Najbardziej ekstremalne linie kolejowe
Niektórzy uważają, że najbardziej ekstremalna trasa kolejowa to ta z Krakowa do Zakopanego. Niecałe 100 kilometrów pociąg pokonuje w blisko 4 godziny. Do tego 3 razy zmienia się ustawienie lokomotywy. A na stacji docelowej następuje atak taksówkarzy i naganiaczy na kwatery. Ale umówmy się, PKP to zupełnie inna liga, nieporównywalna z resztą kolei. Zatem jakie są najbardziej ekstremalne szlaki kolejowe w pozostałej części świata? Zapraszamy na przejażdżkę.
Niektórzy uważają, że najbardziej ekstremalna trasa kolejowa to ta z Krakowa do Zakopanego. Niecałe 100 kilometrów pociąg pokonuje w blisko 4 godziny. Do tego 3 razy zmienia się ustawienie lokomotywy. A na stacji docelowej następuje atak taksówkarzy i naganiaczy na kwatery. Ale umówmy się, PKP to zupełnie inna liga, nieporównywalna z resztą kolei. Zatem jakie są najbardziej ekstremalne szlaki kolejowe w pozostałej części świata? Zapraszamy na przejażdżkę.
Kolej Transsyberyjska - 8 dni w pociągu
Dwóch Rosjan jedzie przez Syberię. Po 3 dniach jazdy jeden mówi do drugiego. - A robiłeś to już kiedyś z psem? - Nie. A dlaczego pytasz? - Ot tak, dla podtrzymania rozmowy... To chyba najbardziej znany dowcip o kolei transsyberyjskiej. W końcu jak się jedzie tydzień, a za oknem ciągle las, można wpaść w marazm lub ogłupienie. Ale to obraz z wagonów pierwszej klasy. W klasie trzeciej atmosfera jest zgoła inna. Jeśli ktoś oglądał Titanica domyśli się o co chodzi. W trzeciej klasie wre życie. We wspólnej przestrzeni jadą gadatliwa handlarka, rodzina z pięcioma rozbrykanymi łobuzami, tajemniczy podróżni z Tadżykistanu z wielkimi tobołami, zakochana para studentów, Chińczycy, Mongołowie, i nie wiadomo kto jeszcze. Do tego harmoszka, krążąca wódka, ciągły harmider. A jak jeszcze głośniki w wagonie są nastawione na maksa nadając bez przerwy rosyjski pop to można zatęsknić za nudą i monotonią. Tak czy inaczej podróż koleją przez Syberię to przeżycie jedyne w swoim rodzaju.
Połączenie europejskiej części Rosji z jej dalekowschodnimi krańcami było dowodem na siłę i wielkość imperium carów. Budowę zainicjował car Aleksander II, a prowadził car Aleksander III. Wydatki na budowę pochłonęły budżet porównywany z tym przeznaczonym na udział Rosji w I Wojnie Światowej. Kolej transsyberyjska liczy 9289 kilometrów. Podróż trwa 8 dni. Przekracza 7 stref czasowych. To tak, jakbyśmy każdego dnia gubili jedną godzinę z naszego życia. Pociąg wyjeżdża z Moskwy, z dworca Jarosławskiego. Nazwy kolejnych stacji brzmią jak zaproszenie do przygody: Jekaterynburg, Omsk, Nowosybirsk, Krasnojarsk, Jezioro Bajkał, Irkuck, Czita, Władywostok. Cena przejazdu w 2 klasie to 495 euro, za 1-szą klasę trzeba zapłacić ponad 800 euro.
Ułożenie torów w poprzek niezmierzonej, nieprzyjaznej Syberii było inżynierskim osiągnięciem najwyższej próby. Do dziś szlak jest intensywnie używany. A faktyczne najdłuższe połączenie realizowane w większej części przez tę magistralę to pociąg relacji Kijów-Władywostok. Trasa liczy 11.058 km.
