Od konia i karety do sterowca - jak dawniej podróżowano
Podróżującym dzisiaj wygodnie klimatyzowanymi autokarami, samolotami lub statkami wycieczkowymi, trudno wczuć się w realia dawnych podróży, gdy zwykły dyliżans uznawano za szczyt luksusu, a przecież i on nie ma długiej historii.
Wiek XVIII - dyliżans dla pierwszych turystów
Właśnie od połowy XVIII stulecia możemy mówić o prawdziwym rozwoju turystyki, czyli podróżowaniu dla przyjemności. Wcześniej podróżowało się w interesach (tak to określmy we współczesnym języku), dla zdobycia wiedzy lub – co było najpowszechniejsze, gdyż obejmowało wszystkie klasy społeczne – z powodów religijnych. A jak się podróżowało? Konno lub pieszo. Gdy droga do przebycia była dłuższa i nie dało jej się pokonać w jeden dzień, robiono przerwę na odpoczynek i sen na poboczach dróg czy leśnych polanach. Bardziej zasobni nocowali w gospodach i zajazdach (najczęściej dość marnej jakości), a pielgrzymi – w klasztorach.
Wprowadzenie dyliżansów zrewolucjonizowało podróże. Był to na przełomie XVIII i XIX w. najszybszy sposób podróżowania. Trasy odchodzących, niczym dzisiejsze pociągi i autobusy, o stałych godzinach pojazdów łączyły największe miasta europejskie (choć oczywiście, ale i to znamy, z przesiadkami).
Wiek XIX - czasy kolei parowej
Taki sposób dalekobieżnych podróży (na krótszych nadal podróżowano konno lub pieszo) dominował aż do połowy XIX stulecia. Doszło wówczas do drugiej "rewolucji turystycznej", związanej z rozwojem kolei parowej. Pierwsza tego typu lokomotywa pojawiła się w 1812 r. w Wielkiej Brytanii. W 1825 r. uruchomiono tu pierwsze pasażerskie połączenie kolejowe, łączące Stockton z Darlington. Pięć lat później kolej połączyła Liverpool z Manchesterem.
Wybierasz się w podróż? Uważaj na granicy
"Angielskie nowinki" nie spotkały się początkowo z uznaniem w Europie kontynentalnej. Jeszcze w 1845 r., w czasie gdy Wielka Brytania miała ponad 4 tys. km linii kolejowych, w Niemczech było ich o połowę mniej, a Francja mogła "pochwalić się" zaledwie 870 km. Mało? No to przytoczmy inne przykłady z tego czasu: Rosja – 144 km, Włochy – 128 km, Szwajcaria…4 km! Ale już w 1878 r. Europę oplatały linie kolejowe o łącznej długości blisko 160 tys. km, a uprzemysłowione Niemcy (ponad 31 tys. km) pokonały Wielką Brytanię (28 tys. km).
Wiek XX - kolej statkom nie wadzi
Choć kolej miała wówczas przede wszystkim znaczenie gospodarcze, to coraz częściej wykorzystywana była i do celów turystycznych. Do legendy przeszły tak luksusowe pociągi pasażerskie, jak "Orient Express", który łączył w czasach swej świetności Paryż ze Stambułem, czy "Indian Pacific". Nadal można nim podróżować z australijskiego Perth do położonego na drugim krańcu kontynentu Sydney. Konkurencją dla kolei nie stały się, równie jak ona luksusowe, statki. I one także weszły do legendy, by przypomnieć choćby "Titanica". (Jeżeli chodzi o morskie podróże, my w Polsce także mamy, co wspominać – choćby dwa transatlantyki: "Chrobry" i "Piłsudski").
Lata 30.: sterowce przegrywają z samolotami
Duopolowi kolei i statków nie zagroził też krótkotrwały fenomen sterowców, w Niemczech oraz w Europie środkowej zwanych "zeppelinami". Te statki powietrzne z napędem, którego komory były wypełnione helem lub wodorem, kursowały w latach 30. XX w. na podniebnych transatlantyckich trasach. Ich karierze położyła kres katastrofa niemieckiego sterowca pasażerskiego "Hindenburg", który spłonął 6 maja 1937 r. podczas lądowania na lotnisku w Lakehurst w stanie New Jersey (USA). Katastrofa wyeliminowała ostatecznie sterowce w rywalizacji z samolotami o prymat w lotach pasażerskich. To jest już jednak zupełnie inna historia.