Polka w Afryce Wschodniej - wywiad z Justyną Śnieżek
Justyna Śnieżek Czarny Ląd pokochała tak bardzo, że postanowiła rzucić wszystko i wyprowadzić się na stałe do Ugandy. Wirtualnej Polsce opowiada o pierwszych miesiącach w Afryce Wschodniej.
WP: Ostatnio rozmawiałyśmy w maju, kilka tygodni przed Twoją przeprowadzką do Afryki Wschodniej. Planowałaś mieszkać w Jinja w Ugandzie i pracować jako freelancer. Udało się?
I tak, i nie. Rzeczywiście, wyjechałam do Ugandy, mieszkałam tu przez dwa miesiące i pracowałam. Udało mi się znaleźć kilka zleceń dla lokalnych firm turystycznych i wszystko układało się według planu do momentu, w którym pojawiły się przeszkody związane z wizą. Bycie freelancerem czy, jak to teraz jest w modzie, _ digital nomadą _, w Afryce nie jest najłatwiejsze. Postanowiłam więc poszukać stałej pracy w regionie Afryki Wschodniej i znalazłam coś, co w 100 proc. odpowiada moim umiejętnościom i zainteresowaniom. Wymagało to ode mnie jednak przeprowadzki do Nairobi, co zrobiłam, ale z małym żalem, bo Uganda zajmuje wyjątkowe miejsce w moim sercu. Nie żałuję jednak, bo Nairobi to miasto jedyne w swoim rodzaju.
WP: Jak wygląda życie w Nairobi?
To mieszanka wszystkiego, co tylko można sobie wyobrazić. Nairobi to szalenie dynamiczne miasto, pełne kontrastów. Po jednej stronie ulicy można zobaczyć eleganckie apartamentowce, w drugiej slumsy. Drogie samochody zaparkowane są obok rozpadających się rowerów. Centrum miasta tętni życiem i jest pełne naciągaczy, ale jedyne 10 minut jazdy poza miasto można się już zrelaksować w Parku Narodowym Nairobi, oglądając żyrafy. To takie miejsce, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie, jednak przyjeżdżając tu po raz pierwszy można doznać lekkiego szoku. O ile są tu bezpieczne okolice, w które bez problemu można dotrzeć samemu, o tyle w pewne miejsca nie odważyłabym się pójść sama, a już szczególnie po zmroku. Ludzie twierdzą, że Nairobi zmieniło się na lepsze na przestrzeni ostatnich kilku lat. Ciężko mi to potwierdzić, bo nie wiem, jakie było to miejsce przed listopadem 2014, kiedy przyjechałam tu po raz pierwszy. To, co mogę powiedzieć, to że jak wszystkie inne miejsca na świecie, to miasto ma swoje
wady i zalety, ale życie tutaj jest fajne!
WP: *Jak wysokie są koszty utrzymania w stolicy Kenii? *
Wszystko zależy od tego, jaki standard życia nam odpowiada. Żyć można i za 200 dolarów (co jest dość częstym zjawiskiem), jednak jeśli zależy nam na europejskim standardzie, powinniśmy szykować się na nieco większy wydatek. Chcąc żyć w bezpiecznej okolicy, w mieszkaniu z dobrym wyposażeniem, przyzwoitą toaletą i kuchnią, to koszt ok. 450 dolarów. To jest cena za wynajęcie pokoju, nie mieszkania. Jeśli mam porównać, ile wydaję na zakupy żywieniowe w Nairobi, a ile wydawałam w Warszawie, to myślę, że śmiało jest to około 10-15 proc. więcej. Zbankrutować można na nabiale – kilogram kurczaka potrafi kosztować nawet 30 zł. Dużo tańsze są z kolei lokalne owoce i warzywa – mango, ananasy, arbuzy czy awokado. Podsumowując, jeśli ktoś myśli, że życie w Kenii jest tanie, to jest w dużym błędzie.
WP: Jakie wrażenie zrobili na Tobie Kenijczycy? Opowiedz o swoich pierwszych doświadczeniach.
Ciężko to ujednolicić, bo jak wszędzie na świecie, Kenijczycy *również różnią się od siebie. Jeśli miałabym jednak powiedzieć coś o tych, których poznałam, to są to niezwykle pogodni ludzie o ponadprzeciętnym poczuciu humoru, lubiący rozmowy i...piwo. Specyfiką Kenii jest to, że jej *mieszkańcy bardzo mocno utożsamiają się z plemieniem, z którego pochodzą (trybalizm). Ma to wpływ na wiele aspektów ich życia – na edukację, politykę czy zawieranie małżeństw. W kraju pojawia się wiele inicjatyw mających na celu zlikwidowanie podziałów i uprzedzeń, jednak podejrzewam, że minie jeszcze trochę czasu, zanim pochodzenie i czy grupa etniczna pozostanie zupełnie bez znaczenia.
