Niedzielni turyści nie boją się zimy w Karkonoszach. "Głupota panoszy się w górach"

Jeden z internautów zamieścił wpis, który przypomina o tym, że w górach trzeba myśleć. Sytuacje zaobserwowane przez Piotra Fankidejskiego wołają o pomstę do nieba. Każda z nich mogła skończyć się tragicznie.

Niedzielni turyści nie boją się zimy w Karkonoszach. "Głupota panoszy się w górach"
Źródło zdjęć: © Facebook.com | GOPR Karkonosze
Anna Jastrzębska

13.12.2017 15:00

"Dzisiejszy wpis muszę oznaczyć tagiem #głupota panoszy się w gorach. (…) Słyszałem wiele o przypadkach nieodpowiedzialnego zachowania ludzi w górach, ale skala (...) przeraziła mnie kompletnie" – zaczyna pan Piotr swoją relację z wyprawy w Karkonosze, która miała miejsce kilka dni temu. Panowały trudne warunki: "Padał śnieg, wiał bardzo silny wiatr, widoczność momentami na jakieś 10-15 m. Temperatura ok -6 st. C, ale odczuwalna jakieś -14 st. C z powodu wiatru" – opowiada dalej internauta, dodając, że sytuacja pogarszała się niemal z minuty na minutę: "Po przejściu Śnieżki zrobiło się jeszcze gorzej, wiatr unosił tak dużo świeżego śniegu, że z trudem wypatrywaliśmy tyczek znaczących szlak".

Zapowiada się ciekawie? I tak jest. Oto bowiem na szlaku grupa pana Piotra spotyka beztroską parę. "On w rurkach z gołą kostką, ona w płaszczyku i bez rękawiczek, pytają o drogę na dół, nie mają żadnego plecaka, żadnej mapy, nic kompletnie". Jak relacjonuje autor wpisu, ponieważ jego grupa była dobrze przygotowana na nieprzyjazną pogodę (m.in. ciepłe spodnie, kurtki, raki, kije, gogle, rękawice, czapki, zapas ciepłej herbaty i prowiantu), "poratowała" nieszczęśników. "Dajemy im ciepłej herbaty, ogrzewamy, przytulając i osłaniając od wiatru, tłumaczymy, jak się dostać do Karpacza, kolega daje dziewczynie swoje zapasowe rękawiczki, ale i tak pełni obaw zostawiamy ich na Śnieżce, licząc, że chociaż jakoś zejdą do Domu Śląskiego”.

Cóż, głupota nie boli, ale finał może być tragiczny. Myślicie, że na tym kończą się obserwacje pana Piotra? Grubo się mylicie. "Nie mija 15 minut, trafia się rodzinka z dzieckiem, dziewczynka na oko ma około 8-10 lat. Dziewczynka płacze z przerażenia i bólu, gdyż idąc pod wiatr, nie ma osłoniętej twarzy, na jej buzi zalega warstwa zmrożonego śniegu, rodzice bezradni, nie wiedzą, co zrobić. Dajemy małej herbatę i delikatnie przy pomocy suchych ubrań zdejmujemy/rozpuszczamy śnieg na jej buzi. Smaruję ją grubą warstwą tłustego kremu oliwkowego, a buzię owijamy bandażem elastycznym, żeby zabezpieczyć przed wiatrem. Sugerujemy rodzicom, żeby zawrócić i schodząc, mieć wiatr w plecy, uparcie chcą iść dalej, rzucają wymuszone: Dziękuję i odchodzą".

Jak łatwo się domyślić, to wciąż nie wszystko. Potem są jeszcze "trzy panie w płaszczykach, botkach i leginsach", które mimo później godziny mają jeszcze ambitne plany: "Jest 15, a one chcą atakować Śnieżkę i przejść do Wangu, w ręce jedną ma butelkę z zamarzniętą wodą". A już po zmroku "trzech chłopaków w wieku gimnazjalno-licealnym pyta o drogę do Karpacza, nie mają żadnych latarek, jedzenia". To wszystko w ciągu zaledwie 5 godzin.

Zabawne? Do momentu. Nieodpowiedzialne zachowania w górach naprawdę mogą mieć opłakany skutek. Co dosadnie podsumowuje pan Piotr: "Współczuję ratownikom GOPR, że muszą spotykać się z takimi przypadkami, bo każda z tych osób byłaby winna swojej potencjalnej tragedii. Nie wiadomo, czy apelować, czy karać". Lepiej nie moglibyśmy tego ująć.

polskagórykarkonosze
Zobacz także
Komentarze (216)