Polak okrążył Portugalię na piechotę. "Szukałem wyjścia z trudnej sytuacji i wejścia do nowej, lepszej historii"
Jerzy Arsoba ze Szczecina w ciągu 86 dni przeszedł sam 2400 km po Portugalii. Dlaczego? Bo ze względu na pandemię nie mógł pracować, postanowił więc nie tracić czasu i ruszył w drogę. - Prawdopodobnie jestem pierwszą osobą na świecie, która tego dokonała - mówi w rozmowie z WP.
Karolina Laskowska: Skąd pomysł na pieszą wyprawę w czasie pandemii?
Jerzy Arsoba: Jestem twórcą pracowni podróży Arsoba Travel, pilotem wypraw i fotografem. Pandemia koronawirusa sprawiła, że nie mogłem dalej wykonywać uwielbianej pracy. Przez pół roku bezskutecznie motałem się w próżni, nie wiedząc jak poradzić sobie z kryzysem w branży. Nie chciałem jednak czekać i tracić cennego czasu. Postanowiłem więc, że muszę na nowo odnaleźć w życiu harmonię. Wpadłem na pomysł pieszych podróży po świecie, niejako powrotu do źródeł, bo przecież człowiek został pierwotnie przystosowany do chodzenia, a nie jeżdżenia.
Mój nowy projekt nazwałem symbolicznie "PHI arsoba across around". PHI to grecka litera, która symbolizuje m.in. szerokość geograficzną, strumień światła, tzw. złoty podział. Arsoba to moje nazwisko. Across odnosi się do tras przecinających kraj lub region, łącząc jego najbardziej oddalone miejsca. A around to trasa tworząca zamkniętą pętlę wzdłuż granic kraju lub regionu.
Dlaczego postanowił pan zrobić wielką pętlę akurat w Portugalii?
Wybrałem ją z kilku powodów. Łatwo tu dotrzeć z Polski, a zimą jest świetna pogoda. To właśnie stąd dawniej wyruszały wyprawy w poszukiwaniu nowych dróg. Portugalia jest bramą na świat. Z kolei Porto, które było początkiem i końcem mojej wyprawy, kojarzy się nie tylko z portem, ale też z porta – drzwiami będącymi zarówno wejściem, jak i wyjściem. A ja właśnie wtedy szukałem tego swojego wyjścia z trudnej sytuacji i wejścia do nowej, lepszej historii.
Symboli było jednak więcej. Towarzysz pana podróży – pluszowy miś o imieniu Pchlarz chyba też jest symboliczny?
Tak, to mój ulubiony kompan. Niedźwiedź ma 20 lat i wspiera mnie podczas wielu wypraw, zwłaszcza tych samotnych - to moje alter ego. Ma nawet fanpage na Facebooku.
Wróćmy do samej wyprawy. Opowie pan o niej więcej?
Rozpocząłem ją 17 października ub. r. w Porto i zakończyłem 9 lutego 2021 r. o godz. 16:30 czasu portugalskiego. Okrążyłem wyłącznie pieszo całą Portugalię zgodnie z ruchem wskazówek zegara. W ciągu 86 dni przeszedłem 2400 km, a suma podejść przekroczyła 35000 m. Prawdopodobnie jestem pierwszą osobą na świecie, która tego dokonała. Dziennie pokonywałem średnio 28 km, niosąc plecak o wadze 11-13 kg. Co 5 dni miałem dzień przerwy lub trochę dłużej z powodu, np. nagłych obostrzeń. Wyprawę zrealizowałem wyłącznie za własne pieniądze.
Co robił pan po drodze?
Przede wszystkim wędrowałem i robiłem zdjęcia. To właśnie dzięki nim mogłem na bieżąco obrazować przebytą trasę i komentować to, co mi się podobało lub mnie szokowało. Łącznie na fotoblogu opublikowałem ich prawie 1700.