WP: Nairobi to także Kibera - jedne z największych slumsów na świecie. Miałaś okazję je odwiedzić?
Nie, do Kibery nigdy nie dotarłam. Będąc w Nairobi po raz pierwszy, w listopadzie ubiegłego roku, nie chciałam odwiedzać Kibery, bo nie bardzo czułam taką potrzebę. Moje postrzeganie slumsów zmieniło się dopiero po odwiedzeniu Bwaise, o którym zresztą wspominałam przy okazji naszej ostatniej rozmowy. Kiberę być może odwiedzę, jednak najpierw muszę znaleźć na to czas.
WP: Który kraj jest bezpieczniejszy - Kenia czy Uganda?
Bez dwóch zdań – Uganda. Prawdę mówiąc, w żadnym afrykańskim kraju nie czułam się tak swobodnie i bezpiecznie jak tutaj. Duży wpływ na to ma charakter Ugandyjczyków. To chyba najmilsza nacja na świecie!
WP: Mieszkasz w Kenii, ale do Ugandy wracasz regularnie. Co Cię tam przyciąga?
Chyba... wszystko. A tak na poważnie, wracam z wielu powodów. Mój chłopak jest Ugandyjczykiem, mieszka w Kampali, w związku z tym pojawiam się w odwiedziny kiedy tylko mogę. Firma, w której pracuję ma tu z kolei biuro, więc zdarza się, że kilka tygodni pod rząd pracuję stąd. Przez ostatnie 1,5 miesiąca kursowałam z Nairobi do Kampali 3 razy. Aktualnie jestem w Ugandzie, nie wiem na jak długo.
Najnowszym projektem, na którym teraz mocno się skupiam, jest budowa szkoły w jednej z wsi, 130 km na południowy-zachód od Kampali. W budowę od początku mocno zaangażowany jest mój chłopak – Jamal – i Ugandyjka – Marsha. Do tej pory, przez kilka lat, głównie dzięki wolontariuszom i niewielkim dotacjom od ludzi, udało się wybudować pięć z siedmiu klas. Szkoła stoi niedokończona, jednak, ze względu na problem z dostępem do szkolnictwa w wielu wsiach w Ugandzie, dzieci już się w niej uczą. Ja postawiłam sobie za cel zebranie funduszy na dokończenie szkoły, dlatego już lada dzień, na PolakPotrafi.pl, będzie można wesprzeć projekt dokończenia budowy szkoły we wsi Kawula*. To już drugi raz, kiedy podejmuję się zbiórki pieniędzy na wsparcie edukacji w Afryce. W ubiegłym roku udało mi się zebrać fundusze na wybudowanie toalet i dostępu do wody pitnej w szkołach w kilku punktach w Etiopii.
WP: Nairobi i Kampalę dzieli prawie 700 km. Jak się poruszasz między tymi dwoma krajami? Jakie są koszty podróżowania po Afryce Wschodniej?
Połączeń między Kenią a Ugandą nie brakuje. Sama, ze względu na koszty, z reguły wybieram drogę lądową. Jest to bardziej męcząca opcja, bo podróż z Nairobi do Kampali trwa około 14 godzin, ale koszt biletu to ok. 20 dolarów. Za pokonanie tej samej trasy samolotem zapłacimy pomiędzy 150-250 dolarów. Przetestowałam już chyba wszystkie możliwe autobusy i wybierającym się w te okolice, śmiało mogę polecić Mash Poa albo Modern Coast. Większość ma klimatyzację, napoje (wodę i fantę) w cenie, czasem dojdą do tego jakieś herbatniki. To dużo więcej niż oferują niektórzy polscy przewoźnicy autobusowi...
WP: Jakie masz plany na przyszłość?
Ciężko mi powiedzieć, bo u mnie zawsze rzeczy dzieją się spontanicznie. Ci, którzy mnie znają, potwierdzą. Pewna jestem tylko jednej rzeczy – chcę zostać tu, gdzie jestem, czyli w Afryce Wschodniej i dalej pisać bloga. Marzy mi się własny hotel w Górach Księżycowych (Ruwezori) i kilka innych rzeczy, ale wszystko w swoim czasie.
Informacja o tym, kiedy i jak można będzie pomóc, pojawi się fanpage'u: www.facebook.com/wafryce
Rozmawiała Iwona Kołczańska.