Litwin wypadł za burtę. Załoga zorientowała się dopiero po 6 godzinach
Na Oceanie Spokojnym miała miejsce niebezpieczna sytuacja. Ze statku towarowego wypadł jego główny inżynier – 52-letni Litwin. Vidam Perevertilov przeżył, ponieważ trzymał się "oceanicznego śmiecia". Nie miał na sobie nawet kamizelki ratunkowej.
Pracownik firmy Silver Supporter, w czasie podróży z portu Tauranga w Nowej Zelandii na wyspę Pitcairn, źle się poczuł. Wyszedł na pokład, żeby dojść do siebie, ale przewrócił się i wpadł do wody. Sytuacja miała miejsce 16 lutego ok. godz. 4.
Przeżył, bo trzymał się "oceanicznego śmiecia"
Jak przekazuje PAP, statek odpłynął, a Litwin utrzymywał się na powierzchni wody. Gdy wzeszło słońce, zauważył czarną plamkę na horyzoncie i postanowił do niej podpłynąć. Jak twierdzi, dzięki tej decyzji przeżył. Czarnym punktem była bowiem unosząca się na wodzie boja rybacka, której się złapał. "To był po prostu oceaniczny śmieć" - powiedział Marat.
Kiedy zobaczył statek, zaczął machać rękami i wołać
W pierwszych godzinach nikt się nie zorientował, że brakuje członka załogi. Dopiero ok. godz. 10 ogłoszono, że na statku nie ma głównego inżyniera. Kapitan postanowił zawrócić.
Kiedy Perevertilov zobaczył na horyzoncie swój statek, zaczął machać rękami i wołać. Na szczęście obserwator zauważył podniesioną rękę i wciągnął 52-latka na pokład. Mężczyzna przez kilka dni znajdował się pod opieką lekarzy w szpitalu. Nic nie zagraża jego życiu.