Zapomnij o Czechach i Austrii. Oto zimowy raj. Polacy są tam numerem 1
Gdy w Polsce w ciągu jednej nocy biały puch może zmienić się w brudną breję, z udanych ferii zimowych nici. Nic dziwnego, że często decydujemy się na zagraniczne wyjazdy na narty. Ukochaliśmy sobie szczególnie jedno miejsce: włoskie Livigno odwiedza co roku aż 200 tys. Polaków.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
To doprawdy imponująca liczba - jesteśmy na samym szczycie listy krajów, z których rokrocznie przybywają tu turyści spragnieni wypoczynku, sportu i włoskiego dolce far niente (słodkiego nicnierobienia). Poza nami do Livigno (choć już mniej tłumnie) przyjeżdżają Niemcy, Czesi, a nawet goście z RPA. Po kilku dniach spędzonych w tym włoskim kurorcie już wiem dlaczego.
115 km tras zjazdowych
Do lat 50. Livigno było małą wioską, która zimą była kompletnie odizolowana od świata. Gdy w 1952 r. wybudowano drogę do tego miejsca przejezdną także podczas opadów śniegu, nareszcie więcej ludzie mogło docenić jego piękno. W 1953 r. powstał pierwszy wyciąg narciarski, ale losy i oblicze Livigno odmieniły się w 1968 r., gdy otwarto dla turystów tunel Munt la Schera, prowadzący ze Szwajcarii.
Dziś w alpejskiej wiosce, do której przybywa 200 tys. Polaków (z czego w samym sezonie zimowym ok. 180 tys.), mieszka 7 tys. ludzi. Na amatorów śnieżnego szaleństwa czeka tu 31 wyciągów i aż 74 trasy zjazdowe, które mają łączną długość ponad 115 km.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polacy pokochali włoską wioskę. "To mój pierwszy raz i jestem zachwycona"
Dużo słońca, dużo śniegu
W położonym na wysokości ponad 1800 m n.p.m. Ligivno panują niezwykle sprzyjające warunki dla narciarzy. Sezon trwa tu bardzo długo, bo od listopada aż do maja. Jeśli akurat pogoda nie dopisuje, to sztucznie zaśnieża się aż 80 proc. stoków.
Dzięki temu, że trasy poprowadzono po zboczach gór z obu stron doliny (w której rozciągnięte jest Livigno), światłem słonecznym można się cieszyć podczas białego szaleństwa od poranka do końca dnia. Dlatego z reporterskiego obowiązku podkreślam, że konieczny jest tu krem z wysokim filtrem i okulary słoneczne - artefakty, o których osoby przyzwyczajone do polskiej zimy mogą łatwo zapomnieć. Nic zatem dziwnego, że symbolem miasteczka jest słońce, znajdziecie je na gadżetach i pamiątkach w licznych butikach.
Ale jest coś, z czego jeszcze słynie Livigno. Miejscowy przewodnik zdradził mi, że spotyka tu przybyszy, którzy nie są tak zainteresowani zapierającą dech naturą czy szusowaniem na nartach, jak zakupami. W licznych sklepikach można tu kupić markowe buty, odzież, sprzęt, biżuterię.
- Tu jest najlepszy klimat! Livigno jest bardzo popularne, ale będąc już tu na miejscu, czuję się jak w domu. Każdy każdego zna, co roku witają nas te same twarze - mówi mi Agnieszka, mieszkanka Sopotu, która przyjeżdża tu z rodziną na narty, odkąd była nastolatką. A dla młodego podróżnika miasteczko ma wiele do zaoferowania. Kluby z karaoke, bary z shotami pitymi z nart, tańce w barze na samym szczycie przy wyciągu... - Od rana do wieczora jest co robić - podsumowuje. - Lokalna społeczność w Livigno to jakiś fenomen: wszyscy są otwarci i uśmiechnięci, nie traktują turystów jak zła koniecznego – dodaje. Bardzo możliwe, że to ostatnie to zasługa tej słonecznej pogody.
Darmowe skipassy w Livigno
Najlepszą wiadomością dla osób, które wciąż szukają kierunku na kolejny wyjazd na narty jest fakt, że w Livigno skipassy przez pierwsze trzy tygodnie sezonu, a potem w drugiej połowie kwietnia są za darmo.
W wysokim sezonie trzeba za nie zapłacić nawet 62 euro. Wypożyczenie nart to koszt od 40 euro od osoby. Nie wydamy za to eurocenta za poruszanie się po miasteczku i dostanie na wyciąg. W Livigno działa darmowa komunikacja, busy kursują nawet co 10 minut, więc auto można po prostu zostawić w jednym miejscu na cały czas urlopu.
