Nasz nowy adres: Bali. "Każdy choć raz powinien przeżyć taką przygodę"
18.05.2018 10:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Chcieli spróbować czegoś nowego, odciąć się od monotonii. Zdecydowali się na Bali, mimo że niewiele o niej wiedzieli. O życiowych zmianach i codzienności na indonezyjskiej wyspie opowiada Jola Prusak, właścicielka biura podróży Indo-Explorer.
Magda Owczarek: Nigdy nie byliście na Bali, ale postanowiliście, że właśnie tam zamieszkacie i założycie biuro podróży.
Jola Prusak: Miałam z Pawłem poukładane życie w Polsce, mieszkaliśmy w Krakowie. Każde z nas chodziło do pracy w biurze. Widywaliśmy się wieczorami i w weekendy. Po kilku latach zaczęło nam brakować przestrzeni. Mogliśmy próbować zamienić mieszkanie na większe, albo... zmienić kraj. Zainspirował mnie kolega z mojego biura, którego kuzynka zamieszkała na Bali. Opowiadał o niej, a mnie coraz bardziej podobał się taki pomysł na życie. Paweł był podobnego zdania. Chcieliśmy coś zmienić, spróbować żyć inaczej. Pewnego dnia zapytałam Pawła: "A może założymy biuro turystyczne na Bali?" Odpowiedział: OK.
Nie znaliście lokalnych realiów, nie prowadziliście wcześniej firmy, nie mieliście żadnego doświadczenia w turystyce. Odważnie!
Uznaliśmy, że spróbujemy, a jak nam nie wyjdzie, to po prostu wrócimy. Najpierw pojechaliśmy na Bali w trzytygodniową podróż, żeby w ogóle zobaczyć, jak tam jest. Spodobało nam się. Od razu zaczęliśmy szukać kontaktów biznesowych, rozglądać się ze miejscem, gdzie moglibyśmy zamieszkać. Po powrocie założyliśmy stronę internetową, przeczesywaliśmy fora i blogi, żeby zorientować się, czego ludzie szukają, co chcą zobaczyć w Indonezji. Paweł pierwszy zrezygnował z pracy i wrócił na Bali na kilka miesięcy, żeby przygotować formalności, nawiązać współpracę z partnerami, znaleźć miejsce, gdzie moglibyśmy zamieszkać.
W międzyczasie zaszłaś w ciążę. Nie mieliście ochoty wszystkiego odwołać?
Nie, trzymaliśmy się planu, włożyliśmy już tak dużo energii w ten pomysł, że nie braliśmy pod uwagę rezygnacji. Powiększenie rodziny było dla nas jeszcze większą inspiracją. Po prostu wyjechaliśmy trochę później, gdy Maks skończył cztery miesiące.
Nikt nie próbował wybić ci przeprowadzki na drugi koniec świata z maleńkim dzieckiem?
Nie, może dlatego, że sami nie mieliśmy wątpliwości i uznaliśmy to za normalną rzecz? Chociaż kiedy teraz o tym myślę, to rzeczywiście chyba wymagało to sporo odwagi. Za to Maks świetnie odnalazł się w Indonezji. Szybko przejął tutejszą florę bakteryjną, więc nie chorował. Śmieję się, że z tutejszych plaż ma największą piaskownicę świata, choć z przerażeniem patrzyłam, kiedy pakował nawet piasek do buzi. Maks uwielbia wodę, pływanie i surfing, więc na Bali czuje się świetnie. Chodził do międzynarodowego przedszkola, mówi po polsku, angielsku i indonezyjsku. Sama czasami przyglądam mu się zdumiona, z jaką łatwością zmienia język w zależności od tego, z kim rozmawia. Cieszę się, że przyszło mu dorastać w tak różnorodnym i tolerancyjnym otoczeniu. Wierzę, że będzie to miało dobry wpływ na całe jego życie.
Od czego zaczęliście układanie sobie życia na Bali?
Wynajęliśmy dom, w którym mieszkamy do dziś. Szukaliśmy czegoś blisko hoteli i lotniska, bo wiedzieliśmy, że będziemy często odbierać stamtąd turystów. Wybraliśmy Balangan - małą i spokojną miejscowość, zamieszkaną przez Balijczyków i ekspatów. Dopiero tu zaczęliśmy poznawać prawdziwe oblicze Bali, nie tylko to wakacyjne.
Czyli jakie?
Bali to nie jest typowa, egzotyczna wyspa z folderu biura podróży. Nie ma tu klasycznie pięknych plaż, jest za to niesamowita atmosfera duchowości. Na każdym kroku czuć obecność duchów, pamięć przodków, pielęgnowanie tradycji. Balijczycy kilka razy dzienne znajdują czas, aby złożyć koszyczki ofiarne swoim bogom. Wyjątkowość Bali to niesamowity spokój, który szybko zaczynasz odczuwać w sobie. Zastanawialiśmy się często, skąd mieszkańcy wyspy biorą tyle radości w swoim prostym, często bardzo skromnym życiu. A oni po prostu cieszą się tym, co mają. Są wolni od "chcenia więcej", czerpią energię z natury, ze słońca. Tak niewiele im potrzeba, aby być szczęśliwym! Cały czas staramy się ich naśladować.
Łatwo było założyć firmę na Bali?
Prowadzenie firmy w Indonezji było, jest i zawsze będzie wyzwaniem. Ciągle zmieniają się przepisy, niemal co kwartał otrzymujemy nowe informacje o zmianach dotyczących regulacji prawnych. Dziś na przykład nie moglibyśmy już zarejestrować firmy, bo indonezyjskie prawo nakazuje, żeby współwłaścicielem był co najmniej jeden Indonezyjczyk. Mieliśmy sporo problemów z pracownikami.
