Radziecki Park Jurajski. Naddniestrze - nie znajdziesz go na mapach
Sto kilometrów od granic Unii Europejskiej leży państwo nieuznawane przez żadną światową stolicę, niezaznaczone na mapach, w którym nie działa prawo międzynarodowe, gdzie przywiązanie do pomników Lenina jest tak samo silne jak w ZSRR. Naddniestrzańska Republika Mołdawska.
Joanna Klimowicz: Naddniestrze znamy choćby z sienkiewiczowskiej Trylogii jako tajemniczą i budząca przerażenie krainę demonów, strzyg i wiedźm pokroju Horpyny. Czy dalej jest krainą dziwów?
Piotr Oleksy, politolog i historyk, zajmujący się Mołdawią i Naddniestrzem naukowo i dziennikarsko, autor książki "Naddniestrze. Terror tożsamości": Wydaje mi się, że jednak Naddniestrze nie funkcjonuje w powszechnej świadomości Polaków. Zazwyczaj muszę moim rozmówcom tłumaczyć, że to taka separatystyczna republika, że Mołdawia i… kończy się na rozmowie o mołdawskim winie [śmiech].
Faktycznie, Naddniestrze pojawia się u Sienkiewicza, przedstawiane jest jako ostatni bastion I Rzeczypospolitej. Dalej nie ma nic, tylko Dzikie Pola. To fascynujące, że teren ten Sienkiewiczowi kojarzył się jako obszar dziwów i strachów, gdzie mieszkają strzygi, brukołaki i wiedźmy, co pisarz wiązał z sąsiedztwem Rumunii (tamtejsza ludność miała rozwiniętą wiarę w to, co nadprzyrodzone).
Natomiast dla mnie było odkryciem, że dziś Naddniestrze - jeśli w ogóle z czymś się kojarzy, to także z dziwami i upiorami, tyle że jak najbardziej współczesnymi: przemytem, czarną dziurą Europy, republiką KGB tworzoną przez rosyjskich strategów, z interesami oligarchów. Z klubem piłkarskim Sheriff Tyraspol, który choć z tak prowincjonalnego miejsca, gra w lidze mołdawskiej i dzięki temu występuje w europejskich pucharach. Dziwami są tajemnicze, czasami straszne, czasami śmieszne interesy oligarchów. Naddniestrze jest postrzegane jako skansen po ZSRR.
… wręcz radziecki Park Jurajski, albo Korea Północna Europy - takimi mianami określają Naddniestrze publicyści. Czy słusznie?
Rzeczywiście, w tym miejscu radzieckość jest nadal żywa. My, Polacy, bardzo się jej opieraliśmy, więc dla nas fakt, że jacyś ludzie mogą się jej kurczowo trzymać, też jest dziwem równym istnieniu wampira czy brukołaka.
ZOBACZ TEŻ: Z wizytą w Kaliningradzie. Co miasto oferuje turystom?
Naddniestrze powstało w okresie rozpadu Związku Radzieckiego. W jakich okolicznościach?
Tereny te zostały po 45. roku połączone z nowo utworzoną Mołdawską Socjalistyczną Republiką Radziecką. Realizowano tam specyficzny projekt społeczny. O ile cała Mołdawia była republiką rolniczą, utrzymującą się z uprawy winorośli i owoców miękkich, to tu, na lewym brzegu lokowano przemysł ciężki oraz armię. Do pracy w przemyśle trafiali ludzie z najlepszych radzieckich szkół technicznych. Było to bowiem miejsce, w którym żyło się dobrze w porównaniu do innych republik, klimat był przyjazny, więc w systemie pracy delegowanej była to niezła opcja.
Trafiali tam ci, którzy mogli to sobie załatwić. Na małym obszarze powstała społeczność ludzi, dla których Związek Radziecki spełniał większość ich oczekiwań - zarówno materialnych, jak i duchowych. Społeczność wieloetniczna: Rosjan, Ukraińców, Mołdawian, która doskonale odnajdywała się w języku rosyjskim i radzieckiej symbolice. Na przełomie lat 80. i 90. znakomita większość Mołdawian odwróciła się w stronę idei narodowej, co podważyło przywileje, jakimi cieszyli się lokalni włodarze Naddniestrza - szefowie fabryk, których później ochrzczono mianem "czerwonych dyrektorów".
Potrafili zmobilizować ludzi z lewego brzegu Dniestru do walki - najpierw w obronie tej radzieckiej rzeczywistości, a później - o budowę swojej nowej państwowości. Posłużyli się do tego umiejętnie odpowiednimi kulturowymi stereotypami, mitami z przeszłości oraz radziecką symboliką.
A dziś - czyim interesom służy ten kraj?
Czerwonych dyrektorów już nie ma. Ojciec założyciel Naddniestrza - Igor Smirnow - był prezydentem przez 20 lat, do 2011 r. Zastąpili go młodzi, rzutcy i bezwzględni biznesmeni wywodzący się częściowo ze struktur policyjnych, a częściowo ze świata przestępczego, których obecnie możemy nazwać oligarchami. Są skupieni wokół holdingu Sheriff. Obecnie Naddniestrze służy przede wszystkim im. Doskonale wykorzystują emocje społeczne i sytuację geopolityczną - rywalizację wielkich mocarstw w regionie.
