Fala turystów zalała Gdańsk. I bardzo dobrze!
Jak żyję, nie widziałam takich tłumów w Gdańsku o godz. 22 w niedzielę. I to był piękny widok. Już wam mówię, dlaczego.
Każdy, kto mieszka w Gdańsku i bywa w centrum regularnie, wie, że miasto, które działa na turystów jak magnes, potrafi ich równie dobrze odstraszać. Nieraz było głośno o tym, że po godz. 22 nie ma gdzie zjeść, bawić się czy nawet posiedzieć przy piwie. "Przepraszam, ale już mamy zamknięte" - słyszałam wielokrotnie odbijając się ze znajomymi od drzwi restauracji niedaleko Neptuna.
W samym sercu miasta nawet w weekend często nie ma gdzie wejść ok. północy. Wstyd - myślałam wiele razy, widząc turystów, którzy nie dowierzali, że wieczorem nie mogą nigdzie posiedzieć.
Długi weekend w Gdańsku
W mieście, które uchodzi za jedno z najpiękniejszych w Europie i przyciąga turystów z całego świata taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Dlatego, gdy widzę tłumy w Gdańsku, to serce podchodzi mi do gardła na myśl o tym, czy nie rozczarują się, gdy będą chcieli wieczorem gdzieś wyjść i tylko pocałują klamkę. W trwający właśnie długi weekend o takiej sytuacji na szczęście nie ma mowy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Jedno z najpiękniejszych miejsc w Europie. "Błękit jak na Malediwach"
O tym, że do Gdańska zjechały tłumy nie musiałam się specjalnie przekonywać. Pogoda dopisała, więc to było pewnie jak w banku. Korki w centrum były już od piątkowego popołudnia. W sobotę i niedzielę na plażach były tłumy, a o miejscu parkingowym wielu mogło tylko pomarzyć.
Gdańskie plaże są jednak bardzo szerokie, a sierpniowe dni wciąż długie, dlatego praktycznie od rana do wieczora można nad morzem znaleźć swój kawałek piasku i wypoczywać tak długo jak ma się na to ochotę.
Ale to, co działo się w centrum zaskoczyło chyba nawet najstarszych bywalców Gdańska. Długi weekend zbiegł się z końcem Jarmarku Św. Dominika. Ci, którzy nie wybrali się w dzień na plażę przelewali się przez ulice Starego Miasta, robiąc ostatnie zakupy, zajadając się przysmakami kuchni świata czy delektując się klimatem miasta. Na jedzenie w wielu restauracjach czekało się nawet ponad godzinę.
Gdańsk nocą pełen turystów
Ja do centrum wybrałam się wieczorem w niedzielę. Jakież było moje zdziwienie, gdy o godz. 22 nad Motławą wciąż spacerowały tłumy. I nie mam tu na myśli kilku grup turystów. Na ul. Długiej czy nad Motławą było tyle ludzi, że momentami trzeba było zwalniać, by móc swobodnie iść. A język polski wcale nie był dominującym. "Co za noc", "piękne miasto", "wracamy w grudniu" - dało się słyszeć po angielsku, niemiecku czy szwedzku wśród spacerowiczów.
Nie chciałabym mówić, że przecierałam oczy ze zdumienia, ale tak było! W życiu nie widziałam tylu turystów w Gdańsku po godz. 22 w niedzielę. I to był piękny widok. Ale jeszcze piękniejszy był ten, że ci turyści mieli gdzie wejść, gdzie zjeść, gdzie usiąść i nikt nie rozkładał rąk mówiąc im, że już zamknięte. Do restauracji na ul. Tkackiej czy na Wyspie Spichrzów stały kolejki kilkudziesięciu osób. "Czas oczekiwania na stolik to ok. godzina" - poinformowała zmęczona, ale zadowolona pani z obsługi. A najlepsze, że ta godzina nikomu nie przeszkadzała, bo tego wieczoru nikt nie miał zamiaru kończyć przed północą.
I taki tętniący życiem Gdańsk chcę oglądać. Nie tylko za dnia i nie tylko w długi weekend!
Ilona Raczyńska, dziennikarka Wirtualnej Polski