Nie jeździsz na nartach? Nic straconego
Jeśli tak jak ja nie należysz do ludzi, którzy są lubią całe dnie spędzać na stoku, Livigno będzie wymarzonym miejscem na zimowy wypoczynek także dla ciebie. Gdy znajomi i reszta rodziny będą decydować między szlakiem czarnym i czerwonym, możesz wybrać się na... rakiety śnieżne i dzięki nim wspinać się na szczyty, z których można podziwiać zapierające dech w piersiach widoki. Przy odrobinie szczęścia i odpowiedniej lornetce dostrzec można koziorożce wygrzewające się na słońcu.
Kolejną opcją są popularne także w Polsce biegówki, długie szlaki w miasteczku są doskonale oznaczone, wypożyczalnia sprzętu jest na każdym kroku.
To, czego nie mogłam sobie odmówić, to przejażdżka na rowerze. Tzw. fat bike to pojazd na bardzo szerokich oponach z dobrym bieżnikiem, którym żaden śnieg nie jest straszny. Fantastycznie pokonuje się na nim kolejne wzniesienia, a pomaga w tym oczywiście bateria. Koszty wynajęcia roweru zaczynają się od 40 euro. Jeśli te rozrywki są zbyt przyziemne, można wzbić się wysoko dzięki paralotni. Z roku na rok latanie w duecie z instruktorem, by z góry podziwiać piękną i tętniącą życiem dolinę, staje się coraz to popularniejsze.
Najmniej oczekiwaną atrakcją, jakiej spróbowałam w Livigno, było spotkanie z alpakami. Miejscowy właściciel agroturystyki ma całkiem spore stadko, do którego należą także konie, osły i lamy. To świetny sposób na spędzenie czasu, zwłaszcza dla młodszych uczestników wycieczki, którzy nie będą chcieli danego dnia zjeżdżać ze stoku.
Gdy jednak zmęczy nas wysiłek i mróz, w swoje gościnne progi zaprasza Aquagranda, kompleks saun, basenów, siłowni, w którym do startów przygotowują się także olimpijczycy. Są tu kąpieliska ze zjeżdżalniami dla najmłodszych i duże zewnętrzne jacuzzi z gorącą wodą. Osoby pragnące zrelaksować się w ciszy z pewnością ucieszy fakt, że jest strefa relaksu, do której dzieci nie mają wstępu. Kilka saun i pokoi z aromaterapią to istne niebo po intensywnym dniu na śniegu. Całodniowy bilet wstępu to koszt 45 euro od jednej osoby, 90 dla rodziców z dzieckiem, a tysiąc od dwóch dorosłych i dwójki pociech.
Nie pizza, tylko pizzoccheri
Trudno Polaków namówić na to, by we Włoszech nie jedli tradycyjnej pizzy czy pasty, bo właśnie kuchnia tego kraju jest dla nas najlepsza. Jednak będąc w Livigno, skosztujcie miejscowych przysmaków, które są zgoła inne od tych, które można dostać na słonecznym południu. Zapomnijcie o pomidorach, karczochach i bakłażanach. Zamiast pizzy skosztujcie pizzoccheri, czyli makaronowych wstążek z mąki gryczanej z kapustą i ziemniakami.
Innym przysmakiem jest sciat, czyli kulki z sera smażone także w gryczanej mące na głębokim tłuszczu. Nie pytajcie o carbonarę, a o canederli – kulki z chleba z szynką i serem, zanurzone w rosole. Koniecznie trzeba tu spróbować cienko pokrojonej szynki bresaola czy risotto z szynką speck. Brzmi dość ciężko? Na pewno, w końcu tu pokarm na mróz i ciężki wysiłek. Po takim jadle na pewno dobrze nam zrobi taneda – to tradycyjny wyrób z tego regionu, nalewka z krwawnika. Uspokajam: legendarne bombardino dostaniecie na każdym stoku.
Jak dojechać do Livigno?
Większość polskich turystów wybiera się w podróż do Livigno autem (z Warszawy to ok. 1300 km). Chociaż droga do włoskiej wioski jest dłuższa niż do szwajcarskich czy austriackich kurortów, to ceny na miejscu wciąż są dla nas bardziej atrakcyjne. Tydzień dla dwóch osób w marcu i kwietniu można zarezerwować za ok. 3,5 tys. zł ze śniadaniami. W ferie to ok. 6 tys. zł.
Ci, którzy decydują się na lot, wybierają połączenia do Bergamo. Stamtąd kursuje bus Livigno Express, bilet w obie strony to 100 euro. Taksówka to minimum 400 euro.
Basia Żelazko, dziennikarka Wirtualnej Polski
Niezależna opinia redakcji. Wyjazd zorganizowała Organizacja Turystyczna Livigno.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.