np. tradycyjne, niskie, białe domki z tarasami, na których dawniej suszyło się figi i ryby.
Lagos w Algarve to też jedyne miejsce w Portugalii, gdzie zachował się zwyczaj łowienia ryb przy pomocy siły rąk (tzw. Arte Xávega, z arabskiego "xábaka" co oznaczało sieć). Najpierw łódź jest pchana z plaży do wody. Potem zostaje zarzucona sieć. W tym czasie ludzie czekają na brzegu, rozmawiają, bawią się, spożywają śniadanie (domowej roboty ciasta i ciasteczka, chleb z chorizo lub ze skwarkami, kawę itd.). Po upływie około 1,5 godz. kończy się połów i ok. 40 osób pomaga przy wyciągnięciu łodzi z siecią pełną ryb. Obecnie ochotnicy zgłaszają się przez Facebooka. W nagrodę za pracę dostają porcję ryb i mają darmowy obiad.
Co jeszcze koniecznie warto zobaczyć w Algarve?
Wielkie trzęsienie ziemi z 1755 r. zniszczyło sporo zabytków. Ale zachowało się też wiele przepięknych miejsc. Moje ulubione miasta to: Tavira (z lagunami, gdzie hoduje się ostrygi i małże), Lagos (kojarzone z początkami odkryć geograficznych i Henrykiem Żeglarzem), Silves (dawne miasto muzułmańskie, z najsłodszymi pomarańczami), Monchique (z dużą ilością zieleni i tradycyjnymi potrawami ze świń iberyjskich). Często zabieram też turystów na "koniec świata". Tych "końców świata" w Portugalii jest kilka. Polecam szczególnie malowniczy przylądek św. Wincentego.
Algarve jest mało odkryte, choć Polacy zaglądają tu coraz częściej. Piękne, zachodnie wybrzeże, jeszcze niezabudowane hotelami, z licznymi szlakami trekkingowymi, z pewnością warto zobaczyć.
Pracując jako przewodniczka, zauważyłam też, że podczas pandemii zmienił się sposób podróżowania turystów. Teraz chcą jeździć w mniejszym gronie i zwiedzać bardziej powoli. Nie śpieszą się i wolą podziwiać widoki niż przemieszać się z jednego punktu do drugiego. Kiedyś, im więcej było atrakcji w programie, tym kierunek był chętniej wybierany. Teraz turyści pragną poczuć dane miejsce, posmakować tradycyjnej kuchni i doświadczyć lokalnego życia. Według mnie to plus tej pandemii.