Piotr i jego Papak, czyli dookoła świata na skuterze
Podróż trwa już ponad 220 dni. To szmat czasu. Bez ludzi poznanych na trasie Piotr Głowacki już dawno siedziałby z powrotem w fotelu w Bełchatowie. – To oni mnie karmili, kiedy byłem głodny na bezdrożach Pamiru, to oni pomagali wydostać się z Afganistanu, to oni dowieźli części do Mongolii – mówi. Ale jest ktoś jeszcze, bez kogo ta wyprawa by się nie udała, wierny kompan Piotra – Papak.
Bełchatów – Magadan – Władywostok. Taką trasę zaplanował Piotr. Chciał przejechać Azję na skuterze, pokonując 30 tysięcy kilometrów. Do Władywostoku dotarł w listopadzie i doszedł do wniosku, że skoro idzie mu tak dobrze, to pojedzie dalej – do Kanady i okrąży skuterem świat. Na słowo „skuter” Piotr pewnie by się oburzył, bo „Papak to nie skuter, to Papak”. – Kocham drania! Przeżyłem z nim już naprawdę dużo, on ze mną zresztą też. Nieraz go kopałem i szarpałem. To taka trochę patologiczna rodzina, która nadal jest ze sobą – opowiada Piotr.
Podróżować z Papakiem nie zawsze jest łatwo. Ma tylko 49 centymetrów sześciennych pojemności i raptem kilka koni mechanicznych. I to chyba największy problem, szczególnie jeśli trasa prowadzi pod górę. – Zdarzało nam się jechać na wysokościach grubo powyżej 3 tysięcy m n.p.m., czasami nawet powyżej 4 tysięcy. Skuter totalnie nie miał mocy, ja zresztą też. Często pchałem obładowanego Papaka, po cztery, pięć, dziesięć, a czasami piętnaście kilometrów – opowiada Piotr, który chyba jako pierwszy pokonał Pamir Highway (widokowa droga w Tadżykistanie) skuterem o pojemności 49 ccm. – Jestem z tego dumny, ale chyba jeszcze bardziej dumny jestem z faktu, że to po prostu przeżyłem.
Papak też póki co wychodzi ze wszystkich opresji bez szwanku. Do wyprawy został dobrze przygotowany. Najważniejszy był przeszczep silnika – dostał taki sam, ale świeższy, mniej zmęczony. – Dospawaliśmy wzmocnienia ramy, poprawiliśmy elektrykę, żeby dała radę przy przejazdach przez brody i błota – wylicza właściciel Papaka. Na kanadyjskie drogi to jednak za mało, potrzebne były jeszcze narty. Przyspawano je po bokach i jak relacjonuje Piotr, teraz jedzie się znacznie łatwiej.
„Skuter to wolność, skuter to blask, skuter to zaoszczędzony czas” – śpiewa w jednej ze swoich piosenek Sydney Polak. – Idealnie opisuje to, czym jest skuter i do czego służy – mówi Piotr. Czy skuter to lepszy, czy gorszy brat motocykla? – Ciężko jest mi powiedzieć. Każdy sam musi odpowiedzieć sobie na pytanie, co woli i na czym będzie czuć się lepiej – przekonuje Piotr i przywołuje słowa Krzysztofa Wielickiego: „Ktoś, kto kocha góry, będzie je kochać i nie trzeba go namawiać do chodzenia po nich. Kogoś, kto tego nie rozumie przekonywać nie warto”. Tak samo jest ze skuterami.
Piotr chciałby wrócić do Polski pod koniec lutego – na swoje urodziny. Teraz jest w Kanadzie. Chce przejechać cały kraj i samolotem polecieć razem z Papakiem do Portugalii. Potem jeszcze tylko Francja, Belgia, Holandia, Niemcy i już rodzinny Bełchatów. Przed Piotrem i Papakiem jeszcze prawie dwa miesiące z przygodami i wyzwaniami. Wiele się może wydarzyć. Ich przygody można śledzić na profilu na Facebooku i na prowadzonej przez Piotra stronie.
– W trakcie wyjazdu niepowodzenia, awarie, problemy w różnych sytuacjach nie są czymś fajnym. Natomiast po powrocie, szczególnie po kilku miesiącach odpoczynku, z punktu widzenia domowego fotela te wszystkie dramaty są tym, co daje siłę – przekonuje Piotr. Dla niego to ważna i bardzo ułatwiająca życie filozofia. Najpierw dużo przeżyć, gdzieś, gdzie trzeba przeżyć – później z tego czerpać jak najwięcej.