Oczywiście Naddniestrze służy też Rosji do realizacji celów geostrategicznych - nieustannego nacisku na Mołdawię. Przecież Mołdawia z Naddniestrzem w składzie nigdy nie przyłączy się do NATO, utrudniona jest również jej integracja z Unią Europejską. W grę wchodzą też cele militarne, bo w Naddniestrzu cały czas stacjonują rosyjscy żołnierze, w niezbyt wielkiej liczbie około 1500 osób.
Jakie atrybuty państwowości, poza armią, ma Naddniestrze?
Wszystkie, oprócz uznania międzynarodowego. Swoje granice, milicję, rząd, prezydenta, parlament, pocztę, system szkolnictwa, edukacji, służbę zdrowia, sądy.
A dlaczego Naddniestrza nie uznaje nawet Rosja, która je wspiera?
Naddniestrze uznane nie jest Rosji do niczego potrzebne. Jest swoistym narzędziem nacisku politycznego na Mołdawię i Ukrainę, trzyma je w szachu. Uznanie Naddniestrza spowoduje, że Rosja zostanie z tym malutkim niewydolnym państewkiem jak z ręką w nocniku.
W Naddniestrzańskiej Republice Mołdawskiej mieszka do pół miliona osób. Kto to jest i jak im się żyje?
Realnie pewnie około 350 tys. osób. To trudno policzyć, bo tam jest duża emigracja zarobkowa i to już jest odpowiedź na pytanie jak im się żyje. O ile w latach 90. w Naddniestrzu żyło się naprawdę dobrze, zwłaszcza w porównaniu do innych republik, to w latach dwutysięcznych zaczęło się ubożenie tamtejszego społeczeństwa. Wynikało przede wszystkim z faktu, że oligarchowie zaczęli być coraz bardziej zachłanni, coraz mniej oddawać do kasy państwa, bezwzględnie żerując na mieszkańcach. Mówimy dziś o separatystycznej republice, która próbuje się oderwać od najbiedniejszego i najbardziej prowincjonalnego kraju w Europie. Młodzi ludzie nie mają tam za wielu perspektyw.
Mogą opuszczać kraj legalnie?
Naddniestrzanie podróżują po całym świecie dosyć swobodnie. Prawnie należy się im paszport Republiki Mołdawii, bo Mołdawia uznaje Naddniestrze za część swojego terytorium. Z drugiej strony, nie mają też żadnych problemów, żeby zdobyć paszport Federacji Rosyjskiej. Do niedawna duża część mieszkańców z łatwością uzyskiwała też paszport ukraiński. Poza tym jeśli ma się paszport mołdawski, można też zdobyć rumuński, a Rumunia jest członkiem Unii Europejskiej, więc świat przed Naddniestrzanami stoi otworem. W efekcie - to dziś głównie kraj emerytów.
To pytanie musi paść - czy tam jest bezpiecznie? Czy przypadki łamania prawa dotykają bezpośrednio mieszkańców bądź podróżujących?
Nie! Takie przypadki, że ktoś biegał z pistoletami czy karabinami po ulicy, miały miejsce na początku lat 90-tych. Jeśli teraz pojedziemy do Naddniestrza i nie będziemy próbowali podważyć tamtejszego monopolu na produkcję prądu w regionie, wchodzić w interesy gazowe czy walczyć z monopolem Sheriffa na handel produktami alkoholowymi, to możemy się czuć w miarę bezpiecznie. Przynajmniej nie mniej niż w Ukrainie czy Mołdawii. Z tym zastrzeżeniem, że na Ukrainie czy w Mołdawii działa prawo międzynarodowe, więc możemy potem swoich praw dochodzić, a w Naddniestrzu w zasadzie nie działa.
Natomiast realia są takie, że zarówno mieszkaniec Naddniestrza, jak i turysta nie odczuje zupełnie tych gangsterskich czy oligarchicznych porachunków, nie będzie miał z nimi nic do czynienia. Nie będzie tak, jak czasami przerysowują turyści, że w Naddniestrzu na targu spod pomidorów kupuje się kałasznikowy.
Poleca Pan takie doświadczenie podróżnikom?
Polecać to można maltańską wyspę Gozo albo Portugalię, ale jeśli ktoś chciałby zobaczyć, jak można żyć inaczej, według innych wzorców kulturowych i historycznych, czy też jest zainteresowany tym, jak się żyje w państwie, którego formalnie nie ma na mapie - to tak, polecam. To ciekawe doświadczenie. Na pewno ciekawe kulinarnie, bo można tam zjeść dania z pogranicza kuchni bałkańskiej i rosyjskiej, wypić znakomity koniak i wino. Można odwiedzić miejsca historyczne związane z Polską, jak sienkiewiczowski Raszków, w którego okolicach Horpyna przetrzymywała Helenę. To spokojne, malownicze miejsce.
Jak się tam dostać?
Najlepiej jadąc z Odessy bądź z Kiszyniowa, przy czym z Kiszyniowa jest szybciej, bliżej, częściej kursują autobusy - co ok. pół godziny. Podróż trwa półtorej. Nie będzie problemów z przekroczeniem granicy jeśli jedziemy na jeden dzień.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl