Michał Głombiowski - trzeba zjechać z autostrad i wybrać boczne drogi
Uważnie obserwuje świat, przybliżając potem jego zakamarki w swoich reportażach i książkach. Z Michałem Głombiowskim*, podróżnikiem, dziennikarzem i reporterem, rozmawiamy między innymi o tym, ile można zyskać, podróżując autem.
WP: *Podróżowanie masz we krwi. Po świecie przemieszczasz się chyba wszystkimi znanymi środkami lokomocji. Jest jakiś, jakiego nie znasz, a jakim chciałbyś zwiedzać świat? *
Jeżeli nie mam do dyspozycji własnego środka transportu, staram się korzystać z tego, czym poruszają się na co dzień miejscowi. Może to być zarówno szybki luksusowy pociąg, jak i stary zatłoczony autobus czy łódź. Te bardziej nietypowe środki transportu – kutry, tuk-tuki czy końskie grzbiety – służyły mi zwykle do pokonania tylko krótszych dystansów. Chętnie popłynąłbym w głąb dżungli Amazonką, jednak chciałbym to zrobić, korzystając z niewielkich stateczków handlowych, które wciąż jeszcze rozwożą tam towar. Podróż konno przez Amerykę Południową jest także jednym z pomysłów, który zajmuje mi głowę, podobnie jak klasyczna wyprawa samochodem – najlepiej cadillakiem z lat 50. – od wybrzeża wschodniego do zachodniego Stanów Zjednoczonych. Szukam raczej środków transportu wpisanych jakoś w specyfikę, historię czy kulturę danego miejsca. Pomysł na wyprawę kosiarką, wózkiem golfowym czy rowerem wodnym nie do końca mnie interesuje, gdyż nie jestem typem podróżnika bijącego rekordy. Ważniejsze jest dla mnie samo
bycie w drodze.
WP: Samolot, pociąg, autobus… Wydaje się, że samochód daje najwięcej swobody. Lubisz podróże autem?
O tak, to jeden z moich ulubionych sposobów podróżowania. Czasem spotykam się z opinią, że korzystając z własnego samochodu, jest się w jakiś sposób odseparowanym od mieszkańców kraju, że nie da się poznać dogłębnie miejsca, które odwiedzamy. Z doświadczenia wiem, że to nieprawda. Oczywiście, jadąc transportem publicznym, stykamy się ze współpasażerami i łatwo możemy obserwować innych ludzi, i jest to z pewnością cenne. Mając samochód, uczestniczymy jednak po prostu w trochę innym aspekcie kultury kraju, z pewnością nie mniej autentycznym. Natykamy się na innych kierowców, rozmawiamy z pracownikami stacji benzynowych, poznajemy pracowników warsztatów, zaglądamy komuś w okna auta, stojąc w korku. A dodatkowo, samochód daje możliwość dotarcia do miejsc, których bez niego nigdy byśmy nie zobaczyli i zapewnia swobodę w wyborze kierunków i tempa podróży. Istotne jest też to, że auto wymusza naszą uwagę, wymaga współuczestnictwa w jego ruchu. Po kilku godzinach podróży pociągiem lub autobusem wpadasz w coś w
rodzaju letargu, odrętwienia. W samochodzie to niemożliwe, absorbuje on wszystkie zmysły. A to właśnie uwaga sprawia, że w pełny sposób chłoniemy to, z czym się stykamy.
WP: *To dlatego postanowiłeś dotrzeć własnym autem przez całą Europę do Maroka, a potem przez Saharę Zachodnią do Mauretanii? *
Zaczęło się od tego, że wzięliśmy z moją partnerką mapę północnej Afryki i znaleźliśmy na niej mnóstwo punktów, które nas zainteresowały, chociaż nie były to miasta, zabytki czy jakieś sławne miejsca. Kartograf zaznaczył na mapie symbolem drzewa palmowego pustynne oazy, drobnymi kropeczkami piaskowe wydmy, a ukośnymi kreskami punkty wydobycia soli na brzegu oceanu. Były też zakreślone rzeki, których w zasadzie nie było, bo pojawiają się raz na kilka lat wraz z większymi opadami deszczu. Wyglądało to wszystko dość abstrakcyjnie. Chcieliśmy zobaczyć chociaż część tych miejsc i nadać im trochę realności, jakichś ostrzejszych konturów. Szybko jednak zdałem sobie sprawę, że dotarcie do tych punktów lokalnym transportem będzie trudne. Leżały one z dala od głównych tras. Stwierdziliśmy, że najprościej będzie pojechać własnym samochodem. W ciągu trzech miesięcy podróży dotarliśmy do niemal każdego miejsca, które obraliśmy za cel.
