Lotnisko w Poznaniu. Pasażer zażartował, że ma w bagażu bombę
Pasażer, który miał odlecieć z grupą znajomych z poznańskiego lotniska do Grecji, przez swoje lekkomyślne zachowanie musiał zapomnieć o wczasach. Powiedział znajomym, że ma w bagażu podręcznym bombę. Dla personelu pokładowego tego typu dowcipy są nieakceptowalne.
Już wielokrotnie zdarzało się w przeszłości, że któryś z pasażerów żartował na lotnisku lub w samolocie, że posiada przy sobie ładunek wybuchowy. Niemal zawsze historie te kończyły się tak samo – interwencją straży granicznej, która zabierała dowcipnisia z pokładu, lub awaryjnym lądowaniem. Mimo wszystko w dalszym ciągu trafiają się osoby, które powielają ten mało zabawny żart.
W tym przypadku mowa o 38-letnim mężczyźnie, który miał polecić 7 września, ok. godz. 18 z lotniska Pozań-Ławica do Grecji. Miał, ponieważ samolot, który wystartował z półgodzinnym opóźnieniem, poleciał bez pasażera z wątpliwym poczuciem humoru.
Strażnicy graniczni sprawdzili bagaż podręczny podróżnego, bo to właśnie w nim rzekomo miała być ukryta bomba. Żadnego ładunku wybuchowego nie znaleźli, ale za niefortunny dowcip pasażer, jak wyjaśniła Joanna Konieczniak, rzeczniczka prasowa Komendanta Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej, został ukarany mandatem w wysokości 500 zł.
- Kapitan statku postanowił o usunięciu pasażera oraz wszystkich jego bagaży z tego lotu - relacjonowała Straż Graniczna, która wyprowadziła z pokładu samolotu 38-letniego pasażera. Tłumaczył, że to był tylko niefortunny żart, wypowiedziany wśród znajomych, z którymi udawał się na wakacje - dodali strażnicy.