Polka w Nowym Jorku. "Mój pierwszy rok wspominam jak jeden wielki upadek"
Nowy Jork to miasto, które wielu chciałoby odwiedzić choć raz. Niektórym udaje się tam nawet zamieszkać, ale okazuje się, że początki nie zawsze są łatwe. O przeprowadzce i niełatwej miłości do Nowego Jorku opowiada Maja Klemp, autorka książki "Pakistańskie wesele", bloga Miłość w Czasach Strefowych, jedna z bohaterek książki "Nowy Jork. Miasto marzycieli".
Magda Żelazowska: Jak wyobrażałaś sobie Nowy Jork, zanim do niego trafiłaś?
Maja Klemp: Nawet nie pamiętam. Nigdy nie planowałam odwiedzić Nowego Jorku, Stany nie były na liście moich podróżniczych marzeń. Nie ciągnęło mnie do ojczyzny McDonalda. To się zmieniło dopiero, kiedy mój przyszły mąż się tu przeprowadził z założeniem, że kiedyś do niego dołączę.
Pamiętam, jak krótko po jego przeprowadzce rozmawialiśmy na Skype. On żalił się, że mu się nie podoba, że nie potrafi się w Nowym Jorku odnaleźć, a ja nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie korzysta z tego miasta, nie zwiedza, nie doświadcza. Jakiś czas później sama się przekonałam, że to nie jest takie proste.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Dlaczego?
Jednym z największych zaskoczeń po przyjeździe było dla mnie to, że w tak nowoczesnym mieście komunikacja miejska pozostawia jednak wiele do życzenia. Dużym problemem okazało się też znalezienie zakwaterowania. Mój przyszły mąż mieszkał wtedy z rodziną i nie wchodziło w grę, żebym zatrzymała się u nich. Potrzebowałam noclegu na kilka miesięcy – za długo, żeby zatrzymać się w hotelu, za krótko, żeby wynająć mieszkanie lub pokój. Podczas pierwszego pobytu poznałam więc najgorsze strony Nowego Jorku. Ale stanowił on szansę na życie z osobą, którą kocham.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Polka o tym, co najlepsze w USA. "Tą opowieścią zachwycił się cały świat"
Po trudnych początkach było lepiej?
Pierwszy rok po przyjeździe do Stanów wspominam jak jeden wielki upadek. Nie miałam w mieście znajomych, okazało się, że znalezienie pracy, mimo mojego wykształcenia i dobrego CV, nie jest proste. Pierwszą pracę, i to dorywczą, dostałam po niemal roku, w charakterze tłumaczki dla departamentu edukacji. Wcześniej przy zdrowych zmysłach utrzymywały mnie tylko zlecenia od mojej byłej firmy i kilka zleceń konsultingowych od amerykańskich klientów. Nową posadą nie cieszyłam się zbyt długo, bo Nowy Jork nagle z centrum wszechświata postanowił stać się również centrum pandemii.
Szukając stałej pracy, imałaś się różnych dorywczych zajęć?
Zależało mi, żeby móc kupić mężowi prezent urodzinowy z własnych pieniędzy, testowałam więc nowe technologie – smart glasses i sprzęt do VR, pracowałam przy pakowaniu prezentów i przy wyborze obrazów miejscowej artystki na wystawę. Przy okazji spotkałam wielu ciekawych ludzi i przyglądałam się różnym aspektom dorabiania w Nowym Jorku – kto to robi, w jakiej sytuacji, w jaki sposób, wreszcie – czy można się utrzymać tylko z prac dorywczych.
Na Brooklynie mieszka człowiek, który porzucił stałą pracę i utrzymuje się wyłącznie z wyprowadzania psów. Obecnie zarabia ponad sto dwadzieścia tysięcy dolarów rocznie! Nasz znajomy, który nie narzeka na brak pieniędzy, w przerwie między jedną pracą a drugą dowoził na rowerze jedzenie. Po co? Dla samego doświadczenia.
Dziś masz stałą pracę i amerykańskie obywatelstwo. Dlaczego zdecydowałaś się o nie ubiegać?