Pojęcie odpowiedzialności i zaangażowanie w pracę jest tu zupełnie inne niż w Europie. Bywa, że kierowca zapominał o zbiórce i przyjeżdżał po klientów spóźniony, albo w ogóle się nie pojawiał. Mogliśmy spisywać umowy lub coś w ich rodzaju, ale były bez znaczenia, bo pracownicy następnego dnia mogli zniknąć i wrócić do rodziny na Jawie czy Lomboku, i szukaj wiatru w polu. Na szczęście przy dużej dawce cierpliwości da się te problemy przezwyciężyć. Dziś mamy sprawdzonych współpracowników.
Dużo pracujecie?
Na Bali zawsze zaczynam rok od zakupu balijskiego kalendarza, bo jest tu ok. 200 dni wolnych od pracy. Respektuje się tu święto każdego wyznania – hindu, muzułmańskie, chrześcijańskie. Z jednej strony potrafi to porządnie utrudnić prowadzenie biznesu, ale z drugiej mamy dzięki temu świadomość tradycji niemal z całego świata. Pracujemy wtedy, kiedy mamy gości, także w weekendy. Ale od czasu do czasu, nie tłumacząc się nikomu, robimy sobie wolne i po prostu spędzamy cały dzień na plaży, wsłuchując się w szum fal, albo wśród tarasów ryżowych, gdzie dźwięki i odgłosy dżungli, potrafią zagłuszyć myśli.
Kim są wasi klienci?
To główne Polacy. Doradzamy lub w całości organizujemy wyjazdy na Bali i podróże po całej Indonezji. Oferujemy wyjazdy na wakacje, dla par w podróży poślubnej, dla rodzin, dla grup rozwojowych, wyjazdy motywacyjne dla pracowników firm. Organizujemy też śluby w romantycznych sceneriach. Naszą dewizą zawsze były "wakacje szyte na miarę" i tego się trzymamy.
Często słyszę, że obsługa polskich turystów nie należy do przyjemności.
My mamy bardzo pozytywne doświadczenia. Widzimy, że Polak na wakacjach jest zrelaksowany, pogodny, życzliwy. Ale może to dlatego, że na Bali trafiają ludzie bardziej ciekawi świata, otwarci na inne kultury.
Wyemigrowaliście w przeciwnym kierunku niż większość – do biedniejszego, a nie bogatszego kraju. Jak traktują was Balijczycy?
Balijczycy są bardzo tolerancyjni. Bali to hinduistyczna wyspa w muzułmańskiej Indonezji, obok siebie współistnieją tu różne wyznania, a ekspaci z całego świata tworzą nieprawdopodobny miks kulturowy. Najlepiej widać to na wzgórzu świątyń w okolicy Nusa Dua, gdzie mur w mur stoją obok siebie meczet, kościół katolicki, świątynia buddyjska, protestancka i hindu. Nikt z miejscowych nie patrzy na nas wrogo, przeciwnie, Balijczycy widzą w przyjezdnych inwestorów i pracodawców. Są ciekawi Europejczyków, mają nawet pewien kompleks białego. Balijki marzą o jasnej skórze, w sklepach trudno o krem, który nie byłby wybielający. Wydajemy się im atrakcyjni, bogaci. Co niestety sprawia, że często jesteśmy traktowani jak bankomat.
Co masz na myśli?
Bali bardzo się komercjalizuje. Masowo wyprzedawane są działki, a ceny nieruchomości i usług błyskawicznie rosną. W tej chwili cudzoziemcy nie mogą już kupować ziemi, mogą ją tylko dzierżawić od Balijczyków, co prowadzi do nadużyć – zdarza się, że jeden właściciel dzierżawi ziemię kilku firmom na raz. Albo po spisaniu umowy okazuje się, że działka ma jeszcze kilku właścicieli. Rozwój turystyki nie przebiega w sposób zrównoważony, tylko pędzi na oślep. Ale ostatnio Balijczycy dostali ostrzeżenie. Uaktywnił się najwyższy wulkan na wyspie, Agung, i na kilka dni wstrzymano ruch samolotów. Bali opustoszała. Cały biznes zamarł. To pokazało, jak bardzo tutejsi ludzie są uzależnieni od turystów. Dlatego powinni ich szanować.
Gdybyście jeszcze raz mieli się gdzieś przeprowadzać, zrobilibyście to?
Oczywiście, że tak! Kiedy raz już się coś takiego zrobiło i mimo trudów jest to pozytywne doświadczenie, to kolejna taka decyzja przychodzi łatwiej. 8 lat na Bali to był najważniejszy czas w naszym życiu. Założenie firmy, bycie zdanym tylko na siebie i swoje własne towarzystwo to był dla nas ważny test. Zdaliśmy go.
Poznawanie nowego miejsca, stawanie się jego częścią, jest fascynujące. Inaczej patrzy się wtedy na świat: z perspektywy obserwatora, a nie bezmyślnego uczestnika. Polecam każdemu taką przygodę. Jest jeszcze coś, co zrozumiałam na Bali: to, jak wielkie szczęście mieliśmy, rodząc się w Europie, wychowując w polskim domu, ucząc się w polskich szkołach. To ogromny kapitał na start, którego często nie doceniamy. Większość ludzi na świecie nie ma takiego szczęścia. Dopiero wyjazd na drugi koniec świata pozwolił nam docenić to, co mamy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl