Miasto z najlepszą uliczną kuchnią świata właśnie jej zakazało. Zwariowali?
Nawet jeśli nie byłeś w Bangkoku, to na pewno słyszałeś, że stolica Tajlandii słynie z najlepszego na świecie jedzenia ulicznego. Władze miasta nic sobie z tego nie robią i właśnie wprowadziły zakaz sprzedaży jedzenia na przydrożnych straganach. Tajski street food ma całkowicie zniknąć z ulic Bangkoku do końca 2017 roku.
Spacer w Bangkoku to wyprawa w świat zapachów i smaków. Nigdzie nie zjesz tak piekielnie ostrej zupy, chrupiącego, smażonego robaka, słodkiego mango sticky rice czy szaszłyków ze… wszystkiego. Bangkok od zawsze był nierozerwalnie związany z kuchnią uliczną. Zaledwie kilka tygodni temu CNN uznało, że to miasto, w którym jest najlepszy street food świata.
Ale władze miasta wiedzą lepiej niż CNN i miliony ludzi, którzy pokochali tajską kuchnię i uznały, że do końca roku chcą się pozbyć z ulic wszystkich straganów serwujących jedzenie. - Nie będzie żadnej taryfy ulgowej. Wszyscy sprzedawcy uliczni będą musieli się wyprowadzić – powiedział Wanlop Suwandee, główny doradca gubernatora Bangkoku.
Decyzja dotyczy wszystkich dzielnic Bangkoku. W Thong Lor i Ekkamai zakaz miał obowiązywać od 1 czerwca br., ale przyspieszono go i już teraz na ulicach tych dzielnic nie kupimy nic z obwoźnego straganu. Zakaz obejmie nawet kulinarne, uliczne świątynie - Yaowarat i Khao San Road. Stamtąd sprzedawcy muszą się wyprowadzić do końca roku.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Oficjalnym powodem jest troska o porządek, zdrowie i higienę oraz przywrócenie prawdziwej roli chodników. Obecnie są zastawione straganami i kramami, więc nie da się po nich swobodnie spacerować. Turyści nie widzą w tym problemu, lokalsi też, ale władzom miasta to przeszkadza.
Zmiany, które mają nastać w mieście, oznaczają koniec pewnej epoki, a skutki odczują nie tylko turyści, ale także mieszkańcy, którzy często jedzą na straganach, bo kosztuje ich to mniej niż gotowanie w domu. Poza tym wielu Tajów straci pracę, a niektórzy sprzedawali jedzenie na ulicach od dziesięcioleci.
Zarządca dzielnic Boontham Huiprasert twierdzi, że sprzedaż z małych, obwoźnych wózków wciąż będzie możliwa pod warunkiem, że nie będą one tarasowały przejść. Mają zniknąć większe budki i strefy gastronomiczne, w których można było spokojnie zjeść. – Ci sprzedawcy będą mogli stać wszędzie tam, gdzie nie będą blokować chodnika, czyli na prywatnych posesjach – dodaje.