* Chiny-Tybet - podróż z tlenem*
Inna rekordowa kolej to kolej tybetańska. Otwarta w 2006 roku linia wiedzie z Golmud w prowincji Qinghai do Lhasy, stolicy Tybetu. Trasa stała się najwyżej położoną linią kolejową świata. Najwyższy punkt na trasie przekracza 5 tysięcy metrów! Dokładnie 5072 metry, na przełęczy Tanggula. Zdecydowana większość trasy przebiega powyżej wysokości 4 tysięcy metrów. Wagony muszą być hermetycznie zamknięte. Do wnętrza tłoczona jest mieszanka z tlenem, a ciśnienie sztucznie podtrzymywane, by było takie jak na nizinach. W każdym wagonie jedzie lekarz i pielęgniarka zatrudnieni przez przewoźnika. Zbudowanie linii tybetańskiej odebrało zdetronizowało kolej Transandyjską w Peru, która do tego czasu była najwyższą koleją świata. I była bliska naszym sercom, bo jej architektem był Polak, Ernest Malinowski.
Budowa kolei tybetańskiej wywołała wiele protestów. Działacze praw człowieka obawiali się, że przyczyni się do znacznego napływu osiedleńców z Chin i stopniowego wynarodowienia Tybetu. Dziś jedno jest pewne: kolej tybetańska stała się ogromnym sukcesem komercyjnym. Nakłady na budowę były gigantyczne, ponad 4 miliardy dolarów. Ale kolej już przynosi profity. Liczba turystów w pierwszej połowie roku po uruchomieniu przekroczyła milion osób.
* Alaska-Horn - niespełnione marzenie*
Niespełnionym marzeniem poszukiwaczy kolejowych rekordów i miłośników podróży pociągiem jest trasa transamerykańska, z góry na dół przez obie Ameryki. Z Fairbanks na Alasce do Punta Arenas na Ziemi Ognistej jest w linii prostej ponad 14.000 kilometrów. Do obu tych odległych miast dociera kolej. To daje nadzieję na najdłuższą trasę kolejową świata. W końcu im dalej od nieprzyjaznych i zimnych krańców obu kontynentów, tym gęstsza się torów. Tak, ale z jednym wyjątkiem. Ten wyjątek to wąski przesmyk Darien tuż poniżej Kanału Panamskiego, prawie pośrodku domniemanej trasy pociągu. Darien to kilkaset kilometrów nieprzebytej dżungli. Nie udało się ułożyć torów. Nie dało się nawet zbudować dróg. W efekcie przesmyk Darien dzieli obie Ameryki na dwa odrębne systemy transportowe. A pokonanie go wciąż stanowi wyzwanie podobne do zdobycia szczytu K-2. Tylko nielicznym się udaje.
Glacier Express - szwajcarskie cudo
Dla nas, śmiertelników z wygodnej Europy, jest Glacier Express, czyli Ekspres Lodowcowy. To nie jest najdłuższa kolejowa trasa, nie jest najwyższa, ani najbardziej ekstremalna. Ale jest przepiękna. W szwajcarskich Alpach ułożono tory wzdłuż malowniczych dolin, nad brzegami górskich jezior i lodowcowych jęzorów. Przerzucono bajkowe mosty nad stromymi wąwozami, wykuto spiralne tunele, by pokonać duże różnice wysokości. W sumie 291 mostów, 91 tuneli, 7 dolin. A na koniec legendarny szczyt Matterhornu wyrastający w tle końcowej stacji Zermatt. Wagony wyposażono w wielkie przeszklenia. Pociąg sunie bezgłośnie, bez najmniejszych wstrząsów, na stolikach pojawiają się smakowite potrawy, a za oknami przesuwa się prawie nierealny krajobraz, jak kiczowata fototapeta. Tylko, że to dzieje się naprawdę. Podróż koleją może być piękną przygodą. I jeszcze jedno. Szwajcarzy sugerują, że Glacier Express to najwolniejszy ekspres świata. Tak im się wydaje, bo pociąg toczy się po ekstremalnie trudnym szlaku. Nie przewidzieli
jednak, że na płaskich jak stół nizinach mazowieckich czy kujawskich ekspresy mogą toczyć się jeszcze wolniej...
(tekst M.R.)