Mogłabym podać mnóstwo argumentów za posiadaniem amerykańskiego paszportu, w tym możliwość pracy w CIA i FBI. Ale mówiąc serio: przemówiły do mnie dwa powody. Zielona karta wprawdzie daje wiele praw, ale można ją stracić, na przykład przebywając zbyt długo poza granicami Stanów. A co, jeśli kiedyś trafi nam się możliwość pracy przez rok w Japonii? Albo zdecydujemy się rzucić wszystko i wyjechać – może nie w Bieszczady, ale na Karaiby? Z amerykańskim obywatelstwem nie będę miała problemów z powrotem, a z zieloną kartą musiałabym znowu przedzierać się przez gąszcz formalności. Drugim powodem jest to, że mimo wszystko wierzę w demokrację. Wychodzę z założenia, że jeśli gdzieś mieszkam na dłużej, płacę podatki, to powinnam mieć możliwość głosowania.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Ty i twój mąż pochodzicie z różnych krajów i kultur. Czy mieszkanie w Nowym Jorku okazało się dla was dobrym wyborem?
Nowy Jork to pod tym względem najlepsze miejsce na świecie. To miasto nie dyskryminuje, prawie wszyscy są tu jednocześnie obcy i u siebie. Pełno tu imigrantów, którzy tak samo próbują się w nim odnaleźć. Znajdziesz tu społeczności z każdego zakątka świata.
I ja, i mąż – czujemy się w Nowym Jorku dobrze, tu każdy znajdzie coś dla siebie. Jeśli chcemy, możemy codziennie oglądać coś innego, jeść w nowej restauracji. Możemy też po prostu siedzieć w domu, cieszyć się spokojem i tym, że wszystko znajduje się na wyciągnięcie ręki. Mamy różne zainteresowania, swoich znajomych. Wiele rzeczy robimy osobno, a czasami idziemy na kompromis.
Czytaj też: Street food w Nowym Jorku
Dziś czujesz się w Nowym Jorku bardziej u siebie?
Kocham Nowy Jork. Nie jest to miłość ślepa i bezkrytyczna, ale za to bardzo szczera. Cenię jego multikulturowość, mnogość możliwości, wszechobecność sztuki i kultury, nietuzinkowych ludzi, których tu spotykam. Mieszkając w Nowym Jorku, można uwierzyć, że jest się w centrum wszechświata. Nie lubię natomiast wygórowanych cen, tego, że sam czynsz pożera gigantyczną część naszych zarobków, a nawet nie mam wystarczająco dużo miejsca w szafie. Że standardy życia nijak się mają do jego kosztów. Tego, że czterdzieści dolarów, za które w Madrycie kupię świetny obiad dla dwóch osób, tu nie wystarczy nawet na dwa drinki.
Widzisz tu siebie na dłużej?
Lubię porównywać miasta do ludzi. Kiedyś napisałam, że Nowy Jork to słodki drań, który potrafi uwieść i zakręcić w głowie, ale jednocześnie mówi szczerze i niczego nie obiecuje, ani lojalności, ani wsparcia. Można wdać się z nim w ognisty romans i cudownie się razem bawić, ale jeśli oczekuje się czegoś więcej, to raczej nie jest partnerem na całe życie. Dlatego na razie bawię się z Nowym Jorkiem, spędzamy razem fantastyczny czas, ale ustatkuję się z miastem, które da mi to wszystko i jeszcze więcej, gdzie nie będę czuła, że cały czas mi czegoś brakuje. A Nowy Jork nie będzie za mną płakał, tylko uwodził kolejne osoby.
Dla Wirtualnej Polski Magda Żelazowska - dziennikarka, autorka książek "Nowy Jork. Miasto marzycieli", "Americana. To co najlepsze w USA", "Nowy Jork. Opowieści o mieście", "Rzuć to i jedź, czyli Polki na krańcach świata", "Zachłanni", "Hotel Bankrut". Entuzjastka świata i ludzi. Prowadzi blog zelazowska.pl.
Czytaj też: "Milionerzy". Pytanie o plac w Nowym Jorku