Przyglądałem się też otoczeniu i porównywałem różne regiony. Starałem się rozmawiać ze spotkanymi ludźmi, choć Portugalczycy trzymają zwykle obcych przybyszy na dystans. Obserwowałem również zmiany, jakie we mnie zachodziły. Zauważyłem, że wyostrzyły mi się zmysły słuchu i węchu oraz poprawiła się kondycja fizyczna. Schudłem około 12 kg. Wzrosła też moja odporność. W ciągu całej wyprawy nic mi nie dolegało i nie przytrafił się nawet katar. W psychice również dostrzegłem pozytywne zmiany. Czułem, że pozbywam się złych emocji i zaczynam godzić się z wieloma trudnymi sprawami.
Wynika z tego, że piesza wędrówka miała wiele zalet. A wystąpiły też jakieś trudności?
Niewiele i to takie, o których można szybko zapomnieć, np. duży pęcherz na stopie w pierwszym miesiącu, trudność w zakupie nowych skarpet (zamknięte sklepy), czasem deszcz i poranne przymrozki – ale to przecież normalne w pieszej wędrówce!
Zaskoczyły mnie też koszty, które okazały się większe od przewidywanych.
Co szczególnie urzekło pana w Portugalii?
Lubię ten kraj ze względu na duże zróżnicowanie krajobrazów i bardzo czyste powietrze. Można tu naprawdę wypocząć na łonie natury. Doceniam świetne wina, kawę oraz smaczne ciastka pastel de nata. Cieszyłem się też z ciepłej wody w kranach i pod prysznicem, która była zawsze z lewej strony, co wcale nie jest takie oczywiste.
A było coś negatywnego?
Denerwowały mnie psy, które z daleka wyczuwając człowieka głośno ujadały i rzucały się na ogrodzenia, co wywoływało we mnie traumę. Bardzo niebezpieczny, zwłaszcza dla pieszych na drodze, jest sposób jazdy kierowców. Jeżdżą za szybko, nieuważnie, w grupach "na ogonie", często bez świateł nawet we mgle. Smutny jest widok ogromnej ilości śmieci wyrzucanych przy drogach, chociaż w obejściach i przy domach jest bardzo czysto.
Kilka rzeczy mnie też zaskoczyło, np. opustoszała prowincja w większości ze starszymi osobami, ogromna ilość domów na sprzedaż lub całkowicie opuszczonych, widoczny patriarchat, a także kultowy dorsz przyrządzany ponoć na 365 sposobów, który nie bardzo mi smakował…
W jaki sposób organizował pan noclegi?
Planowałem i rezerwowałem je na tydzień naprzód, wszystkie pod dachem – w pensjonatach, gospodarstwach agroturystycznych, hostelach i hotelach. Było to kluczowe w logistyce wyprawy i wpływało na przebieg trasy, ponieważ dostępnych noclegów w czasie pandemii jest mniej. Niemożliwe jest znalezienie noclegu z drogi, na bieżąco – nikt nie wynajmuje pokoi, nie ma ogłoszeń, mieszkańcy się boją, są pozamykani.
Sytuacja epidemiologiczna w Portugalii jest trudna.
Nieco utrudniały mi wędrowanie i logistykę trasy obostrzenia takie jak: pozamykane sklepy, krótsze godziny otwarcia sklepów spożywczych, zamknięte punkty gastronomiczne z opcją tylko na wynos. Zostałem tylko raz zatrzymany przez policjanta, który po wysłuchaniu mojej historii z wyrazem niedowierzania na twarzy, pozwolił mi iść dalej.
Ma już pan plany na kolejne wędrówki?
Mam apetyt na więcej tras. Projekt "PHI arsoba across around" jest w założeniu długofalowy. Wszystkie wyprawy mają być właśnie piesze i realizowane w spokojnym tempie. Najbardziej marzę o wędrówce po Japonii, od południowego przylądka wyspy Kiusiu do północnego przylądka wyspy Hokkaido. Łącznie byłoby to około 4000-5000 km. Myślę też o innych destynacjach, np. Wietnamie lub Tajwanie.
Chciałbym dalej czerpać radość z wędrowania po świecie i odkrywania sensu istnienia człowieka, poszukiwania swojego ikigai, czyli istoty życia. Ponadto chcę tworzyć nowe i oryginalne trasy, które będę publicznie udostępniać wszystkim zainteresowanym. Przyznam, że już mnie "swędzą nogi", by znów ruszyć w drogę.