Beduini - bliskowschodni kowboje
Jeśli chodzi o lokalną ludność, której natrętność antycypowaliśmy, to musimy przyznać, że bardzo się pomyliliśmy. W zasadzie to możemy powiedzieć, że wizyta w Petrze bez Beduinów, nie byłaby tym samym przeżyciem. To oni nadają temu miejscu taki dziwny, nieco kosmiczny klimat. Coś pomiędzy Dzikim Zachodem, a "Gwiezdnymi wojnami". Ani trochę nie zdziwiłbym się, gdyby z którychś drzwi wyrytych w skale nagle wyjechał R2D2, a na ulicy wylądował Sokół Millenium. Po ulicy hula wiatr, cisza jak makiem zasiał, kiedy nagle słyszymy „iiiii-jaaaa!” i mija nas Beduin galopujący na ośle, w dodatku bez siodła. Zgodnie stwierdziliśmy, że Beduini z Petry są nieco dzicy, ale w bardzo pozytywny sposób. To tacy bliskowschodni kowboje. Od dziecka wychowani w siodle. Na ośle, wielbłądzie i koniu potrafią jeździć bokiem, tyłem i pewnie do góry nogami także. Malują oczy, noszą pierścionki i kolczyki. Każdy z nich przypominał trochę kapitana Jack’a Sparrow’a z "Piratów z Karaibów". Ich wielbłądy suną dostojnie ulicami Petry w rytm "One Love" i "No Woman No Cry" Boba Marley’a