WP: Wydaje się, że zorganizowanie krótkiej podróży jest proste. Jak się przygotować do długiej, wielomiesięcznej wyprawy, w skrajnie niesprzyjających warunkach?
Mając do dyspozycji samochód, przy dłuższych podróżach istnieje pokusa załadowania go po dach. A auto powinno być najlżejsze, jak się da. Staraliśmy się więc ograniczyć bagaż, tym bardziej, że nie mieliśmy pojemnego pojazdu terenowego, a zwykłą „osobówkę”. Dobrze wziąć ze sobą linkę holowniczą, lewarek i komplet kluczy. Ta podróż nie była jednak ekstremalną ekspedycją, ale po prostu wyprawą przez kilka afrykańskich krajów. Jeżeli trasa okazywała się dla auta nieprzejezdna, wybieraliśmy inną. Nie potrzebowaliśmy specjalistycznego sprzętu.
WP: Wyobrażam sobie, że na Saharze trudno o przyzwoity serwis samochodowy. Trzeba mocno wierzyć w to, że auto się nie zepsuje. A jeśli zaczyna zawodzić, to?
Dobrze jest znać się trochę na mechanice, ale ja akurat nie znam się na niej kompletnie. Te kraje nie są jednak bezludne. Ich mieszkańcy jeżdżą w większości starymi autami lubiącymi się psuć. Potrafią je więc naprawiać lub znają kogoś, kto to potrafi. Trzeba im zaufać. W razie kłopotów dość łatwo można znaleźć pomoc. Na szczęście nie mieliśmy z autem kłopotów, pomijając problemy z rozszczelnioną oponą. Na własne życzenie zmatowiliśmy jednak reflektory. W Saharze Zachodniej wiatr nawiewa z pustyni tony piasku. Jego drobinki potrafią zeszlifować szkło. Miejscowi zakrywają więc za dnia reflektory osłonami z materiału. Zanim zorientowałem się, w czym rzecz, było już za późno. Z tym da się jednak jechać dalej.
WP: *Już wiem, że podróż samochodem przez świat to doskonała przygoda. Ale czy kosztowna? *
W dobie tanich linii lotniczych podróż samolotem może być tańsza. Dla mnie jednak istotne są możliwości, które daje auto, jestem więc gotów zapłacić czasem wyższą cenę. Te koszty nie muszą być zresztą astronomiczne. Żeby jazda samochodem się opłacała, dobrze jest mieć chociaż kilka tygodni wolnego. Wtedy koszt rozkłada się w czasie, a podróż nabiera większego sensu: po dotarciu do celu, nie trzeba od razu wracać. Taniej jest, gdy jedzie się autem w kilka osób. Zdarzało mi się też ograniczać koszty, śpiąc co jakiś czas w samochodzie lub rozstawiając obok niego namiot.
WP: Również Kretę, którą przybliżasz nam w swojej najnowszej książce, najwygodniej zwiedzać autem. Masz tam jakieś ulubione zakamarki? *
*Kreta jest przykładem miejsca, które trudno poznać bez samochodu, bo autobusy jeżdżą głównie pomiędzy większymi miejscowościami. Większą sympatią darzę południową część wyspy, mniej zabudowaną i bardziej kameralną. Są miejsca, do których poza miejscowymi mało kto dociera, jak chociażby malutka miejscowość Simi, w której znajduje się źródło z najlepszą na całej wyspie wodą. Znam też świetne miejsce na szczycie pewnych skał z widokiem na przepaść i zabudowania Tris Ekklisies w dole oraz morze ciągnące się po horyzont. Po głazach łomocze wodospad. Można tam urządzić sobie piknik lub pójść na dłuższy spacer brzegiem skał, jeżeli ktoś nie ma lęku wysokości. Wokół pasą się owce i kozy, a jeżeli będziemy mieć trochę szczęścia, możemy natrafić na pasterza, który sprzeda nam lokalny ser. W mojej książce, która ukaże się na rynku w przeciągu kilku miesięcy, pokazuję trochę takich miejsc.
WP: *Poszukujesz interesujących miejsc na całym świecie, ale wiem, że urzekają cię też polskie drogi. *
Dla miłośników podróży samochodem Polska daje mnóstwo możliwości. Nasz kraj jest stosunkowo duży i różnorodny krajobrazowo, a nawet kulturowo. Trzeba tylko zjechać z autostrad i wybrać boczne drogi. Jeżeli przestaniemy się spieszyć i będziemy podróżować uważnie, przestaną nas denerwować nawet dziury w asfalcie i ciągniki zawalające drogę. Zresztą stan infrastruktury jest z roku na rok coraz lepszy. Nic, tylko jechać.